Ocena:
oceń

rozmiar czcionki

|

|

|

|

In vitro - deska ratunku

Zostać rodzicem za wszelką cenę

Kubuś i Wojtuś żyją dzięki zapłodnieniu in vitro. To dwaj mali, zwyczajni chłopcy, bardzo chciani i kochani przez rodziców. - Mówienie, że poczęte przez in vitro dziecko nie jest owocem miłości to największa bzdura – oburza się Kinga, mama Kubusia.

 

Zapłodniona in vitro Julita zrobiła zwykły test ciążowy, żeby nacieszyć się widokiem dwóch kresek, choć bez testu wiedziała, że jest w ciąży.

Fot. iStockphpto

Zapłodniona in vitro Julita zrobiła zwykły test ciążowy, żeby nacieszyć się widokiem dwóch kresek, choć bez testu wiedziała, że jest w ciąży.

 

Obsesja i wyjec

- Kiedy bezskutecznie usiłowałam zajść w ciążę, wszędzie widziałam brzuchy, wszędzie były małe dzieci, nawet w snach – opowiada Julita. Poszła do psychologa, ale ten nie był w stanie jej pomóc. – Na kursie języka angielskiego nic do mnie docierało, studium przedszkolanek przerwałam. A były to moje pomysły na to, by oderwać się od myśli o dziecku – opowiada Julita. Poddała się. - Nic mi nie pomagało i nie mogło pomóc. Chciałam mieć brzuch, powiększające się piersi, czuć się kobietą – wspomina Julita. – Modliłam się o to na pielgrzymce w Częstochowie, jeździłam z mężem pod Żywiec do księdza po zioła na niepłodność. Robiłam wszystko, aby nam się udało – opowiada. – Kiedy się załamałam mąż napisał mi karteczkę – oświadczenie: „na pewno będziemy mieć małego bobaska”.
Kinga ten brak dziecka przeżywała jako głęboki smutek. - Taki wyjec siedział mi z tyłu głowy i nawet kiedy obiektywnie mogłam w danym momencie być zadowolona, męczyła mnie myśl o dziecku. Czułam się oszukana przez los. Od najmłodszych lat wiedziałam, że będę rodzić. A tu nic nie było wiadomo. Najgorsza była niepewność czy to tylko kwestia czasu, czy groźba, że tego upragnionego dziecka może w ogóle nie być - opowiada Kinga. – Na to, że się nie załamywałam wpływała świadomość, że istnieje in vitro - podkreśla. – No i rodzina, przed którą niczego nie ukrywałam.

 

Zagnieździ się czy nie

Kindze i Julicie udało się zajść w ciążę metodą in vitro za pierwszym razem! Ale to zachodzenie nie było ani łatwe, ani przyjemne.
Julita z mężem po trzech nieudanych próbach inseminacyjnych wybrali klinikę w Warszawie, dokąd musieli jeździć na badania i wszelkie zabiegi, które w sumie kosztowały ich około 12 tys. złotych (w tym stymulacja hormonalna 3 tys. zł, 6, 5 tys. zł sam zabieg plus dojazdy i pobyt w stolicy).
- To nie było proste, bo mąż musiał się zwalniać z pracy, co rodziło dodatkowe koszty. Do tego dochodziło zmęczenie i stres – mówi Julita. – Wszystkie badania zrobione wcześniej w Krakowie podlegały weryfikacji w Warszawie, m.in. badanie nasienia, monitorowanie jajeczkowania, etc. Wyniki były słabe, dlatego zaproponowano nam metodę ICSJ (w uproszczeniu mikromanipulacja polegająca na bezpośrednim wstrzyknięciu plemnika do komórki jajowej).
– Najpierw brałam, po raz pierwszy w życiu tabletki antykoncepcyjne dla tzw. wyciszenia organizmu, potem zastrzyki hormonalne, aby pobudzić przysadkę mózgową i wytwarzanie pęcherzyków Graafa. Po tej stymulacji co dwa, trzy dni musieliśmy znowu jeździć do kliniki, aby lekarze mogli stwierdzić przez monitoring czy pęcherzyki prawidłowo rosną. - Lekarz podczas drugiej wizyty zauważył, że rosną za szybko i znów zaczęłam się bać czy wszystko się uda - opowiada Julita, - Kolejność była taka: antykoncepcja, potem od razu zastrzyki stymulujące(wzięła ich 34), a na końcu jeden zastrzyk (pregnyl) na pęknięcie pęcherzyków Graafa. Z pierwszym zastrzykiem w brzuch poszła do przychodni, drugi już zrobił jej mąż, a następne wszystkie wykonywała sama. Od momentu, kiedy zrobiła ten ostatni zastrzyk na pęknięcie pęcherzyków miała 36 godzin, by zgłosić się w klinice w Warszawie. Tam zrobiono punkcję czyli pobranie komórki jajowej (oocytu) pod narkozą. Zabieg odbywał się w tym samym dniu, co pobranie nasienia męża. Po dwóch dniach nastąpił transfer, czyli przełożenie zarodka do macicy. Znów lęk: zagnieździ się czy nie?
Kinga zdecydowała się na zapłodnienie w Krakowie, więc nie musiała podróżować. Ale też wcześniej przez pół roku dostawała zastrzyki, które wywoływały u niej sztuczną menopauzę. – Miałam dwa zestawy zastrzyków, jedne wbijałam sobie w brzuch, a w pośladki wbijała mi pielęgniarka (zastrzyki w czasie stymulacji ivf). Ponieważ Kinga dodatkowo miała problemy immunologiczne, w sumie wzięła 300 zastrzyków przez cały czas trwania ciąży - od dnia transferu do porodu. Zastrzyki miały zaleczyć resztki endomietriozy i wyciszyć organizm. Przez pół roku leczenia Kinga z mężem czekali na jej pierwszy normalny cykl miesiączkowy, aby podejść do zabiegu. Zażywała hormony, aby w czasie cyklu zostało pobranych więcej komórek jajowych niż normalnie. W jej przypadku ładnie wyszły zależności statystyczne: z sześciu komórek trzy były niedojrzałe, a trzy komórki jajowe zostały zapłodnione i przez trzy doby obserwowano je w laboratorium, oczekując na ich rozwój. - W trzeciej dobie zostały mi wszystkie trzy podane – mówi Kinga. Choć zarodki były trzy, powstało z nich jedno dziecko, tak w przyrodzie często się dzieje. - Żaden zarodek nie został zamrożony ani zniszczony – mówi.

