Zazdroszczę mamie Szymka i Julki – Ewie. Ona zawsze wie, co ma robić. Na ból brzucha - miętowa herbatka, na zaparcia – suszone śliwki albo woda na czczo i jabłko. Na przeziębienie „lipionka”- herbatka z lipy, mleko z czosnkiem i sok malinowy domowej roboty. Na ładne włosy - płukanka wywarem z pokrzywy.
Ewa ma 26 lat a stosuje metody tradycyjne. – Moja babcia jest góralką spod Jabłonki, wychowała siedmioro dzieci i dla mnie jest jedynym autorytetem w sprawie postępowania z dziećmi. Jeśli mam wątpliwości co robić, dzwonię do niej – mówi.
Ciągła niepewność
Ja ciągle miałam wątpliwości, czy dobrze postąpiłam w takiej czy innej sprawie. Najwięcej kłopotów sprawiała mi kwestia smoczka. Podawać go Kasi czy nie? Zwolennicy smoczka mówili, że gryzaki są dobrze wyprofilowane i lepsze niż palec, który prędzej czy później dzieciak wsadzi do buzi. Nie tylko skrzywi sobie nim zgryz, ale wprowadzi do ust bakterie. Życie jednak samo przynosi czasem rozwiązania. Przykład Marty, mamy Loli daje mi dużo do myślenia. – Kupiłam Loli smoczek, kiedy miała miesiąc, tak na wszelki wypadek – powiedziała na spacerze w parku. Nie dawałam jej go nigdy. Aż któregoś razu, kiedy mąż podczas mojej nieobecności nie mógł uspokoić jej płaczu nawet huśtając na rękach – podał jej smoka. I stało się! – opowiada Marta. Lola uspokoiła się i od tego czasu, od kiedy przestałam ją karmić piersią – usypiała aż do drugiego roku życia ze smoczkiem w buzi - opowiada mama Loli, która przyznaje, że zawsze miała wiele wątpliwości, jak postępować z dzieckiem. Podawać pierś na żądanie, kiedy tylko dziecko zapłacze, czy też przyzwyczajać do karmienia o stałych porach?
Też miałam takie wątpliwości. Największe, kiedy wracałam do pracy i zastanawiałam się, czy oddać Kasię do żłobka. Teściowa i mama były przerażone, a ja czułam się jak wyrodna matka. Koleżanki, które już przez to przeszły opowiadały mi o rozdzierających serce porannych scenach rozstania się z dzieckiem. O maleństwach, wpijających się w matkę i opiekunkach prawie siłą odrywających je od nich. Gdy w końcu i mi się to przytrafiło, przez cały dzień w pracy nie mogłam przestać o tym myśleć. Czy słusznie zrobiłam nie słuchając mamy i teściowej?
##
Kompetentny, neutralny doradca
- Nie ma się co dziwić, że młoda mama ma wątpliwości czy dobrze postępuje - mówi psycholog. - Wchodzi przecież w nową rolę społeczną, a żeby ją pełnić, musi mieć kompetencje, umiejętności i wiedzę. Aby się w niej dobrze poczuć, musi się szybko uczyć nowych rzeczy, co jest obarczone dużym stresem. Boi się, że rola ją przerośnie i zawiedzie najbliższe otoczenie. Na tych jej lękach żeruje biznes i ludzie z marketingu, którzy ją straszą: „jak nie kupisz dziecku odżywki czy maty antypoślizgowej” stanie się coś strasznego – komentuje psycholog.
Ewa, która przyznaje się, że postępuje z dziećmi tylko według zaleceń babci, weszła w konflikt z własną mamą, która podważa jej metody. Ja też nie stosowałam się do rad teściowej, co zepsuło nasze wzajemne relacje. – Co z tego, że ktoś wychował siedmioro dzieci, skoro metody jakie stosował nie przystają do obecnej rzeczywistości? Nasi rodzice, czy dziadkowie przyznają się, że byli bici przez swoich rodziców i usprawiedliwiają łatwo takie zachowanie. A przecież była to wyraźna agresja i przemoc. Psychologia współczesna daje jasne rozpoznanie – to było bezmyślne rozładowanie własnej bezsilności. Nie wolno tego robić! W razie wątpliwości młodej mamy, rzeczywiście najlepsze jest spojrzenie z zewnątrz. Ale w sprawach ważnych, warto zwrócić się do kompetentnego specjalisty: pediatry, psychologa czy dietetyka. Dobrze, gdy jest to osoba neutralna. Osąd fachowca rozsądzi spór kompetencyjny między osobami stojącymi na antagonistycznych stanowiskach w rodzinie czy wśród znajomych. Mama poczuje też nad sobą parasol ochronny legitymizowany wiedzą.
Przede wszystkim jednak warto działać zdroworozsądkowo, intuicyjnie, bez instrukcji obsługi, bo każda mama i dziecko są inne, niepowtarzalne.
Modzelka8 | 18-02-2015 09:28:01
Modzelka8 | 18-02-2015 09:29:26
mikaa997 | 26-02-2015 12:34:58
Doris85 | 04-04-2015 17:24:40