O naprotechnologii, metodzie leczenia niepłodności rozmawiamy z dr Januszem Wojewódzkim, ginekologiem specjalizującym się w leczeniu niepłodności.
Po co naprotechnolodzy każą badać śluz w celu określenia płodności, skoro wystarczy przeprowadzić badania krwi?
Naprotechnolodzy się od takich badań nie odżegnują, natomiast skupiają się na tym, żeby dojść do ciąży w sposób jak najbardziej naturalny. Nie chcą zniechęcać pacjentek inwazyjnymi badaniami diagnostycznymi, pobieraniem krwi, itd. Nie każdy je lubi. Ja także w podobny sposób prowadzę pacjentki w swoim gabinecie. Zaczynam od wywiadu, pytań o odczuwanie śluzu płodnego lub o wykresy pomiaru temperatury ciała oraz zapraszam w środku cyklu na ocenę jajeczkowania (USG). Jeżeli na przykład okazuje się, że przyczyną braku ciąży jest to, że pęcherzyki w jajnikach nie chcą rosnąć lub pękać, to zapisuję odpowiednie leki i zalecam ocenę jajeczkowania (testy owulacyjne lub USG) i na podstawie tego wskazuję najlepszy moment do współżycia. I w dużej części przypadków leczenie takie przynosi sukces. Pacjentki nie muszą korzystać z bardziej zaawansowanych metod leczenia, takich jak inseminacja czy in vitro.
Naprotechnolodzy oceniają skuteczność swojej metody na poziomie około 70-80 proc. Podkreślają, że in vitro ma skuteczność na poziomie ok. 30-40 proc., a więc jest mniej efektywne. Prawda jest jednak taka, że każda z metod dotyczy zupełnie innych sytuacji, innych grup pacjentów.
Co naprotechnolodzy takiego robią lub czego nie robią, że mają tak świetne wyniki?
Pacjenci myślą, że naprotechnologia polega na stosowaniu supernowoczesnej diagnostyki, o której inni lekarze nie wiedzą lub o niej nie pamiętają w swojej codziennej praktyce. Nie. Nic podobnego. Każdy lekarz ginekolog jest w stanie leczyć niepłodność, przynajmniej w początkowym etapie. Uważam, że naprotechnologia jest skierowana do tych pacjentek, które z różnych przyczyn przez rok czy dwa nie zaszły w ciążę, niespecjalnie się tym do tej pory interesowały i diagnozowały. Jeśli trafią do kliniki naprotechnologii, wówczas w zdecydowanej większości rzeczywiście można odnieść bardzo spektakularny sukces. Wystarczy obserwować jajeczkowanie, wykonać podstawowe badania diagnostyczne, zalecić współżycie w odpowiednim czasie. Jest to w sumie grupa pacjentów najłatwiejszych do wyleczenia.
Natomiast do klinik zajmujących się metodami wspomagania rozrodu, docierają najczęściej już „wyselekcjonowane” pacjentki, którym nie udało się uzyskać ciąży prostymi metodami. Ich przypadki są dużo bardziej złożone i znacznie trudniejsze do wyleczenia.
Wobec tego powiedzmy, w jakich przypadkach naprotechnologia nie jest w stanie pomóc parze starającej się o dziecko?
To są dość oczywiste przypadki. Naprotechnologia nie pomoże kobietom z niedrożnymi czy usuniętymi jajowodami. Jeśli kobiecie zdarzą się dwie ciąże pozamaciczne, raz w jednym jajowodzie, raz w drugim to oba jajowody ma usunięte. Jajowody mogą też zarastać lub stawać się niedrożne w wyniku przebytego stanu zapalnego przydatków czy endometriozy. Tu naprotechnologia nie będzie miała efektów, żeby nie wiadomo jak lekarz diagnozował kobietę. W zakresie hormonów, owulacji, wszystko u niej działa prawidłowo, tylko jajeczko, które zostaje wyrzucone z jajnika nie wpada do jajowodu. Lub wpada i się tam zatrzymuje. Tak czy inaczej, nie ma szans na zapłodnienie i implantację w macicy.
Naprotechnologia nie pomoże także w przypadkach złych parametrów nasienia, co zdarza się we współczesnym świecie coraz częściej. Nie mówiąc już o sytuacjach skrajnych, gdy u mężczyzny w ogóle nie ma plemników w nasieniu. Jeśli jest jakaś szczątkowa produkcja to wówczas można te plemniki uzyskać przez nakłucie najądrza czy jądra. Biopsje wykonuje androlog i jeśli znajdzie plemniki to je zamraża. Kobietę przygotowuje się do in vitro poprzez stymulację lekami, pobiera się komórki jajowe, a następnie zespala z plemnikami uzyskanymi wcześniej od mężczyzny (zamrożonymi) lub otrzymanymi z biopsji jąder czy najądrzy "na świeżo" (pobranymi w dniu punkcji jajników kobiety). Dzięki temu para taka ma szansę na ciążę w około 40-50 procentach. W takich sytuacjach oczywiście naprotechnologia jest absolutnie bezradna.
Trzeba pamiętać, że w tej chwili niepłodność męska i niepłodność kobieca w tym samym stopniu dotyczą niepłodności małżeńskiej. Jeśli niepłodność małżeńska wynosi 100 procent to ok. 30 procent stanowi niepłodność kobieca, drugie 30 – niepłodność męska. Reszta to niepłodność wynikająca ze wspólnych problemów lub idiopatyczna, niezidentyfikowana.
chelseaa | 25-10-2012 15:23:14
Majkowa | 16-01-2014 16:30:22
Barbara70 | 02-07-2019 09:38:20