rss wpisy: 133 komentarze: 432

W drodze do domu

Blog o mnie i o moich dzieciach, które są światłem mojego życia
  • Utworzono: 2010-08-26

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Toszuszka: Grzybobranie

    Byłem z tatusiem na grzybkach. Lubię szukać grzybów. Pytam tatę czy dobry, czy " tujący mufomor" . Dzisiaj miałem szczęście i zobaczcie co znalazłem -prawdziwek. Może nie największy okaz, ale piękny, zdrowy-ususzymy go i na wigilię w sam raz. Oczywiście ja nie będę jadł. Mama wie, że nie należy dzieciom podawać grzybów.
  • Utworzono: 2010-08-18

    Jeszcze trzy tygodnie by poznać prawdę

    Wróciłam do lekarza w Rzeszowie. Pierwsze był zdziwiony, że profesor z Lublina odesłał mnie z powrotem. Skierowanie na biopsję gruboigłową dał-mówi jeszcze dziś pani zrobi. Zrobię biopsję od ręki- nie wydawało mi się to prawdopodobne. Pojechałam do szpitala i guzik z tego... biopsję zrobią, ale za tydzień. Zapisałam się no cóż. Od koleżanek wiem, że leży się cały dzień, że zabieg bolesny, że mogą być komplikacje-a tu mówią mi, że robią i wypuszczają do domu. Pytam a jak się będzie coś dziać? Słyszę nic się dziać nie będzie. No nie jestem przekonana. Dlaczego nie położą mnie w szpitalu, nie zrobią badań i nie odpowiedzą co jest. Ale po co kłaść na oddziale-zajmować miejsce-to taka drobna rzecz, chciałoby się powiedzieć-to tylko rak. Mam już tego dość, przepychają mnie od lekarza do lekarza, biopsja za tydzień, wyniki za dwa, razem trzy, a czas leci nieubłaganie. W mojej głowie szaleją myśli, a jak potwierdzi się pierwsza diagnoza to ten czas działa przecież na moja niekorzyść. Przede mną kolejne czekanie, straszne, bo to nie czekanie na wczasy nad morzem, na pierwsze słowo dzieciaczka, na uśmiech czy gest dłoni. To czekanie z mieszanymi uczuciami strachu i nadziei na coś co na pewno zmieni moje życie. Oby ta zmiana była pozytywna. Chciałabym, żeby ten koszmar się już skończył. Bo uwierzcie to koszmar, człowiek który tego nie przechodzi nie jest w stanie tego zrozumieć. Wczoraj z gabinetu wychodzi młoda kobieta-na oko 7 miesiąc ciąży i na pewno nowotwór-to dopiero koszmar. Cały czas widzę jej łzy i męża, który mocno ją przytula. Chyba po części wiem co przeżywają, jak cieszyć się mającym się narodzić dzieckiem, jak szczęście przyćmiewa taki fakt-straszny fakt. Tak bardzo pragnę spokoju dla mnie, męża, dzieci, którym na pewno udziela się mój niepokój. Już nie płaczę, nie mam sił, tkwię w jakimś dziwnym odrętwieniu. Modlę się, chodzę do Kościoła, zabieram dzieci. Antoś na głos woła: „ dzony bijom”, a mi smutno i uświadamiam sobie, że w pełni nie mogę cieszyć się tym co wokół mnie.
    Może zdobędę się na jakiś wesoły wpis z życia moich dzieciaczków, ale to później...
     

  • Utworzono: 2010-08-13

    Szczyt marzeń

    Dzisiaj dotarła do mnie przyjemna wiadomość. Przejrzałam pocztę na eBobasie i nagle na głównej stronie widzę zdjęcie tak mi znajome-mój synek z biedronką. Pomyślałam co jest, mieni mi się w oczach czy co i dopiero wtedy zauważyłam, że to nagroda. Zostałam nagrodzona za wpis na blogu. Uświadomiłam sobie, że MAMA wnikliwie czyta blogi. Ten wpis był serio tym wszystkim co leżało na sercu-mieszanką uczucia strachu z radością z biedronkowej historii. Tytuł przyniosło też życie-wielokrotnie schowana w ramionach męża powtarzałam, że chcę być teraz beztroskim dzieckiem-a biedronka przyfrunęła ku radości. Super usłyszeć, że ktoś zna Twoje dzieci. Mój synek śliczny, fotogeniczny chłopaczek, ale na stronie głównej portalu- to szczyt marzeń. Jakbym wiedziała to bym mu koszulę porządną założyła. Rozczuliłam się, nie tylko nagrodą, ale także życzeniami zdrowia i nieustającej radości z dzieci- nieustającej-to znaczy muszę żyć, muszę się z tym uporać. MAMO serdecznie dziękuję. Mój blog dzisiaj -inne jutro-sama mam trzy kandydatury. Wszystkim życzę powodzenia i wygranych.

  • Utworzono: 2010-08-13

    Światełko w tunelu

    Wczoraj cały dzień byłam w Lublinie. Drobne 400km dało mi w kość. Czułam się naprawdę zmęczona, w uszach szumiało, a w umyśle tkwiły mieszane uczucia. Profesor przyjął mnie punktualnie, mimo zagorzałej bitwy o numerki pod drzwiami. Obejrzał USG i wynik biopsji, zbadał. Powiedział, że biopsja nie jest jednoznaczna, że słowo prawdopodobnie rakowe i z cechami atypii to dla niego niewyraźna informacja. Stwierdził, że muszę wykonać drugą biopsję tym razem gruboigłową -wynik przedstawić lekarzowi z Rzeszowa, od którego dostałam skierowanie. Powiedział jeszcze jedną cudowną rzecz: Nie chcę pani uspokajać i może się mylę, ale pod palcami ten guz dla mnie nie jest złośliwy. Profesor z dużym doświadczeniem-czy mógłby się mylić. Co to oznacza? Czyżby była jeszcze nadzieja, że to nie to, że lekarka wykonująca biopsję widząc dziwne komórki asekurowała się nieco? Wyszłam z gabinetu i w głowie miałam mętlik, przed oczyma latały kolorowe kropki, w sercu mieszały się stary strach i nowe światełko w tunelu. Może jednak? Zadzwoniłam do męża, który odetchnął i stwierdził, „ skoro lekarz ma wątpliwości to znaczy, że nie wie do końca, to może wynik kolejnego badania okaże się inny, dobry- żono jest nadzieja”. W nocy znów nie mogłam zasnąć-kotłowały mi się w głowie usłyszane od dwóch specjalistów słowa, zapanowało we mnie jakieś rozdwojenie i nic nie wymyśliłam. Dzisiaj pomyślałam, że nie pozostaje mi nic innego tylko zrobić kolejną biopsję i zobaczyć co dalej. Tylko ile to jeszcze będzie trwać?

  • Utworzono: 2010-08-11

    Ciąg dalszy moich zmagań

    Byłam w poniedziałek u lekarza. Nie usłyszałam nic pocieszającego, poza tym, że guz jest mały. Kiedy zapytałam o słowo „prawdopodobnie” w wyniku biopsji odpowiedział, że biopsja się nie myli. Rzeszów się mną nie zajmie-dlatego też skierował mnie do profesora w Lublinie. Tam jadę jutro na wizytę i on zdecyduje, kiedy operacja. Mam nadzieję, że termin nie będzie odległy i nie będę się tym zadręczać. Chcę już to wszystko przejść i dowiedzieć się najważniejszego- czy nie mam przerzutów. Przede mną jutro 200km w jedna stronę- a ile km do wyzdrowienia? Staram się jakoś radzić. Powiedziałam znajomym. Przychodzą, rozmawiają i mi jest lżej. Staram się patrzeć na dzieci, być z nimi i nawet się uśmiecham-ale gdzieś głęboko w sercu czai się strach-jest okrutny. Kiedy obudzę się w nocy, juz wiem, dochodzi do mnie że to jawa a nie koszmarny sen i już nie mogę z powrotem zasnąć.
    Wyszłam wczoraj na miasto-zrobiłam lekkie zakupy i wydawało mi się, że wszyscy na mnie zwracają uwagę, że wiedzą, że chcą mnie zapytać. Wróciłam zmęczona. Usiadłam na tarasie-patrzę obok grilują, śmieją się, dzieci biegają, pluszcze woda w basenie, a moja szwagierka jeździ na wrotkach-zrodziło mi się pytanie dlaczego ja nie mogę być spokojna, radosna, cieszyć się, dlaczego mój czas odpoczynku i te wakacje są dla mnie koszmarem? Uciekłam do domu i pewnie dopadłaby mnie chandra głęboka, gdyby nie koleżanka. Wiele mądrych rzeczy powiedziała, ale jednej myśli się uczepiłam: Twoje cierpienie jest komuś potrzebne! Wieczorem powiedziałam Bogu-dobrze biorę to cierpienie, strach, niepewność i ofiaruję komu tam trzeba, tylko spraw, bym była zdrowa, bym jeszcze żyła- bo kiedy mnie zabierzesz to cierpieć będzie moja rodzina. Dzisiaj wstałam spokojniejsza-wyprałam, zrobiłam gołąbki i przytuliłam męża, jak wrócił z pracy. Nie ryczę, chcę by widział, że będę silna, że stawię temu czoła i wygram. Wygram dla niego, dla dzieci, moich rodziców, brata i przyjaciół. No i dla Was dziewczęta, bym mogła do Was pisać, chociaż pewnie teraz macie mnie dość. Piszę o smutnych i tragicznych sprawach. Módlcie się za mnie, by następne wpisy były coraz bardziej optymistyczne.
     

