rss wpisy: 253 komentarze: 514

Moje dzieci, mój mąż, moje życie:)

Wszystko co mnie cieszy i smuci. Czyli to czym chciałabym się z Wami podzielić o mojej rodzince.
  • Utworzono: 2010-09-15

    Czy to może być krzywica?

    W ubiegły czwartek byłam na ostatnim szczepieniu z Patrykiem i poprosiłam naszą panią doktor o skierowanie do ortopedy. Już w maju na szczepieniu zwróciłam pani doktor uwagę, że synuś ma krzywe nóżki. A ona mi wtedy powiedziała, że zwiększymy dawkę wit. D3 i z czasem te nóżki same mu się wyprostują. Ale gdy go obserwowałam, to ciągle widziałam te troszkę krzywe nóżki i jak on stopy stawia do środka, a przy tym dużymi paluszkami aż o siebie uderzał, przez co łamał sobie paznokcie przy tych palcach. Nie za każdym razem tak pocierał stopami  w ten sposób. Ale dośc sporo razy mu się to zdarzało. No i gdy nie zauważyłam poprawy, to teraz poprosiłam o to skierowanko.

    Dziś byliśmy u ortopedy. Oczywiście pan doktor miał poślizg malutki i troszkę poczekaliśmy sobie, ale doczekaliśmy się! Podczas wizyty dowiedziałam się, że synek może mieć krzywicę!!! Pan doktor powiedział, że mam się z Patryniem przejść do naszej pani pediatry, by ta go przebadała pod kątem krzywicy. Jeśli ona powie, że faktycznie jest to krzywica, to spowrotem mam szybko umówić się do ortopedy i on przepisze nam specjalne szyny na nogi, które byśmy mieli zakładać na noc synkowi. A jeżeli pani dr stwierdzi, że to nie krzywica, to mam przyjść kontrolnie do ortopedy za 8 m-cy.  Ale za to mam cały czas pilnować Patryka, by nie siadał na nogach. Chodzi o siadanie, jak pupą siedzi się na piętach, na zgiętych nogach.  Bo ma duuuuże odchylenie w kolanach.

    A jakby tego było mało, to byłam jeszcze dziś z Ksawerym u pediatry, bo ma kaszelek od kilku dni. I to okropny. Okazało się, że ma znów zapalenie gardła.  Oczywiście dostał antybiotyk i dwa inne syropki do picia. Od razu byliśmy w aptece wykupić lekarstwa i teraz niech szybko działają, bo aż mi ciężko na sercu, jak słyszę, jak Ksawek się dusi:(

    Dlaczego nasze kochane dzieciaczki muszą chorować?

  • Utworzono: 2010-08-27

    Wakacje 2010.

     

           Choc wakacje jeszcze trwają, bo kilka dni jeszcze zostało, ale można powiedziec, że już po wakacjach. Pogoda piękna się gdzieś zapodziała, teraz panuje wiatr, chmurki i deszcz na dworze. I tak jest już któryś dzień z kolei. Od niedawna jesteśmy u siebie w domku, bo wyjechalismy na wakacje. Troszku nas nie było;) Oczywiście jedni na tych wakacjach wypoczeli, a inni mieli ręc e pełne roboty, ha, ha, ha. Zacznę może od początku.

