Podczas lądowania ból przy zatykaniu się uszu dla niemowlaka jest nie do zniesienia. Do tego suche powietrze i tłum obcych ludzi. Niektórzy współczują płaczącemu dziecku, inni się irytują.
To się zaczyna kiedy samolot odrywa się od ziemi. Płacz niemowlaka, przejmujący, tkliwy. Potem słychać krzyk innego dziecka, szloch trzeci, a wszystkie przechodzą w jedno miarowe wycie, trwające czasem przez cały lot. Czasem urywa się równie nagle, jak się zaczęło. Siny maluch opada z sił. To znak, że matce czy stewardessie udało się go uspokoić. Ale nie na długo. Przy lądowaniu wszystko powtarza się od nowa.
Na siłę do samolotu
Zawsze w takich sytuacjach przypominam sobie, jak wybrałam się z moją trzyipółletnią Kasią na wakacje do Bułgarii. Też leciałyśmy samolotem. Na dwa dni przed wylotem Kasia dostała wysokiej gorączki i biegunki. Lekarka nie widząc żadnych dodatkowych objawów, poradziła mi zaryzykować podróż. Podejrzewała nawet, że Kasi udzieliło się moje reisefieber, które zawsze ogarnia mnie przed drogą.
Lot moja córka zniosła dzielnie, ale do dzisiaj mam przed oczami berbecia, który objął oburącz balustradę ruchomych schodów przy wejściu do samolotu i nie chciał wejść do środka. Płakał tak rozpaczliwie, że przestraszona stewardessa radziła ojcu chłopca, by zrezygnował z lotu. Mężczyzna siłą oderwał dwuletniego chłopczyka od barierki, wciągnął do wnętrza samolotu, ale dziecko nie uspokoiło się. Przez cały lot płakało.
Pobyt nad Morzem Czarnym z moją małą córką nie był wcale beztroski. W pierwszych dniach pobytu złapała jakąś infekcję i musiałam z nią iść do miejscowego lekarza, który od razu zaaplikował dziecku antybiotyk. Gdyby nie łut szczęścia i obecność mojej przyjaciółki, będącej już doświadczoną matką, nie wygrzebałybyśmy się z opresji. A tak, udało nam się pobyć na plaży na cały dwutygodniowy pobyt, ze trzy razy przed wyjazdem. To doświadczenie sprawiło, że nawet w wieku przedszkolnym nie zabierałam Kasi na dłuższe zagraniczne eskapady, tylko na wakacje na polską wieś.
Obecnie panuje moda wyruszania na najbardziej egzotyczne podróże z maluchami nawet przy piersi. – Czasem to nie kaprys, a na przykład konieczność przeniesienia się rodziny do pracy w najbardziej odległych zakątkach świata. Zawsze dziecko do podróży musi być odpowiednio przygotowane – mówi Dorota Trzaska, doświadczony pediatra, specjalista medycyny rodzinnej. Przede wszystkim zależnie od tego czy ma podróżować samochodem, czy samolotem powinno mieć swoje transportowe krzesełko lub nosidełko.
Sen zamiast melatoniny
Dla niemowlaka w podróży lekarstwem na wszystko jest pierś mamy. Ta podczas podróży powinna szczególnie dużo pić niegazowanej, butelkowanej wody. Skuteczniej wówczas swoim pokarmem będzie dopajać dziecko znajdujące się w klimatyzowanym, niesprzyjającym środowisku. Nieco starszym 2-3 letnim dzieciom, które mogą mieć chorobę lokomocyjną można podawać łagodne środki uspokajające. Dzieciom powyżej jednego roku dajemy viburcol – przeciwnapięciowy lek homeopatyczny w postaci czopka, a hydroxizinię dopiero powyżej drugiego roku życia. Starszym dzieciom pięcio- i sześciolatkom można dać aviomarin - radzi pediatra. – Nie wolno podawać dzieciom melatoniny w ogóle aż do osiągnięcia przez nie dorosłości tzn. aż do 18 roku życia, tzw. hormonu snu, kiedy podróżujemy z nimi na liniach międzykontynentalnych, gdzie występuje zjawisko jet-lag (tzw. długu czasowego) – podkreśla lekarz. – Po przylocie dziecko musi odespać konieczną dla niego liczbę godzin i nie można tego regulować lekarstwem, które nadaje się tylko dla dorosłych.