  • Utworzono: 2010-08-08

    Być dzieckiem i cieszyć się nadmuchiwaną biedronką

    Na wstępie chciałam podziękować komisji za przyznanie wyróżnienia w konkursie fotograficznym. W sumie nie spodziewałam się na tyle pięknych zdjęć bobasów w akcji. Jakieś to małe szczęście w moim obecnym smutku. Gabi wyspinała sobie nagrodę. Nieco wyrośnięty bobas raduje się niezmiernie i mam nadzieję, że podzieli się w zabawie z Antosiem.
    A teraz kochane dziewczęta zwracam się do Was. Bardzo Wam dziękuję za wiarę w moje siły. Nigdy nie czułam się silna, ale jak tak mówicie to coraz bardziej zaczynam w to wierzyć. Jutro jadę do lekarza, który najprawdopodobniej da mi skierowanie na oddział. Jaki to będzie termin nie wiem. Strach jest okropny. Mąż zachowuje się wspaniale-każe mi wychodzić z domu do ludzi, mówi o wyczynach Antosia, bym mogła choć na chwilę zapomnieć. A kiedy ryczę przytula jak dziecko. Ludzie jak ja chciałabym być teraz dzieckiem i cieszyć się nadmuchiwaną biedronką.
    No właśnie  a teraz o biedronce. Dzisiaj był u nas odpust parafialny. Duża uroczystość, bo dwóch księży pochodzących od nas miało swoje jubileusze. Poszłam na próbę chóru i zaśpiewałam-przecież coś robić muszę. Pomyślałam przyjmij Boże ten mój śpiew-ostatni pewnie przed operacją i spraw, bym mogła jeszcze śpiewać Ci na chwałę.
    Później skoczyliśmy na kramy z dzieciakami. O tam wiecie co nas czekało...wielkie pomieszanie z poplątaniem tylko nowoczesne. Szkoda, że nie widzę tych kogucików glinianych, piłeczek z trocinami na gumce i klapiących skrzydełkami ptaszków-tak charakterystycznych dla mojego dzieciństwa. Dzieci dzisiaj bawią się czymś innym. Antoś zakupił koparkę ale i tak najlepsze były ciasteczka z dziurką i cukierki. Gabi wzięła sobie biedronę giganta nadmuchiwaną helem. Wspaniała dmuchanka przywiązana do ręki przeżyła obiad, gonitwę po domu i kilka minut na polku. Dobrze, że zdążyłam jej zrobić pamiątkowe zdjęcie- bo w pewnym momencie Gabi wypuściła sznurek z ręki i biedronka ...odleciała. Chcielibyście widzieć minę Gabryśki, która z tego powodu miała wielki ubaw. Apelujemy gdyby ktoś zobaczył wielką czerwoną w czarne kropki, niech sobie ją zatrzyma i bawi się nią wspaniale.
     

  • Utworzono: 2010-08-05

    Są wyniki...