          Więc wyjechaliśmy na wieś do dziadków już w ostatnim tygodniu lipca. Najpierw odwiedziliśmy moich teściów. Ja ogólnie 2 dni tam spędziłam na pilnowaniu dzieci i bawieniu się z nimi. Za to mój małżonek został wykorzystany do ciężkich prac;) No cóż, jakiś podział musi byc! A więc on miał pracowite 2 dni, a ja troszkę mniej. Potem pojechaliśmy do moich rodziców. I w sumie już tam zostaliśmy na dłuższy czas. Pierwsze dni były baaaaaaaaardzo wesołe, a to dlatego, że przyjechała rodzinka z Niemiec i ze Śląska do moich rodzicó w odwiedzinki. Było z kim pogadac, poopowiadac, poporównywac dzieciaczki etc., etc. Nasza rodzinka która się do nas zjechała wybierała się w sobotę na wesele do mojej kuzynki. Nas nie zaproszono na to wesele. Wiadomo, ze jak jest wielka rodzinka, to wszystkich prosic nie można. ALe ja nie płakałam z tego powodu, wręcz się cieszyłąm, że nie mam tego wydatku w swoim kalendarzu. Wiadomo, że jak jest  weselicho, to wydatki też są.  My sobie zorganizowaliśmy dwudniowe odwiedzanie kuzynostwa męża, z którym się długo nie widzieliśmy. Więc gościnowaliśmy się na całego przez weekend. Później od poniedziałku moja mama zapoznawała mnie z zaprawami. Ja od dziecka pomagałam mamie przy zaprawach, ale sama nigdy niczego nie zaprawiałam. A teraz miałam robic wszystko sama i to przez 2 tygodnie! Bo moja mama we wtorek wyjechała z rodzinką z Niemiec do nich właśnie.  I tak zostałam gosposią domową dla mojej rodzinki, mojego najmłodszego brata, mojego ojca i mojego wujka. A więc prałam, sprzątałam, gotowałam, robiłam zakupy i codziennie coś zaprawiałam. Na moje wielkie szczęście mąż wziął sobie urlop 2-tygodniowy by mi pomóc i przez te 2 tygodnie to on prawie cały czas zajmował się dziecmi, gdy ja miałam inne obowiązki. A moja kochana siostra nie zapomniała o siostrze i prawie codziennie po pracy przyjeżdżała mi pomagac przy tych zaprawach. Jak nie kisiłyśmy ogórków, to zaprawiałyśmy fasolę, albo robiłyśmy ogórki korniszone, sałatki z ogórków, zaprawiałyśmy paprykę i wiśnie. Oj działo się, działo!!! Ale w między czasie udało nam się też gdzie niegdzie zajechac z dziemi. I tam pojeździliśmy trochę po okolicy. Zajechaliśmy sobie do Pelplina, do Pączewa, do Pinczyna i Zblewa oraz do Starogardu Gd. Zaliczyliśmy też imprezke urodzinową jednego z moich braci. Imprezka bardzo fajna, tym bardziej, ze były tam też inne dzieci. Więc moje łobuziaki miały się z kim bawic.

    Poza tym najbardziej szalały na podwórku i w ogrodach u moich rodziców. Ksawery nawet pomagał mojemu wujkowi w chlewie. Później biegał i relacjonował, że pomógł wujkowi wyrzucac kupki krówek, przynosił siano i słomę ze stodoły do chlewa i nawet chciał karmic świnki, ale bał się i tylko przyglądał, jak wujek to robił. Jednak najbardziej Ksawkowi podobało się w ciągniku! A jak wujek zabrał go na krutką przejażdżkę z podwórka za stodołę, to już było COŚ!!!! Jaki on biegał zadowolony! Patryk natomiast zadowolony był jak mógł sam biegac po podwórku i nikt go nie pilnowal na każdym kroku. Ale mysmy go i tak pilnowali, tak w razie czego. I wiecie, podczas jednej takiej obserwacjie zauważyliśmy, że Patryk zaczyna wspinac się po schodkach ciągnika do góry. Mąż od razu do niego podbiegł, by go poasekurowac w razie czego. Ale maluch sam wlazł do środka, usiadł na siedzeniu, złapał kierownicę i walnął uśmiech od ucha do ucha!!!! Ależ był szczęśliwy. No bo on sam!!! Bez pomocy. Jakich my mamy samodzielnych chłopców. Żeby było tego mało, to Pati sam jeszcze zszedł z ciągnika. To był dopiero wyczyn w jego wykonaniu. Oczywiście tato cały czas pilnował, by maluch nie zrobił sobie krzywdy. Tak to jeszcze chłopcy jeździli na rowerze, bujali na huśtawce, bawili się w piaskownicy, próbowali wchodzic na płoty i ogrodzenia, dużo spacerowali i biegali. No po prostu mogli wyszalec się za wszystkie czasy! A jak mama raz wybrałą się do lasu na jagody, to potem dzieci zrobiły sobie niezłą wyżerkę jagodową, a to co się zostało, to zostało przerobione na dżem. Było tego sporo, bo na dżem miałam 4kg jagód. A dzieci wraz z rodzicami zjedli wcześniej jakieś pół kilo. Więc udało mi się trochę jagód nazbierac. Ale żebym całej chwały nie wzięła tylko na siebie, to prawdę pisząc, pomogła mi te 4,5 kg jagód nazbierac moja siostra. I ona swoje jagódki nam zostawiła. I dzięki temu było z czego narobic dżemiku na zimę, a nasze  dzieciaczki uwielbiają dżemik z jagód.

