Na początku XX wieku termin alergia określał mechanizm patofizjologiczny polegający na pojawieniu się nadwrażliwości u uczulanych organizmów. Od tego czasu definicja alergii zmieniła się, choć mam wrażenie, że wielu lekarzy tego nie dostrzega.
Tymczasem traktowanie alergii i nadwrażliwości jako synonimów jest groźne, bo może pociągać za sobą błędne diagnozy i co za tym idzie niewłaściwe terapie.
Podzielam zdanie prof. Michała Kurka, który dobitnie podkreśla, że nie ma jednej choroby alergicznej. Jest to też stanowisko Europejskiej Akademii Alergii i Immunologii Klinicznej (EAACI), która wręcz używa określenia „allergic diseases” – „choroby alergiczne”. Europejska Akademia zaleca, żeby nie zakładać z góry, że nieżyt nosa czy astma to choroba alergiczna.
Te zmiany w podejściu do alergii od czasu, kiedy po raz pierwszy użyto tego terminu, zmierzają do jednego: współcześnie nie chodzi o to, by rozpoznać lub wykluczyć alergię, a żeby rozpoznać stany nadwrażliwości, które prowadzą do objawów chorobowych i wskazać, jakie czynniki je wyzwalają. Dopiero potem można mówić o nadwrażliwości alergicznej lub niealergicznej.
Co ma robić mama, gdy pediatra stawia diagnozę: - To może być alergia! Po pierwsze, nie panikować. Po drugie, pytać o wszystko, czego nie jest się pewnym. Po trzecie, poprosić o skierowanie do specjalisty. Po czwarte, przeprowadzić badania. Wreszcie, gdy już wiadomo, na co dziecko jest uczulone – trzeba się stosować do zaleceń i współpracować z pediatrą prowadzącym małego pacjenta.