 

Strona: 1 2 3
Oceń artykuł:
nie lubię lubię to | Bądź pierwszym który to lubi.

Komentarze

  • donnavito | 17-01-2015 23:51:07

    Ja się zastanawiam, jeśli mozna adoptowac cudze zarodki, to moze sie okazac, ze w przyszłości brat z siostrą nieświadomie sie zakochają w sobie.I będzie tragedia.Jak prawo to reguluje?
  • mikaa997 | 09-02-2015 17:13:58

    In Vitro to jedyna szansa dla wielu par. Nie rozumiem dlaczego w okół tego tematu jest tyle kontrowersji. Dzieci poczęte z in vitro są czasem owocem większej miłości niż te które narodziły się z przypadkowego seksu.
  • Modzelka8 | 16-02-2015 11:17:42

    Metoda zapłodnienia in vitro to ogromny postęp w nauce. Jeżeli ktoś się na to decyduje, to jest tylko i wyłącznie ich sprawa. Również nie rozumiem tych kontrowersji. Ja na szczęście mam dziecko, ale gdybym nie mogła mieć to zrobiłabym wszystko żeby zajść w ciążę, również jeśli miałabym wybrać metodę in vitro.
  • moniaG | 22-04-2015 21:40:20

    Gorąco popieram in vitro! Jestem w podobnej sytuacji jak bohaterki artykułu- po 4 latach starań, zdiagnozowanej i przeleczonej endometriozie, 2 inseminacjach doszliśmy do ostatniej możliwości, in vitro. Pierwszy zabieg miałam rok temu, niestety nie udało się. Obecnie jestem w 5 tyg ciąży po drugim in vitro! Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży i w grudniu powitamy Dzieciątko na świecie.

Warto zobaczyć

Poczytaj również

Polecamy

Robert Makłowicz podczas Festiwalu Zupy w Krakowie

Chilli con carne z tortillą Roberta Makłowicza

Jestem przeciwnikiem oddzielnego gotowania dla dzieci. Z takiego gotowania specjalnych dań dla maluchów wyrastają analfabeci kulinarni, którzy jedzą najpierw w domu papki bez żadnego smaku, potem w przedszkolu, w stołówce szkolnej, a kończą na brejach w...

czytaj

Dr n.med. Wojciech Feleszko

Czego oznaką jest trzęsąca się bródka u noworodka i małego niemowlaka?

Ostatnio zauważyłam u 2,5 miesięcznego dziecka, że czasami drży mu broda. Wygląda to tak, jakby było mu zimno. Zdarza się to podczas kąpieli, albo jak się go podnosi. Czy to jest normalny odruch?

czytaj

Najczęstsze niepokojące zmiany w obrębie zewnętrznych narządów płciowych u chłopców to: wnętrostwo, wrodzony brak jednego jądra lub obu jąder, wierzchniactwo, spodziectwo, wodniak jądra lub obydwu jąder.

Chłopięce genitalia. Rozwój, wady anatomiczne

O prawidłowym rozwoju chłopięcych genitaliów a także ich ewentualnych wadach anatomicznych, rozmawiamy z pediatrą, Cezarym Makulskim.  

czytaj

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj