rss wpisy: 133 komentarze: 432

W drodze do domu

Blog o mnie i o moich dzieciach, które są światłem mojego życia
  • Utworzono: 2010-12-17

    Szczególny Gość w naszym domu

    Gabrysia chodzi codziennie na roraty, u nas są wieczorem o 18. Trochę późno, bo mróz zawsze na wieczór wzrasta i córka wraca zmarznięta. Lubi jednak chodzić i satysfakcję sprawia jej robienie serca dla Maryjki. Codziennie wychodziła z pięknym sercem i mówiła, może dzisiaj mamusiu ksiądz mnie wylosuje i Maryja przyjdzie do naszego domu. Nie udawało się jej jednak. Trochę było mi jej szkoda, bo figurkę zabierały do domu dzieci, które przyszły czasem pierwszy raz. Pocieszałam córkę, że Maryja w końcu i do nas przyjdzie. Wieczorem w przeddzień mojego wyjazdu, kiedy wychodziła do kościoła mówię do niej jutro nie pójdziesz, bo mama jedzie na cały dzień do lekarza, a tata nie będzie miał z kim zostawić Antosia. Mina Gabi nie była wesoła. Nic–poszła z tatą, a ja zabrałam się za przygotowywanie dokumentów na następny dzień. Kiedy mieli wrócić, zapaliłam światło na tarasie i nagle pomyślałam, a jak to będzie dzisiaj...Wyobraźcie sobie, drzwi się otwierają, wchodzi rozpromieniona Gabi, a za nią tata z figurką. Maryja przybyła do naszego domu, szczególny gość nareszcie do nas zawitał. Uczciliśmy Maryję modlitwą i śpiewem. Gabi była w siódmym niebie, a Antoś też modlił się pięknie. Wieczorem mówię do męża, zobacz tyle dni nie wylosowała figurki i dzisiaj się to zdarzyło, kiedy jutro trudny dzień. Kogo weźmiesz do małego, kiedy trzeba odnieść figurkę do kościoła. A mąż do mnie: Maryja przyszła w trudnym momencie, bo wtedy najbardziej jest potrzebna, dam sobie radę. Było mi trochę smutno, bo na drugi dzień wcześnie wyszłam z domu i nie mogłam adorować Maryi, jednocześnie bałam się, aby Antoś nie zrzucił figurki z segmentu. Wszystko jednak ułożyło się dobrze. Kiedy wróciłam, Maryja była już odniesiona i odwiedziła inny dom. Kiedy klękaliśmy do wieczornej modlitwy Antoś pobiegł do pokoju i nie zobaczywszy Maryi rozpłakał się. Wołał: „ Gdzie Mamijka, gdzie jest”. Wytłumaczyliśmy mu i się uspokoił. Moje kochane aniołki. Tak kochają Maryję. Dobrze, cieszę się z tego i jestem wdzięczna, że odwiedziła nasz dom. Przecież wszyscy mamy jej za co dziękować. Ja chyba szczególnie...

  • Utworzono: 2010-12-16

    Wizyta kontrolna

    Wczoraj cały dzień spędziłam na badaniach. Tłukłam się tymi autobusami z przesiadką, a pogoda nie sprzyjała spacerkom z jednego krańca miasta na drugi. Tym bardziej, że ślisko, a ja boję się przewrócić i stąpam jak kot po rozgrzanej blasze. Lekarz stwierdził, że wszystko jest w porządku. Zgrubienie na piersi jeszcze się wygładzi, ale nie do końca zniknie-to tzw. blizna pooperacyjna. Tam też może utrzymywać się pewien dyskomfort. Następne USG w lutym. Jeśli wszystko będzie ok., to kolejna wizyta za pół roku, a jak nie... Właśnie zapytałam co mogłoby zaniepokoić i być nie tak. Lekarz powiedział mi, to czego sama jestem świadoma, niekiedy taka zmiana tu została wycięta, a wraca 5 cm dalej. Przecież to wiem, czytałam o tym, znam takie przypadki. Trochę się tym zmartwiłam, ale staram się myśleć pozytywnie i mam nadzieję, że będzie dobrze. Zmęczona byłam okrutnie, zmarznięta jeszcze bardziej. Kiedy wysiadłam u siebie na dworcu mój były uczeń zapytał czy nie podwieźć do domu. Skorzystałam, przy okazji dowiedziałam się, co u niego słychać. To uświadomiło mi, że nie wszyscy nie pamiętają twojej twarzy, kiedy wychodzą ze szkoły, nie wszyscy udają, że cię nie znają. Są tacy, którzy kulturę i uprzejmość zachowali i cieszy mnie to niezmiernie. Kiedy piłam ciepłą herbatę i opowiadałam wrażenia, Antoś z Gabi chcieli mnie przekrzyczeć, bo przecież oni też mieli mi mnóstwo do opowiedzenia. I zniknij tu na jeden dzień z domu! Zaległości trzeba nadrabiać. Oczy mi się zamykały, ale wszystkiego wysłuchałam, fragment książki przeczytałam, utuliłam i sama też oczy zmrużyłam.

    Ps. W przeddzień wyjazdu mieliśmy w domu wizytę ważnego gościa, ale o tym później...

  • Utworzono: 2010-12-12

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Wyobraźnia kluczem do marzeń

    W konkursie Makka organizowanym przez BLOGI MAM nie udało nam się wygrać łóżeczka, ale za to otrzymaliśmy wyróżnienie. Cieszymy się, bo z łóżeczka się wyrasta, a z marzeń nie! Nagroda, którą dostaliśmy to ufundowana przez Wydawnictwo Accademia Anima magiczna książka „ Sekret Wyobraźni”. To książka -audiobook, opowiadająca o chłopcu, który odkrył, jak spełniać marzenia. Piękna szata graficzna, wspaniałe ilustracje i magiczny głos Agnieszki Maciąg sprawiają, że przenosimy się do innego świata, świata naszej wyobraźni. Ta książka jest dla wszystkich, bo któż z nas nie ma marzeń. Kiedy byłeś mały myślałeś, że trzeba być posiadaczem magicznej lampy, by marzenia się spełniły. A to nieprawda. Każdy z nas ma w sobie moc urzeczywistniania marzeń, trzeba tylko wykorzystać odpowiednio swoją wyobraźnię, nauczyć się wyrażać swoje pragnienia i wierzyć, że mogą się spełnić.  „ Uwalniając swoje pragnienia ofiarowujesz im skrzydła, na których mogą powrócić do domu. Oto największy sekret.” W tej magicznej książce każdy znajdzie coś dla siebie. Skłania ona do refleksji i uczy jak słuchać głosu swego serca. Książka zachwyciła moją córkę, bo można w niej narysować i napisać, co czujemy. Jednym z elementów jej magiczności jest bowiem łączność z czytelnikiem - „ A teraz zobaczymy, kto przygląda się naszej zabawie po drugiej stronie książki”, sprawiająca, iż czujemy się połączeni z jej bohaterami.
    Chcesz zafundować sobie wiele inspirujących chwil - to przeczytaj lub posłuchaj! I pamiętaj. Marzenia się spełniają! Kupując książkę wspierasz Fundację Nyatri.
    Chcę jeszcze raz serdecznie podziękować Redakcji Blogów Mam i Wydawnictwu Accademia Anima za wyróżnienie mojej pracy i wspaniałą nagrodę! Pozdrawiam:)

     

  • Utworzono: 2010-12-11

    Nasz kotek na antenie RADIA BAJKA:)

    RADIO BAJKA ma w swoim logo kotka i niedawno ogłosiło konkurs na imię dla swojego pupila. Wzięłam w nim udział i zaproponowałam dla kotka imię MRUCZYSŁAW. Zapytacie dlaczego takie? Redakcja Radia Bajka napisała:    „ Nasz kot mruczy i łasi się do wszystkich...” Od razu przypomniał mi się znajomy kot. W wynajętym przez nas domu był kot, któremu moja córka dała na imię Mruczysław. Napisałam więc, że kot powinien nosić takie imię, bo mruczy a swoim mruczeniem przyniesie sławę radiu Bajka. Dzisiaj ogłoszono wyniki konkursu. I wyobraźcie sobie, trzy osoby zostały wyróżnione, ale kot Radia Bajka będzie nosił imię zaproponowane przeze mnie! Czuję satysfakcję, że redakcji i kotkowi spodobało się to imię. W sumie to moja córka wygrała i otrzyma przepiękne książki Wydawnictwa STENTOR. A ona uwielbia książki, zresztą tak jak i mama. Naszego Mruczysława już nie ma, a teraz okazuje się, że żył będzie w osobie kota ważnego, cenionego i przede wszystkim kochanego przez dzieci. Dziękujemy za przyznanie nagrody, a kotkowi życzymy, by wszyscy słuchali jego mruczanek. Pozdrawiamy Radio Bajka:)
    Przy tej okazji chciałam podziękować również Redakcji portalu eBobas za to, że ucieszyła się wraz ze mną i podając informację o wygranej napisała: „ Nasza blogerka...” Poczułam się naprawdę wyróżniona i doceniona. Dziękuję za wspaniałą reklamę mojego bloga. Czuję się zaszczycona słysząc: „nasza” i odwzajemniam mówiąc: „ Mój portal”:)

  • Utworzono: 2010-12-10

    Mój dom i jego dusza

    Dzisiaj mija 5 lat od kiedy zamieszkaliśmy w naszym domu. Przeprowadzka zakończyła pięcioletnią tułaczkę i mieszkanie w wynajętych mieszkaniach. To nie były dla nas łatwe czasy. Ja przyjechałam do Radomyśla 14 lat temu, bo tutaj znalazłam pracę. Pierwsze sama wynajmowałam mieszkania, później już z mężem. Gabi miała półtora roku, kiedy właściciel mieszkania nakazał nam je opuścić w ciągu miesiąca. Pamiętam ile nocy wtedy przepłakałam. Na szczęście dobra rodzina użyczyła nam domu. Już wtedy ciągnęliśmy budowę z samych naszych pensji, odpisu budowlanego, który dostawaliśmy raz w roku i pomocy mojej rodziny. Dobrze, że mąż dorabiał latem na budowie. Wszystkie pieniądze przeznaczaliśmy na kontynuację budowy. Szło to ślimacznie. Stan surowy osiągnęliśmy po 6 latach kosztem wyrzeczeń, które tylko my znamy. Nikt nie uwierzy, ale mięso jedliśmy tylko w niedzielę. Dziecku trzeba było kupić wszystko, my jakoś dawaliśmy sobie radę. Dobrze, że mąż potrafi wiele zrobić sam. Powiecie, że go chwalę, ale co tam, muszę. Cały dom (a niemały jest) wytynkował w środku sam, nawet pomocnika do betoniarki nie miał. Wyszpachlował także sam, wstawił okna i drzwi. W tamtym roku sam tynkował dom z zewnątrz. Odbyło się to oczywiście kosztem zdrowia szczególnie kręgosłupa, ale satysfakcja była duża. Tym sposobem zaoszczędzaliśmy pieniądze, które trzeba by dać fachowcom. Na koniec musieliśmy wziąć kredyt hipoteczny, by zrobić centralne i podłogi. Weszliśmy 10 grudnia do naszego, wspólnego, budowanego w wielkim mozole domku. Pamiętam te sobotę jak dziś, wiał silny wiatr i sypał śnieg, kiedy przewoziliśmy meble. My jednak nie zwracaliśmy na to uwagi, byliśmy najszczęśliwszymi ludźmi pod słońcem. To było nasze wymarzone, ukochane miejsce. Wieczorem dostałam tak strasznej temperatury, że nie byłam w stanie rozpakowywać pudeł. Z zimna to czy ze szczęścia nie ważne!
    Mój dom, moje siódme (kiedyś pisałam) miejsce na ziemi nadal nie jest wykończony. Góra pozostawia wiele do życzenia, ale i tak cieszymy się z mężem, że tyle i aż tyle udało nam się osiągnąć. Lubię mój dom, dobrze się w nim czuję. Jest jeszcze jedna sprawa wiążąca się z moim domem, to tutaj los dał nam wyczekiwanego i upragnionego synka, by nasza Gabi nie została na świecie sama. I to jest dusza naszego domku, nasze dzieci, bo czym byłby ten dom bez ich uśmiechów, pisku i radości?

  • Utworzono: 2010-12-09

    Łyk zimy i nóg moczenie

    Zima, zima, zima, pada, pada śnieg. Jadę, jadę w świat sankami, sanki dzwonią dzwoneczkami... Moje dzieciaki uradowały się śniegiem jak żadne z nas. Starsza siedziałaby na polku cały czas. Nos czerwony, policzki też, ale sanki pod pachą (prawie) i frajdy co nie miara. Antoś też wychodzi, ale on nieco ostrożniejszy jest. Kilka razy tatuś zabrał ich nieco dalej od domu, na wielką górkę, by pozjeżdżali na sankach. Antoś wrócił nieco zmarznięty i na drugi dzień nie chciał iść na górkę. Przez najbliższe dni bawił się pod domem. Najlepsze zdarzenie miało miejsce parę dni wstecz. Hasło: na polko i wszyscy zaczynają się ubierać. Mamie trochę schodzi, by ubrać synka porządnie, na cebulkę, by nie zmarzł. Na dworze -1 stopień, więc nie tak zimno. W końcu dzieci z tatą wychodzą. O! mam chwilę dla siebie myślę i robię sobie popołudniową kawę. Zasiadam w fotelu z moją książką( nigdy nie mam czasu, by ją skończyć). Upływa może 10 minut, kiedy drzwi się otwierają i wbiega Antoś. Tato woła: „Weź go, bo nie chce już być na polu”. Pytam synka :
    -Dlaczego już wróciłeś, nie chcesz bawić się na polku?”
    -Skostniałem-mówi synek.
    -Antoś! ale na polu nie jest zimno, na pewno nie zdążyłeś zmarznąć.
    -Zdążyłem, mam siwe rączki i siwe nogi.
    Po czym wbiega do łazienki, ściąga z siebie ubranie i co ważne rajstopy. Ja patrzę, co on będzie robił, a on nalewa wody do miseczki i wkłada do niej nogi. Pytam z uśmiechem: Co ty synku robisz?- będę moczył nogi, bo zamarzłem. Ubawiłam się pięknie. Ubierając go pomyślałam: Moja krew, nie lubi zimna, woli siedzieć w domku. Nawet rozumiem, ale 10 minut spacerku to nawet w podręcznikowej wskazówce za mało!

     Ps. Zdjęcie z moczenia nóg w pamiętniku. Zapraszam

  • Utworzono: 2010-12-03

    Weź udział w konkursie firmy STABILO

    Pamiętacie jak pisałam na blogu o przyborach do pisania firmy STABILO. Otrzymaliśmy je do przetestowania. Sprawdziły się w 100% . Dzisiaj mam dla Was informację o wspaniałym konkursie przygotowanym przez firmę STABILO- w formie kalendarza adwentowego – codziennie odkrywa się jedno pole kalendarza, za którym może kryć się niespodzianka – prezent od firmy STABILO. Dodatkowo osoby biorące udział w zabawie 24 grudnia wezmą udział w losowaniu nagród – konsoli Nintendo Wii, torby podróżnej, ciepłego śpiwora i modnego plecaka firmy Deuter. Codzienna wizyta na stronie z konkursem zwiększa Twoją szansę na zdobycie nagrody głównej.
    Ja biorę udział. Moje dzieciaki są zadowolone z kredek, ołówków i piór kulkowych. Może wygramy jeszcze jeden komplet. A może ty go wygrasz. Wszyscy mamy szansę na nagrodę główną! Nie zwlekaj. Weź udział.
    http://www.stabilo.com/pages-pl/specials/adventskalender2010/
     

     

  • Utworzono: 2010-11-29

    Co to był za dzień!

    To był poniedziałek jak ze znanego filmu. Całą noc sypał śnieg, więc rano okazało się, że moja przyjaciółka nie wstąpi po córkę. „Skrót zasypało-na około nie zdążę”- stwierdziła Gabi i zaczęła marudzić. No jak odprowadzić dziecko, kiedy drugie jeszcze smacznie śpi. Do tego zabrali prąd, bo pewnie coś im już zasypało. Jak zwykle zima ich zaskoczyła. Chcę odpalić kuchenkę-nic. Pędzę po zapałki-nie ma. Wchodzę do kotłowni-zapałki są, ale piec przestał grzać. Oj będzie zimno! Szybko robię płatki, kanapki i herbatkę, cały czas zastanawiając się jak Gabi dostanie się do szkoły. Na szczęście mąż pojawił się jak na zawołanie i Gabi została odwieziona. Odetchnęłam z ulgą i pomyślałam: „ Co za szybki poranek”. Teraz czas na kawę, ale nic z tego, bo stwierdzam, że nie ma wody. O zgrozo-wołam i w tym momencie przypominam sobie, że o 7 rano miałam połknąć antybiotyk. Super, godzina spóźnienia. W końcu popijam Antkowym Kubusiem. Smakuje nieźle. Jest godzina 9-ta, kiedy wraca prąd. Radość-jak się okazuje 5 minutowa i tak co chwila. Jest, nie ma, jest, nie ma. Usiłuję zrobić ksero ważnych dokumentów. Co rusz mi przerywa. Ale „woda wróciła”- daje znać syn, który od rana usiłuje umyć ząbki. Pędzę więc do kuchni-łapię wodę i nastawiam na herbatkę. Nagle słyszę moją drukarkę- prąd wrócił-więc biegnę do góry, zapominając o czajniku. Szybko, byle wydrukować. Kiedy kończę przypominam sobie o nastawionej wodzie. Zbiegam na dół, w połowie schodów już czuję ... czajnik spalony. Wody w nim na pewno już nie ma, a emalia skwierczy, że aż miło. Reakcja błyskawiczna –rękawica, otwarcie okna i czajnik ląduje w miękkim, puszystym śniegu. Skwierczy jeszcze piękniej. Zamykam okno i zaczynam śmiać się z samej siebie. Myślę, że gdyby ktoś mnie nagrał: nagroda główna murowana. Zaczynam przygotowywać obiad i rozumuję, że już nic oryginalnego przytrafić mi się nie może. Wtedy odzywa się telefon i mąż informuje mnie, że z powodu nieszczęsnego prądu praca się przedłuży. No cóż-ubierać dziecko i w śnieżycy pędzić na zakupy czy zostać bez chleba? Pytanie czysto retoryczne! O godzinie 17-stej życie wraca do normy. Wraca prąd, woda i mąż, co najważniejsze. Przestaję biegać do pieca CO. Ale moją radość niweczy stwierdzenie męża, że sąsiad widział mój numer z czajnikiem. Chcę zapaść się pod ziemię. Na koniec mój synek przytula mnie i mówi: Tęskniłem. No nie dziwne. Przecież mama nie miała dla niego dzisiaj zupełnie czasu. Nie powiem, że nie lubię poniedziałków, ale ten zapamiętam na długo.

     

  • Utworzono: 2010-11-25

    Fenomen misia pluszowego

    Dzisiaj Światowy Dzień Pluszowego Misia. Podoba mi się to święto. Któż z nas nie miał w dzieciństwie misia, który był jego najlepszym przyjacielem i powiernikiem tajemnic. Miś ma do siebie, że jest zazwyczaj mięciutki, śliczny i tak wspaniale się z nim zasypia. I chociaż po jakimś czasie nieco spłowieje, przyniszczy się, ma przyszywane ucho to dla dziecka pozostaje na zawsze tym kochanym, ulubionym misiem, którego nie zamieni na żadnego nowego. Co w tym jest? Jaka tajemnica w tym tkwi? Nie wiem, ale wiem, że do dziś pamiętam swojego ukochanego misia, brązowego w spodenkach w czerwono-czarną kratkę. Nie rozstawałam się z nim ani na krok. Kiedy szłam po raz pierwszy do szkoły, rozpłakałam się, bo nie mogłam go ze sobą zabrać. Wychowywałam się w biednej rodzinie, więc misia miałam jednego. Dzisiaj dzieciom kupuje się wiele misiów lub dostają je w prezencie. Nie zmienia to jednak faktu, że tak jak przed laty pałają sympatią i miłością do jedynego, wybranego misia. Po prostu fenomen misia pluszowego.

  • Utworzono: 2010-11-18

    Być krasnalem choć na chwilę...

    Gabi była wczoraj z klasą na wycieczce. Zwiedzili Europejskie Centrum Bajek w Pacanowie. Można tam spotkać Koziołka Matołka i jego przyjaciół, skrzaty, smoka, Calineczkę czy Pinokia. Przewodnikami wycieczki są: Dzwoneczek, Piotruś Pan i Królewna Śnieżka. Można poznać postacie z bajek europejskich oraz kulturę innych krajów. W Bajkowym Przedpokoju dzięki przeskalowanej ścianie ma się wrażenie, że zwiedzający się pomniejszyli. W Garderobie Czarów podziwia się stroje pozostawione przez postaci bajkowe. W Pałacowym Korytarzu można obejrzeć zamek oraz różne postaci księżniczek i książąt, a na Ptasim Tarasie spotykamy bajkowe ptaki. Pociągiem jedzie się do Czarodziejskiego Ogrodu, w którym wszystko jest olbrzymie. Zobaczyć tu można gigantyczne jagody, świecące latarnie o kształcie leśnych konwalii, gadające kamienie i Calineczkę śpiącą w kwiatowym kielichu. Ciekawy jest także szlak wzdłuż Skał Strachu, pomiędzy którymi mieszka smok. Nagrodą za przejście całego Bajkowego Świata jest Skarbnica Bajek, gdzie w 10 szklanych kulach można zobaczyć sceny z różnych baśni, a po wyborze jednej z nich odsłuchać zaczarowanej historii.
    Gabi wróciła zadowolona i pełna wrażeń. Opowiadała na jednym oddechu o wszystkim, a szczególnie spodobało jej się ubieranie butów, dzięki którym można było przeniknąć przez pień drzewa i jedzenie ciasteczek, które powiększały postać.
    Wszystkim polecam to miejsce. Bilet nie jest drogi, a dzieci do lat 5 wchodzą za darmo. Może zabierzecie swoje pociechy. Te, które kochają świat bajek będą zachwycone. Szczerze powiedziawszy to ja także bym tam pojechała i może...została choć na parę dni. 


Mam 40 lat. Dwoje dzieci, dziewczynkę i chłopca. Jestem polonistką. Na co dzień pracuję z dziećmi, do których mam wiele cierpliwości i serca.
Kwiecień 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj