Talent muzyczny nie jest czymś powszednim. Gdy zauważymy u malucha zainteresowanie muzyką, nie zakładajmy od razu, że wyrośnie z niego wirtuoz. To krok od dramatu.
Stracone chwile dzieciństwa
Umuzykalnianie dziecka na siłę, wbrew niemu, może przynieść jedynie szkody. Można sprawić, że szkoła muzyczna stanie się dla dziecka gehenną i w konsekwencji znienawidzi muzykę do końca życia. – Uczyłam przeciętnie zdolną dziewczynkę, którą do nauki gry na fortepianie przymuszali rodzice sami zajęci pracą twórczą. Traktowali szkołę muzyczną jak popołudniową przechowalnię dziecka – opowiada nauczycielka szkoły muzycznej na krakowskim Podgórzu. – Nigdy jej nie spotkałam na żadnym koncercie, choć inni uczniowie, którzy poszli różnymi drogami, filharmonię nadal odwiedzają – opowiada.
Andrzej Sikorowski, bard i kompozytor, swoją córkę Maję, z którą występuje, posłał do szkoły muzycznej i tego żałuje. - Dzisiaj bym tego nie zrobił. Moim zdaniem szkoła muzyczna nastawiona jest na produkcję wirtuozów, a ja tylko chciałem, żeby w szkole spotkała wrażliwych ludzi. Maja była uzdolniona, ale nie rokowała, że zostanie wirtuozem fortepianu. Codzienne, systematyczne, dwugodzinne ćwiczenie na instrumencie to dla dziecka wielkie wyrzeczenie. Przeze mnie straciła wiele chwil dzieciństwa - przyznaje Sikorowski.
Lepiej chwalić na wyrost
- Nie ma nic gorszego niż ćwiczenie na czas, z nastawionym budzikiem. Przez trzydzieści minut ćwiczenia na instrumencie dziecko może bezmyślnie wydobywać dźwięki, a nie o to chodzi. Lepiej niech przećwiczy cztery takty porządnie i rozliczy się przed samym sobą – mówi Woleńska- Stryszowska. – Nigdy też małym muzykom nie robię wymówek. Lepiej je chwalić nawet na wyrost. To dopiero działa i sprawia, że łatwiej rezygnują z zabawy na rzecz ćwiczenia na instrumencie. Poza tym trzeba wybierać utwory melodyjne, które zachęcają do pracy. A na ćwiczenie gamy trzeba mieć pomysł, aby dzieci się nie nudziły – radzi nauczycielka.
Oczywiście rodzice też muszą umieć znaleźć „klucz” do dziecka, aby go we wczesnym dzieciństwie przekonać, że warto poświęcić piłkę i zabawę dla skrzypiec czy pianina. To nie może być przymus. Krystyna, mama dziesięcioletniego dziś Łukasza, ucznia pierwszej klasy podstawowej szkoły muzycznej, opowiada, że chłopiec w wieku trzech lat za każdym razem, kiedy przechodził przez półpiętro, na którym na klatce schodowej stało pianino, naciskał któryś z klawiszy. - Nie robił tego mechanicznie, tylko przystawał i z rozmysłem wydobywał dźwięki, uśmiechając się przy tym z aprobatą. Kiedy miał pięć lat, już te dźwięki łączył ze sobą i dobierał tak, że słuchało się tego z przyjemnością – opowiada Krystyna. Rodzice najpierw zafundowali mu prywatne lekcje gry, a potem dziadek namówił chłopca na szkołę muzyczną. I tak Łukasz chodzi do zwykłej szkoły podstawowej i do muzycznej. Mimo dużej ilości obowiązków, nadal grę na pianinie traktuje jako zabawę. Takiemu dziecku jak Łukasz, szkoła muzyczna i ćwiczenie gry na instrumencie na pewno nie zepsuje dzieciństwa, niezależnie od tego, co w życiu będzie robił.
Mamakaroli | 16-05-2017 15:38:13
AAnita | 25-09-2017 10:24:57
mameczka | 27-11-2017 10:55:37
AAnita | 04-05-2018 09:26:07