    Wiecie, napracowałam się w te wakacje, że hej!!! Ale jestem bardzo szczęśliwa, że tyle zapraw narobiłam sama i z siostrą. Może będą mi te wyroby wtedy lepiej smakowały, hmmm.... Zobaczymy. Ale wakacje na pewno będę wspominała wesoło i moja rodzinka również.

  • Utworzono: 2010-07-23

    Ochłodzenie.

    Wczoraj u nas to była masakra!!! Do południa niby mocnego słonka nie było, ale parówa już przed 9.00 była i to okropna!!!! U nas w mieszkaniu nie było czym oddychac, jak wyszliśmy na dwór, to po pół godzinki mi się robiło słabo i głowa mnie rozbolała. Więc po niespełnej godzince wróciliśmy do domku i poszliśmy na spacer przed 19.00, ale jeszcze była parówka na dworze. Jednak mieszkamy nad morzem, to sie przeszliśmy blisko samej wody i tam trochę wiaterek zawiewał, to i załapaliśmy trochę powietrza. Tak cosik po północy zaczęło grzmiec, błyskac się, a potem padac. Zastanawiałam się tuż przed zaśnięciem jaka będzie pogoda, jak się obudzimy? Dziś rano było trochę słonecznie, ale wiał wiaterek. Niestety powietrze było bardzo ciężkie! Co zapowiadało deszcz a może i burzę! I tak ok 11.00 zaczęło się bardzo szybko chmurzyc, zrobiło się ciemno, za chwilkę zaczęło lac! Deszczyk padał, wiaterek wiał i aż chciało się oddychac! Ufff.... Nareszcie! Potrzebowaliśmy wszyscy tego ochłodzenia i deszczyku - ziemia i wszystkie roślinki również! Ale taki nagły spadek ciśnienia ma nie zadobry wpływ na niektóre osoby. W tym na moje dzieci. Przez to, ze padało nie wychodziliśmy dziś na dwór. Za to miałam większośc dnia otwarty balkon, by dzieci choc tak nałapały tego świeżego powietrza. Ale to dla nich za mało. No i dawali się mamie we znaki. Patryk w szczególności. Był piskliwy, marudny i sam do końca nie wiedział co chce! Na szczęście jest już wieczór, dzieci śpią, ciągle mamy okna i balkon otwarty, by to orzeźwiające powietrze naleciało nam do mieszkania. Ciekawe jaka pogoda czeka nas jutro???

  • Utworzono: 2010-07-20

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Jednodniówka czy może...

    To jednodniówka czy może wirus jakiś dopadł moją rodzinkę? W sobotę pod wieczór Patryś zaczął zwracac, potem doszło rozwolnienie. Wieczorem, ok 21.00 wzięło też Ksawerego. Ogólnie nocka minęła nam BARDZO NIEDOBRZE! Gdzieś o 3.00 w nocy wzęło i mnie. To już była tragedia, bo jak tu w takim opłakanym stanie zajmowac się chorymi dziecmi? Dobrze, że mąż czuł się dobrze i zajmował się nami przez resztę nocki. Ale przed 7.00 mąż już musiał jechac do pracy i zostaliśmy sami. Po jego wyjściu pospaliśmy prawie do 10.00, więc była mała regeneracja sił. Ale nie było sił na wstanie z łóżka, pójście do kuchni i zrobienie śniadania. Bo każde wstanie z łóżka kończyło się u mnie omdleniem. Ale jakoś udało mi się na raty dojśc do kuchni i zrobic choc kilka kanapek i zjeśc je no i trochę wcisnąc chlebka w dzieci. Potem ok 13.00 mąż wrócil szybciej z pracy i najpierw nami się trochę zajął, a potem poszedł do apteki po małe co nie co:) Po jego powrocie zaaplikowałam sobie i dzieciom przepyszny syropek (e fuj!) i jakiś proszek, który rozpuszcza się w szklance wody również pycha ( ochyda że głowa boli).  Ale w jakiś czas potem zaczęliśmy czuc się coraz lepiej. Za to zaczęło męczyc mojego męża. No i zrobiło się pięknie:)  Mąż i tatuś siedział prawie cały czas na tronie zamiast zajmowac się rodzinką na rekonwalescencji:)  Ale mówią, ze choroba nie wybiera. Więc skoro ja i dzieci czuliśmy się już lepiej, to staraliśmy się zajmowac chorowitym mężem i tatuśkiem. I tak cały wieczór, potem dzieci poszły spac, a ja czuwałąm troszkę przy mężu i potem też się położyłam. On wstał w nocy jeszcze raz, ale potem grzecznie spał. I dziś już dzieci i ja czujemy się świetnie, a męża troche pobolewał brzuch i głowa. Myślę, że jutro i z nim już będzie świetnie.  Tylko dlaczego nas to CHORÓBSKO dopadło???

