Renata miała skończone 36 lat, kiedy zaszła w ciążę. Lekarka podczas pierwszej wizyty kontrolnej wspomniała, że w tym wieku przysługują jej bezpłatne - refundowane przez NFZ – badania prenatalne. Postanowiła skorzystać ze swojego przywileju. – Nie wiedziałam, że badania te będą przyczyną wielu łez i nieznanej mi dotąd, dojmującej troski o kiełkujące we mnie życie. Z perspektywy czasu uważam jednak, że podjęłam właściwą decyzję.
Amniopunkcja budzi strach
Dr Krzysztof Szczałuba podaje, że w IMiD rocznie przeprowadza się około 150 – 200 amniopunkcji, w tym około 70 proc. dotyczy kobiet po 35. roku życia, dla których badania są bezpłatne. W innym przypadku amniopunkcja kosztuje około 1500 zł. Doktor twierdzi, że z roku na rok badanie staje się coraz bardziej bezpieczne. - Oczywiście nie jest ono pozbawione ryzyka, jednak coraz większa biegłość lekarzy przeprowadzających amniopunkcję oraz coraz lepszy sprzęt ultrasonograficzny wykorzystywany do amniopunkcji, pozwalają na większy niż niegdyś optymizm.
Badanie polega na pobraniu płynu owodniowego poprzez nakłucie powłoki brzusznej ciężarnej kobiety igłą punkcyjną. Wykonywane jest pod kontrolą USG. Lekarz obserwuje, w którym miejscu może się bezpiecznie wkłuć, by nie dotknąć płodu. W pobranym płynie znajdują się jego komórki, pochodzące z łuszczącego się naskórka. W laboratorium zakłada się ich hodowlę, a po ich namnożeniu, wykonuje się badanie zestawu chromosomów dziecka.
- Amniopunkcja nie bolała fizycznie, ale psychicznie – wspomina Renata. - Wiedziałam, że jestem w dobrych rękach, ale mimo to czułam strach. Jeszcze gorzej wspominam okres oczekiwania na wynik.
By wynik był precyzyjny, zakłada się dwie hodowle. Cały proces długo trwa. - W IMiD na badania czeka się do 21 dni, choć najczęściej o wynikach nieprawidłowych pacjenci dowiadują się nawet tydzień wcześniej – mówi dr Szczałuba. Renata i Lidka miały robioną amniopunkcję w tym samym terminie. Maja tydzień wcześniej. Pewnego dnia Renata odbiera telefon. - Chłopak! - słyszy krzyk radości - Będzie chłopak! Cały i zdrowy! Majka ze szczęścia wrzeszczała mi do słuchawki tak, że ledwo ją rozumiałam. Po tym telefonie puściły mi nerwy i postanowiłam zadzwonić do IMiD-u, choć minęły dopiero dwa tygodnie. Miałam szczęście. Wyniki właśnie dotarły z laboratorium. Nie wiedziałam, nigdy nie sądziłam, że najpiękniejsze słowa, jakie w życiu usłyszę będą brzmiały – kariotyp żeński, prawidłowy. Michał bardzo się ucieszył z córki. - Będzie miała na imię Małgorzata – zadecydował. - Bo to nasza najcenniejsza margarites, perła.
Mimo wszystko warto
Lidka odebrała wyniki kilka dni później. Wiadomości nie były dobre. U jej syna stwierdzono zespół Downa. - Lidka już wcześniej mówiła nam, że obojętnie jaką usłyszy diagnozę, ciąży nie usunie. Od początku miała przeczucia, że będzie coś nie tak i psychicznie przygotowywała się nawet na najgorsze. Jest gotowa na wszystko, bo to może być jej ostatnia szansa na macierzyństwo. Powiedziała mi, że i tak jest szczęściarą, bo zespół Downa to jedna z najmniej dokuczliwych wad genetycznych. W dodatku pozwalająca normalnie żyć.
Teraz Lidka dzięki wiedzy, uzyskanej podczas badań prenatalnych, jest pod stałą, wzmożoną kontrolą. Częściej chodzi na USG. Lekarze obserwują serce, gdyż dzieci z zespołem Downa zwykle poważnie na nie chorują i można odpowiednio wcześnie zareagować, nawet przeprowadzając operację jeszcze w łonie matki. Są także przygotowani na trudniejszy poród.
Renata, Maja i Lidka są zgodne, że skoro medycyna daje możliwość diagnozowania nowego życia jeszcze w fazie płodowej to trzeba z tego korzystać. Można wtedy bardzo wcześnie pomóc maleństwu, gdy jest chore. Można także zyskać czas, by przygotować się na trudniejsze macierzyństwo
wojtaszek | 23-01-2015 23:06:15