Poród w domu jest przeżyciem nie tylko fizycznym, ale i duchowym. Warto to niezwykłe wydarzenie odbyć we własnym gnieździe w otoczeniu najbliższych – mówi Anna Przybylska, mama półtorarocznej Martusi, urodzonej w domu. - Jak było? – pytam. – Fantastycznie – mówi.
Jak gdyby nigdy nic
Rano Anna wstała i przygotowała śniadanie, bo była bardzo głodna, nastawiła pranie i usiadła w kuchni na twardym krześle. Nie była nacięta, więc mogła to zrobić. – Czułam się bardzo zmęczona, ale i zadowolona, spełniona – wspomina. – To był poród, w którym miałam wpływ na to, co się ze mną dzieje. Panowałam nad wszystkim. Ból dało się opanować, a ja zyskałam dużo szacunku do swego ciała, do siebie samej. Życzę każdej kobiecie, aby przeżyła poród w taki sposób, chciałabym to niesamowite doświadczenie powtórzyć – wyznaje. A ponieważ jest w ciąży, następnemu dziecku też ofiaruje tak niezwykły dar, jakim są narodziny w domu.
Jak to robią w Krakowie?
Co do formalności, to nie ma z nimi kłopotu. Choć urzędy i urzędnicy nie są przyzwyczajeni do domowych porodów, z prawnego punku widzenia wszystko jest legalne.
Położna jest zobowiązana prowadzić w standardowy sposób pełną dokumentację medyczną przebiegu porodu, którą podbija swoją pieczątką (wygląda to jak zeszyt, zresztą taki sam jaki jest prowadzony przy szpitalnym porodzie, ale tam pieczątkę przystawia lekarz). Po urodzeniu dziecka akuszerka zakłada Książeczkę Zdrowia Dziecka i kartę szczepień. Szczepienia też nie są problemem. W Krakowie jest punkt szczepień przy Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu św. Ludwika, gdzie bez problemu szczepione są dzieci, które z różnych przyczyn mają niestandardowy kalendarz szczepień.
Nie ma też problemu z badaniem w domu niemowlaka na fenyloketonurię (wrodzona choroba metaboliczna, genetycznie uwarunkowana). Tu trzeba się spieszyć - położna najdalej w trzeciej dobie pobiera dziecku krew. - Nakłuwa delikatnie z boku piętę malucha i krwią macza specjalny pasek (zwany bibułką). Potrzeba dokładnie sześć kropel, które umieszcza się precyzyjnie w namalowanych kółeczkach na pasku, po czym wysyła się tę bibułkę z krwią do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu na badanie. Można to zrobić listem poleconym. Szpital potwierdza listownie mamie dziecka, że otrzymał list i odsyła wynik. Przy czym, jeśli niemowlę jest zdrowe klinika się nie odzywa, w przypadku wykrycia choroby wzywa matkę z dzieckiem. - Z tego paska nasączonego krwią odczytywanego komputerowo wiadomo czy dziecko jest zdrowe, czy chore - opowiada położna, pracująca w szpitalu (ta metoda zwana testem Guthriego umożliwia wczesne wykrycie fenyloketonurii, a to ważne, bo w przypadku jej stwierdzenia najdalej w 2. tygodniu życia dziecka trzeba podjąć leczenie i odpowiednią dietę).
- Pediatra powinien przyjść do domu w ciągu 24 godzin po porodzie, aby zbadać noworodka - mówi Przybylska. Natomiast położna nie przestaje opiekować się matką i dzieckiem dopóki jest taka potrzeba. Najczęściej odwiedza mamę i noworodka przez trzy kolejne dni i jest w stałym kontakcie telefonicznym. Dom kobiety w połogu, jak te które rodzą w szpitalu, powinna też odwiedzić rejonowa położna środowiskowa.