  • Utworzono: 2010-07-17

    Rocznica ślubu.

    A więc wczoraj minęła mojemu mężowi i mnie 5 rocznica ślubu:) Kurcze, jak te 5 lat minęło szybko! Pamiętam, jak byliśmy zaaferowani przygotowaniami do naszego ślubu, sam dzień ślubu jaki był dla nas stresujący, oczywiście do wyjścia z Kościoła, bo potem jakoś nam ten stras minął jak ręką odjął, ha, ha, ha. Wspomnienie mojej bielutkiej sukni, przystojnego, świeżo poślubionego małżonka w mundurze, naszych wystrojonych rodziców i wszystkich gości. Ależ była wtedy imprezka!  Wczoraj nie pobalowaliśmy sobie z mężem, chcieliśmy dziś, ale też nie wyszło.  Są plany, żeby choc jutro zjeśc trochę bardziej uroczysty obiadek i może kolację:) Zobaczymy jak nam minie niedziela. O naszym świętowaniu wieczorkami, to nie będę Was tu zanudzac, bo co się będę chwalic, hi, hi, hi, hi.... 

  • Utworzono: 2010-07-07

    Wielkie pranie.

    No i nadszedł ten czas, kiedy mama musiała wziąc się za wypranie NASZEGO WÓZKA:)  Musiałam sama pozdejmowac materiał z całego wózka. Trochę obawiałam się jak mi to pójdzie, bo to pierwszy raz go rozbierałam. I na szczęście dobrze i bezproblemowo mi poszło. Udało mi się wózek rozebrac do rosołu, hi, hi. Tylko górnej części daszka nie można zdjąc. Więc tę częśc musiałam delikatnie przeczyścic ściereczką. Wszystko dobrze i szybko przeprałam, rozwiesiłam i szybko na słoneczku wyschło. Już wcześniej raz przepierałam osłonę na nogi i tylnią częśc daszka. I teraz po drugim praniu zaczęły z tych dwóch rzeczy zchodzic napisy X-lander i znaczek z wózka. Trochę mnie to zmartwiło, ale kurcze, jak mam prac, żeby to nie schodziło? Prałam ręcznie, w letniej wodzie, a i tak trochę zeszło:( Hmmm... Przeprałam też juz drugi raz piankę z siedzenia. Pierze się dobrze, choc pieni się bardzo mocno. I przez to trzeba ją kilka razy wypłukac. A że to jest pianka, to też i dłużej schnie. Teraz już Patryś jeździ bez pianki. Bo z ręką na sercu coś ostatnio denerwowałam się na tą piankę. Jest bardzo fajna, praktyczna, ale ma tylko dwa otwory na pasy. I jak Patryk siadał na siedzonko, to pianka zsuwała się pod jego ciężarem i pasy były z tyłu za nisko. Gdyby była jeszcze jedna dziurka w piance, to może była by to odpowiednia wysokośc dla Patryczka. Ale teraz jeździ bez tej pianki.

  • Utworzono: 2010-07-01

    Rozterki mamy.

    Od jakiegoś czasu zastanawiam się CZY JESTEM DOBRĄ MAMĄ???  Jako mama musze miec oczy dookoła głowy, na wszystko uważac, nawet na to co się mówi.  A że jestem mamą nie jednego dziecka, tylko dwójki, to czasem czuję, że NAPRAWDĘ powinnam  miec oczy dookoła głowy!!! Moi synkowie czasem przechodzą samych siebie w pomysłach, jak dziś zaskoczyc mamę. I chocbym nie wiem jak się starała, to i tak zdaży się, że ich nie upilnuję i coś sobie zrobią. Wiem, że jest to nieuniknione, no i że przecież powinni uczyc się samodzielności i takie tam, ale mama jak to mama ma sobie zawsze coś do zarzucenia. I to właśnie mnie czasem dobija. To, że coraz częściej mam sobie samej coś do zarzucenia. Że czegoś nie dopilnowałam, czegoś niezauważyłam, że zajmowałam się tym, a nie tamtym, itp. Wiem, wiem, nie ma ludzi idealnych. Mi już chyba doskwiera siedzenie w domku. W końcu odkąd będąc w pierwszej ciąży przeszłam w 7 m-cu na zwolnienie lekarskie, potem macierzyński urlop i wychowawczy, następnie w między czasie kolejna ciąża i znów macierzyńskie i wychowawcze. Siedzę już w domku 3 i pół roku. Nie powiem, cieszą mnie te latka, bo wychowuję dzieci, moje kochane skarby, mąż mi pomaga, jak może. Dlaczego więc marudzę? Tu gdzie teraz mieszkamy nie mam za dużo koleżanek, a te którem mam to nie zawsze mogę się z nimi spotkac i przede wszystkim nie o wszystkim mogę z nimi porozmawiac. Więc nie bardzo mam komu się wygadac. Najczęściej wygaduję się więc mężowi, który ciągle utwierdza mnie w tym, że jestem dobrą mamą i nie mam się czym przejmowac. Ale ja to i tak robię, to jest jakieś silniejsze ode mnie!