Nie dla polskich maluchów
- Wożenie dzieci na dalekie wyprawy do rejonów o tropikalnym klimacie nie jest dla nich korzystne i trzeba tego unikać – podkreśla pediatra. Jeżeli już, to na takie wakacje można zabrać ze sobą dopiero trzylatka. – Dzieci te mają za sobą podstawowe szczepienia, czyli ich układ immunologiczny przygotowany jest na szereg bakterii, z którymi się spotkają w większych zbiorowiskach ludzi: na lotniskach, stacjach kolejowych czy w hotelu. Poza tym trzylatek umie już pewne sytuacje sam ocenić i zrozumieć.
Niektórzy pediatrzy uważają, że tak naprawdę w daleką podróż można zabrać ze sobą dopiero pięciolatka. To wiąże się z koniecznością zaszczepienia malucha przeciwko groźnym chorobom. – Warto zaszczepić dziecko przeciwko żółtaczce pokarmowej, ponieważ maluchy lubią wkładać do buzi różne przedmioty. To najprostszy sposób zakażenia się tą chorobą nawet w rejonie Morza Śródziemnego. Żółtaczka pokarmowa szczególnie zagraża w Indiach, krajach arabskich i innych krajach afrykańskich, gdzie jadąc, dobrze jest zaszczepić dziecko także przeciw durowi brzusznemu – radzi epidemiolog. – W tropikach często występują infekcje przewodu pokarmowego: biegunka amebowa albo biegunka wywołana przez nieznane dotąd dziecku bakterie. Jeśli nie zapewni się dziecku od razu fachowej pomocy lekarskiej, nie poda odpowiedniej ilości płynów – maluch może bardzo chorować - przestrzega doświadczony pediatra.
Przeszkodą jest zakaz szczepienia
Zbyt małych dzieci nie można w ogóle szczepić na wiele chorób występujących w egzotycznych krajach. Na żółtą febrę, pojawiającą się w niektórych krajach Ameryki Południowej, Afryce Równikowej i Zachodniej, nie wolno szczepić dziecka poniżej 9 miesiąca życia. Trudno też podawać małym dzieciom leki antymalaryczne, które zażywają dorośli, udający się do Kenii czy Tanzanii. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w ogóle odradza podróż z dziećmi w rejony zagrożone najgorszą postacią malarii (tj. wywołaną przez P.falciparum), gdyż w ciągu kilku godzin może doprowadzić do groźnych dla życia dziecka powikłań. Tym o nie łatwiej, że malaria u niemowląt może objawiać się nietypowo, bo bezgorączkowo. Wiek poniżej 5. roku życia jest czynnikiem wysokiego ryzyka rozwoju ciężkiego przebiegu przywleczonej malarii.
Do krajów tropikalnych wymagane są też szczepienia przeciwko meningokokom A i C, żółtaczce typu A i B, czy japońskiemu zapaleniu mózgu. – Dorosłemu trudno sprostać tym wszystkim szczepieniom, a w przypadku maluchów bezsensowne wydaje się obciążanie ich nimi tylko dla kaprysu. Zaaplikować je bezpiecznie można dopiero od 16.-18. roku życia – twierdzi doświadczony pediatra.
Zwierzęta nie do głaskania
Miłe osiołki, dzikie kotki i psy ganiające watahami, czy wielbłądy i konie nie powinny być głaskane przez dzieci. – Nie tylko ze względu na możliwość wścieklizny, ale i na to, że w sierści zwierząt mogą być grzybice i pasożyty. Nie tylko za granicą nie można dotykać zwierząt, o których nie wiadomo czy są zdrowe, ale i w kraju. Dodatkowym przeciwwskazaniem dla dzieci jest przebywanie na słońcu, które niemiłosiernie grzeje właśnie w krajach tropikalnych, okołozwrotnikowych. Maluchy muszą być nasmarowane kremem z wysokim filtrem 50 plus i ubrane w stroje z przewiewnej bawełny. Obowiązkowo muszą mieć nakrytą głowę.
Skoro tyle zagrożeń czyha na małe dziecko w podróży i w obcym klimatycznie regionie świata, to może lepiej poczekać aż wspólna wyprawa dla nich i dla nas nie będzie utrapieniem, a przyjemnością?
Doris85 | 04-04-2015 18:18:36
kanda | 11-04-2018 14:08:09
karolinapk | 23-04-2020 16:50:23
durka67 | 30-09-2021 14:13:01