Szkoła rodzenia nosi nazwę, która wprowadza w błąd. To raczej szkoła matek i ojców. Jedna z nielicznych szkół, do których chodzenie jest nie tylko pożyteczne, ale i dobrowolne. Szkoda tylko, że jest ich niewiele i istnieją wyłącznie w większych miastach. Tę, do której sama chodziłam, już zlikwidowano z braku pieniędzy. Narodowy Fundusz Zdrowia nie uznaje szkoły rodzenia za usługę medyczną.
Są jednak szpitale, które bezpłatnie organizują zajęcia dla przyszłych mam po to, by zachęcić je do rodzenia u nich. Jeśli nie masz takiego w pobliżu, pozostają szkoły rodzenia, w których zajęcia są płatne. Funkcjonują zarówno przy publicznych, jak i prywatnych placówkach medycznych.
Warto zwłaszcza, gdy to pierwsza ciąża
Ktokolwiek zapyta mnie czy warto tracić czas na taką szkołę, usłyszy, że warto. Zwłaszcza, jeśli jest to pierwsza ciąża. Na zajęciach dowiesz się wielu ciekawych rzeczy, niektórych z nich próżno szukać w poradnikach. Masz także okazję zadać wiele pytań i to nie mamie czy koleżance, ale lekarzowi i położnej.
Zajęcia w szkole rodzenia obejmują zwykle szeroką tematykę – od ciąży, jej wpływu na ciało kobiety, przez rozwój płodu, aż do porodu, połogu, pielęgnacji noworodka i jeszcze więcej. Mówi się także o fizjologii kobiety, powrocie do formy sprzed ciąży, kobiecych chorobach czy antykoncepcji. Często oprócz wykładów, w szkole rodzenia są zajęcia gimnastyczne i relaksacyjne oraz praktyczne – na przykład kąpanie lalki imitującej noworodka.
Zajęcia organizowane są przeważnie co tydzień lub co dwa tygodnie, w cyklu kilkunastu spotkań. Praktycznie nie ma znaczenia w jakim momencie ciąży zaczniesz w nich uczestniczyć, byle na kilka tygodni przed terminem porodu. W większości szkół rodzenia przyszli tatusiowie są mile widziani, w niektórych udział ojca w zajęciach jest warunkiem jego późniejszej obecności przy porodzie. Jeśli wiec podjęliście decyzje o wspólnym rodzeniu, warto byłoby także szkołę razem ukończyć.
Przygotowany do roli ojca
Mojego męża zaprowadziłam do szkoły – to znaczy sam chciał – kiedy przygotowywaliśmy się do przyjścia na świat naszego drugiego dziecka. Przy pierwszym porodzie nie było go, bo jeszcze kilkanaście lat temu było to możliwe w nielicznych szpitalach. Tak więc, dla mnie szkoła rodzenia już nie była nią w pełni, bo jeden poród miałam za sobą. Mimo to chwile spędzane z innymi spodziewającymi się dzieci matkami i ojcami, były bardzo przyjemne i pożyteczne. Pożyteczne zwłaszcza dla mojego męża, którego podczas porodu nic nie zaskoczyło. Nie mówię, że wszystkie takie szkoły są idealne. Moja koleżanka zrezygnowała po dwóch spotkaniach, bo prowadzący je lekarz okazał się niemiłym gburem. Zdarza się. Warto jednak spróbować.
Alison | 08-10-2010 20:17:29
anialadeevit | 11-01-2013 21:32:02
Modzelka8 | 23-02-2015 17:16:48
szkolarodzenia | 25-02-2015 09:06:38