    Otrzymałam wynik biopsji. W diagnozie po łacinie( cholera zdałam ją kiedyś na 5) napisane Komórki nietypowe prawdopodobnie rakowe. Nie wiem czy słowo prawdopodobnie stwarza tutaj jakąś nadzieję? Może te komórki tylko tak wyglądają, może nie są złośliwe? Do lekarza zarejestrowałam się na poniedziałek. To szybko-jak mówią- a mi wydaje się jakby to była wieczność. Kopertę otworzyłam rano, przepłakałam cały dzień. W nocy przesiedziałam na łóżku patrząc na Antosia i mając koszmarne myśli. A jak okaże się, że mam przerzuty, jak będę musiała ... Antoś nic nie rozumie. Córce też nie powiedziałam, bo to chyba za trudne na małe 9 lat. Wiem, że czekają mnie bolesne badania, operacja a później 2 tygodnie czekania na wynik czy był złośliwy czy nie. Staram się trzymać i być silna, ale trudne to jak diabli. Mąż mnie wspiera, mówi, że to nie to, że lekarze też się mylą, ale ja widzę, że też się boi. Wiem, że wiele w życiu przeszłam, z wieloma beznadziejnymi problemami dałam sobie radę, ale czy z tym sobie poradzę? Nie pytam dlaczego ja, bo przecież wszystkie w mojej sytuacji zadałyby to pytanie. Mam nadzieję, że Bóg wie dlaczego i że nie czeka mnie najgorsze. Może to tylko kolejny krzyż na mojej drodze, by coś zrozumieć- nie wiem. Mam jeszcze tak wiele spraw do zrobienia. Myślicie pewnie co ona robi- ma siłę tu tyle pisać. Pisanie to moja pasja-pisałam od zawsze. To psychicznie mi pomaga. Czy jest dobrze, czy jest źle- piszę, tworzę wierszydła, które ktoś tam wydaje. Chcę to robić nadal. Chcę tutaj pisać, głosować w konkursach na Wasze dzieciaki, korespondować z przyjaciółmi. Chcę przyjąć praktykanta, który się do mnie zapisał na wrzesień, pojechać z Gabi w moje ukochane Bieszczady i słuchać słodziutkiego głosiku Antosia, który właśnie zaczyna mówić. Powiedzieć wielokrotnie mężowi jak bardzo go kocham, być wsparciem na starość dla moich rodziców, wyprosić łaskę zdrowia bratu, a może zdecydować się na kolejne dzieciątko. Tak wiele jeszcze spraw do zrobienia. Czy dany mi będzie czas by je zrealizować? Dziękuję wszystkim, którzy do mnie napisali za pomoc duchową, wsparcie i ciepłe słowa ( Gosiu Tobie szczególnie). Póki nie pójdę do szpitala będę jeszcze pewnie pisać i zadręczać Was- co może mi wybaczycie-gorzej z MAMĄ bo na blogach same moje avatarki. Pozdrawiam Was.

    Boję się jutra

    Nie mogę zasnąć, choć wokół cisza
    Krople deszczu dzwonią o szybę
    Nieustannie, równo
    Ulewa
    Gdzie mój sen, nie przychodzi...
    Zamykam oczy
    Chcę zasnąć, zapomnieć
    Uciec
    Czy potrafię?- nie umiem!
    Przecież boję się jutra
    Boję się jutra, wystukują drzewa
    Równo, nieustannie
    Ulewa
     

  • Utworzono: 2010-08-02

    Czekam i bardzo się boję

    Miałam o tym nie pisać, ale coś mówi mi że trzeba. Może za parę dni nie będę miała sił, by o tym pisać. Kilkanaście lat wstecz miałam guza piersi. Okazał się niegroźną mastopatyczną zmianą, która zniknęła. Obecnie guz powrócił. Myślałam, że to może zmiana spowodowana ciągłym posiadaniem mleka ( od odstawienia Antosia od piersi mija właśnie rok, a ja ciągle mam mleko- brałam Bromergon, ale się nim zatrułam). Lekarzowi wykonującemu USG nie podobała się struktura guza i skierował mnie na biopsję. Terminy były bardzo odległe-nawet prywatne. W końcu znalazłam miejsce, gdzie w miarę szybko pobrano komórki do badania. Teraz czekam na wynik...
    Jestem strzępkiem nerwów. W nocy nie śpię. A jak już zasnę to śnią mi się koszmary. Staram się myśleć pozytywnie, ale strach wszystko niweczy. Przed oczami stają mi najgorsze wizje. Martwię się, bo dzieciaczki takie małe. Ciągły strach powoduje, że chwytam się różnych zajęć nawet niepotrzebnych. Dom nie był jeszcze nigdy tak wysprzątany. Wiedzą tylko najbliżsi-którzy wiadomo ciągle powtarzają: Będzie dobrze. A ja myślę-co możecie innego powiedzieć i zastanawiam się –a jak nie będzie dobrze to co?
    Nie pomyślcie, że potrzebuję współczucia. Chciałam to po prostu z siebie wyrzucić. Wiem, że mam tu kilku dobrych przyjaciół i kilku fajnych znajomych. Na pewno mnie zrozumiecie. A może któraś z Was miała ten problem i poradzi mi jak się z tym psychicznie uporać? Pozdrawiam Was serdecznie.
     

    Pozwól mi

    Pozwól mi Boże
    uczyć, pisać i śpiewać
    patrzeć w dziecięce oczy
    dłoń w dłoni męża chować
    tęsknić za wiosną
    uciekać od zmartwień
    włos dzielić na czworo
    myśleć, wspominać
    planować i czekać
    Pozwól mi Boże
    żyć
     

  • Utworzono: 2010-07-11

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Dziwna pasja

    Moja córka od dzieciństwa lubi samoloty. Zainteresowanie to zaszczepił jej tato. Z czasem przerodziło się w wielką pasję. Jak była mała to umiała nazwać modele, które tato skleił. Dzisiaj potrafi operować nazwami samolotów ( szczególnie wojennych), zna się na ich budowie i pragnie latać. Częsty widok w moim domu to tatuś ukryty za jednym numerem Militariów i córka za drugim. Godzinami potrafi zadawać pytania, na które nawet tato nie jest niekiedy w stanie odpowiedzieć. Z wielką wprawą puszcza w niebo małe spadochroniki wykonane z parasolek. Ma przy tym mnóstwo frajdy. Po tragedii w Smoleńsku śledziła wszystkie wiadomości a ja miałam nadzieję, że się trochę wystraszy. Nic z tego nadal twierdzi, że będzie pilotem. Serce matki mówi: zmień zdanie. A rozum podpowiada: Dzieciom nie należy przeszkadzać w dążeniu do tego, czego pragną.
    O mojej córce w poniższym wierszu:

    Córeczko

    Moja kochana dziewczynko
    Dlaczego nikt cię nie rozumie
    A ty czujesz tak głęboko
    Jak żaden z nas nie umie

     

    Nie lubisz muzycznych gwiazd
    Nie znasz się na modzie
    Za to olbrzymią wyobraźnię masz
    I z przyrodą żyjesz w zgodzie

     

    Dorośli chcą cię zmienić
    Dzieci często czynią psoty
    A ty swój własny świat masz
    I nad wszystko kochasz samoloty

     

    Dzięki nim dostajesz skrzydeł
    I widzisz świat innych z góry
    Nie musisz tęsknić by latać
    Wyobraźnia unosi cię w chmury

     

    Dziwna ta twoja pasja
    Lecz kocham ją szczerze
    Choć inni spisali cię na straty
    Ja w ciebie mocno wierzę!


     

  • Utworzono: 2010-07-01

    Dziesiąta rocznica naszego ślubu

    Dzisiaj mija 10 rocznica naszego ślubu. Taka ładna okrągła dziesiątka. Dla jednych może to mało, dla innych dużo. Dla nas 10 wspólnych lat, wspólnych szczęśliwych chwil, wspólnych trosk, dziewięć lat z córką, prawie trzy z synem. Pewnie trzeba by tu dużo pisać, co się ważnego przez te lata zdarzyło, ale chyba nie sposób tego zmieścić w jednej krótkiej wypowiedzi. Najważniejsze co chcę zapamiętać to dobroć męża w każdej chwili życia, to jego pogodny charakter, ogromna miłość i troska o dzieci. To jego postawa w trudnych momentach, bycie przy mnie w chwili choroby, w szpitalu, zawsze ciepłe słowa. To proste rzeczy jak codzienne zakupy i gotowanie kaszy Antkowi, ale także te duże jak uratowanie topiącego się dzieciaka. I pewnie przygotowywana od rana kolacja i najpiękniejsze życzenia nie oddadzą tego, jak bardzo go kocham- to słowo to i tak na usta się ciśnie. Kocham Cię mężu jak Ty to mówisz- za całokształt. A dzisiaj dostaniesz jak zawsze wiersz - z tym że dziesiąty. Może nie najlepszy, ale na pewno z serca płynący.

     

                 Z Tobą
    Jak wiele wspólnych wieczorów
    Świtów rozbudzonych
    Ile ulotnych spojrzeń
    Rąk splecionych
    W zakamarkach szarości
    I w rozkwicie słońca
    Jak wiele już lat z Tobą
    I oby wiele do końca

     


Mam 40 lat. Dwoje dzieci, dziewczynkę i chłopca. Jestem polonistką. Na co dzień pracuję z dziećmi, do których mam wiele cierpliwości i serca.
Kwiecień 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj