To, co czuje matka, gdy trzyma na rękach głodne, płaczące dziecko i nie może go nakarmić, wie tylko kobieta, która sama to przeżyła. Mnie dopadły panika i przerażenie. I jeszcze frustracja, gdy przypomniałam sobie artykuły, jak ważne jest karmienie piersią dla zdrowia dziecka.
26 maja rozpoczyna się Tydzień Promocji Karmienia Piersią. - Karmienie piersią to jedyny sposób żywienia noworodków i niemowląt, który zapewnia im właściwy rozwój i optymalny stan zdrowia - przypominają eksperci. A my przypominamy, że naprawdę warto postarać się karmić piersią, nawet jeśli wymaga to więcej wysiłku, niż młoda mama zakładała.
---
Gdy byłam w ciąży, przejrzałam dziesiątki magazynów dla młodych matek. Co chwilę rzucały mi się w oczy artykuły o naturalnym karmieniu. O tym, jakie to wspaniałe, mistyczne przeżycie, gdy niemowlę ssie pierś, patrząc matce prosto w oczy. Nie mogłam się doczekać, by doświadczyć tych, zdawałoby się, tak oczywistych i pewnych uczuć.
Po porodzie co chwilę sprawdzałam, czy mam już pokarm. Przyszedł trzeciego dnia. Niestety - akurat w tym czasie zabrali syna na naświetlanie, ponieważ miał żółtaczkę. Nie mogłam więc przystawiać go do piersi. Nie miałam też laktatora. Nie było go na liście rzeczy do zabrania do szpitala, którą dostałam w szkole rodzenia. Byłam kompletnie zielona w tych sprawach, nie pomyślałam, że może mi się przydać zaraz po porodzie. Leżałam więc z nabrzmiałymi piersiami, nie mogąc doczekać się, kiedy przyniosą mi dziecko. W końcu położne położyły synka koło mnie i kazały karmić. Mały zamiast najeść się do syta i zasnąć po kilku sekundach ssania zaczynał głośno płakać. I tak przez całą noc. Na sali byłyśmy we cztery. Troje dzieci darło się wniebogłosy i tylko jedno wyglądało na zadowolone. Zlewał mnie zimny pot. Co się dzieje? Dlaczego mój syn płacze? Rano dowiedziałam się, że brakuje mi pokarmu. Położna poinformowała mnie również, że noworodek nie potrafi efektywnie ssać. Musi się tego nauczyć.
Moje serce pękało na milion kawałków. Położne nie bardzo chciały synka dokarmiać sztucznym mlekiem, żeby nie przyzwyczajał się do jedzenia z butelki. Podobno dzieci nie chcą później ssać piersi. Ale w końcu nie było wyjścia. Syn zbyt dużo stracił na wadze, więc się zlitowały. Kiedy się najadał, ucinał sobie smaczną drzemkę, a ja myślałam, co robić.
Karmienie piersią po porodzie: pobudzanie laktacji
Po powrocie do domu równe dwa tygodnie walczyłam o pokarm. Jak pobudzić laktację? Najpierw karmiłam dziecko tym co miałam w piersiach, potem je dokarmiałam sztucznym mlekiem, a gdy spało, pracowałam laktatorem i ze łzami w oczach myślałam o tych chwilach uniesienia, o których tyle czytałam. W filmach i kolorowych magazynach dla matek wszystko było takie proste. Przykładasz dziecko do piersi, ono ssie, najada się, zasypia. Dookoła atmosfera sielanki i wielkiej szczęśliwości. A tu figa z makiem. Stres nie opuszczał mnie nawet we śnie.
W końcu jednak udało mi się rozkręcić laktację, ale wtedy pojawił się inny problem. Przy ssaniu czułam tak duży ból, że o uczuciu przyjemności nie mogło być mowy. Znosiłam go, zaciskając zęby i powtarzając w kółko, że to dla dobra dziecka. Przez cały czas jednak towarzyszyło mi okropne uczucie, że jestem złą matką, skoro podczas karmienia nie czuję tej silnej więzi, którą czują inne (w domyśle wszystkie) matki.
I dopiero, gdy przeczytałam książkę „Język niemowląt” napisaną przez angielską położną, Tracy Hogg, zrozumiałam, że karmienie to sztuka i trzeba się jej nauczyć. I nie ma nic w tym złego, że nie czerpałam z niego przyjemności nawet wtedy, gdy wszystko się unormowało - pokarmu miałam tyle, ile trzeba, a piersi przestały boleć. Synka karmiłam przez 9 miesięcy.
Karmienie piersią: bez uniesień
Kiedy porozmawiałam z koleżankami, okazało się, że tylko jedna na sześć była szczęśliwa z tego powodu, że karmi piersią. Pozostałe przyznały się, że był to dla nich jedynie obowiązek. Nie towarzyszyły im żadne wzniosłe uczucia, o których tak chętnie rozprawiają inni. Czuły się podobnie do mnie, jak zabawka w rękach dziecka. Jedna z nich wręcz do tego stopnia nie znosiła karmienia piersią, że odciągała swoje mleko do butelki i z niej podawała maleństwu. Dla drugiej karmienie piersią okazało się niemożliwe ze względu na zbyt wąskie kanaliki mleczne. Przez dwa tygodnie dostawała takich zastojów pokarmu, że ból porodowy był przy nich pestką. Do tego miała czterdziestostopniową gorączkę.
Dopiero w poradni laktacyjnej pewna mądra pani doktor powiedziała jej, żeby się nie stresowała i odpuściła sobie karmienie, bo budowa jej piersi jest taka a nie inna i może w końcu wylądować na stole operacyjnym. Lekarka uspokoiła ją też, że bliskość z córką może uzyskać poprzez przytulanie, całowanie, szeptanie czułych słów. Koleżanka posłuchała rady, dzięki czemu była i jest szczęśliwą matką.
Ciekawe, że dopóki nie spytałam, żadna wcześniej nie zdradziła na głos, że karmienie piersią wcale nie było przyjemne, jak się o tym rozprawia. Były pod tak wielką społeczną presją, że się wstydziły - przecież każda chciała być doskonałą matką. Ja wstydu już nie czuję. I mimo że mój syn nigdy nie patrzył mi przy karmieniu prosto w oczy (to w końcu też zależy od budowy piersi), wiem, że zrobiłam kawał dobrej roboty. Jestem też pewna, że obok szkoły rodzenia, przydałaby się kobietom porządna szkoła karmienia.
mamaZuzi2018 | 22-08-2018 10:32:23
mamaZuzi2018 | 22-08-2018 10:35:16
mamaZuzi2018 | 22-08-2018 10:41:19
Olkka | 29-08-2018 10:46:36