To ważne, żeby przed posłaniem dziecka do szkoły sprawdzić jakie warunki szykuje dla tak małych uczniów. Sześciolatki powinny zdobywać uczniowskie szlify pod okiem cierpliwego nauczyciela, wśród zabawek, a gdy jest ciepło też na świeżym powietrzu.
Podstawówka nr 3 w ledwie 30-tysięcznych Policach dla uczniów klas I-III ma pawilon z osobnym wejściem. Wiosną ruszyła budowa nowego placu zabaw. Od września będą dwie świetlice - osobna dla pierwszoklasistów w wieku 6 i 7 lat, osobna dla uczniów drugich i trzecich klas. Świetlice będą czynne tak długo, by rodzice zdążyli po pracy odebrać dzieci.
W stołówce mali uczniowie zjedzą drugie śniadanie przyniesione z domu, do którego dostaną kubek gorącej herbaty albo kartonik mleka. Na długiej przerwie wydawany będzie ciepły obiad.
Dzieci będą się uczyć poprzez zabawę, zajęcia mają przerywać zabawy ruchowe i gry na świeżym powietrzu. Dla dzieci z wadami postawy zaplanowano darmową gimnastykę korekcyjną. Sześciolatki będą się uczyć angielskiego lub niemieckiego (do wyboru) oraz obsługi komputera, jeden z rodziców dla chętnych dzieci poprowadzi też darmowe lekcje hiszpańskiego.
Brak minimalnych standardów
Niestety, nie ma pewności, że tak dobrze przygotowane dla sześciolatków będą wszystkie szkoły w kraju. – Ministerstwo nie ustaliło minimalnych standardów, jakie musi spełnić szkoła, która przyjmie sześciolatki. Nikt nie zagwarantuje rodzicom, że dzieci będą mieć dostosowane dla siebie toalety, że nie będą musiały siedzieć 45 minut w ławce. W jednych szkołach będzie dla dzieci wszystko, w innych nic – niepokoi się Karolina Elbanowska z podwarszawskiego Legionowa, mama czwórki dzieci. Założyła stowarzyszenie rodziców przeciwnych reformie „Ratuj maluchy”. Powtarza, że jest za obniżeniem wieku szkolnego, ale dopiero za kilka lat, by szkoły miały czas na przygotowania.
Teraz wszystko zależy od dyrektora szkoły i od pieniędzy, jakie na przygotowanie do reformy dostanie od swojego samorządu. A tych raczej wiele nie będzie. Rząd nie zwiększył oświatowej subwencji dla gmin i w dodatku w ramach kryzysowych oszczędności zablokował 300 milionów złotych, przewidzianych na przygotowanie szkół do reformy edukacji. Minister Katarzyna Hall obiecuje szkołom unijne pieniądze, ale póki co nikt nie wie, czy i kiedy zostaną uruchomione – polski rząd nadal negocjuje to w Brukseli.
Na razie minister w specjalnym liście do rodziców zapewnia: „W szkole pojawi się miejsce, gdzie dzieci będą mogły przechowywać podręczniki i przybory szkolne, dzięki czemu ich tornistry staną się lżejsze".