    Jak na złośc mój starszy synek Ksawery jest chory i musi siedziec w domku. Jutro co prawda jadę z nim do lekarza na kontrolę, ale nadal ma brzydki kaszel, więc na pewno dalej będzie na lekach, i dalej będziemy siedziec w domku. Pogoda na dworze jest wakacyjna i chciałoby się posiedziec na dworze, najlepiej cały dzien, ale nie możemy! I przymusowo siedzimy w domku. Co prawda, jak mąż wraca z pracy, to zostaje z Ksawkiem, a ja wychodzę chocby na krótki spacer z Patrykiem, bo czemu on ma siedziec ciągle w domku, skoro jest zdrowy. A i mama troche lepiej się czuje jak się dotleni. Szkoda mi Ksawka, bo jemu brakuje tych wyjśc na dwór i nie dziwię mu się, jednak dlaczego potem usiedziec w domu nie może i najchętniej to po ścianach by łaził z nudów! Malowanie i kolorowanie szybko go nudzi, zabawa samochodami też, trochę mama poczyta książek, ale to zaraz też jest nudne. Najwięcej to jeszcze posiedzi przed TV i bajek poogląda sobie w spokoju. Wtedy mama może coś porobic w mieszkanku lub zając się drugim synkiem. Ale przez to siedzenie w domu Ksawka czasem aż roznosi energia. A mama już nie wie co ma wymyślic ciekawego dla niego i jeszcze żeby Patryk miał jakieś zajęcie. I oczywiście najlepiej było by, gdyby sobie przy tych różnych zabawach nie robili krzywdy. Ale ja nie jestem w stanie tego dopilnowac - niestety. Czasem muszę wyjśc do toalety chocby na siusiu czy "na posiedzenie" i drzwi zostawiam otwarte, zeby widziec dzieci, ale i tak coś sobie czasem zrobią. A mama oczywiście potem ma do siebie wyrzuty. Czy jest na to jakiś sposób - żeby tych wyrzutów nie miec????  Czy inne mamy też mają takie rozterki???

  • Utworzono: 2010-06-29

    Ciekawe nocki:)

    Od jakiegoś czasu mamy bardzo ciekawe nocki. Jest już lato i bardzo szybko na dworze robi się widno.  Właśnie tak ok godzinki 3.30 - 4.00 nad ranem budzi się Patryk. Mama daje mu oczywiście cycusia i odkłada do łóżeczka, po czym on zaczyna piszczec, podnosi się i nim się obejrzę, sam wychodzi z łóżeczka ( ma wyjętą szczebelkę w łóżeczku) i podąża do łóżka rodziców. No to dla świętego spokoju, bo mama też chce spac,  pozwalam Patrysiowi położyc się do naszego łóżka. Jednak synuś nie zamierza spac, ale tarmosic rodziców za włosy, kłaśc się na nas i rączką bic nas po twarzy.Wszystko po to, aby rodzice WSTALI, bo przecież jest już widno i można się bawic. Mama i tata udają dzielnie że śpią i starają się ciągle układac do spania młodszą latorośl, ale ten mały uparciuch zaciekle walczy z nami i dalej robi swoje. No i tak przekomarza się z nami ok godzinki, potem w końcu wszyscy smacznie zasypiamy. I tak smacznie śpimy, że ja przynajmniej nie słyszę jak męża budzik budzi go o 6.30. A dziś to nawet mężuś nie słyszał swojego budzika i zaspał do pracy, he, he, he. Nie wiem, co Patrysiowi się przestawia, że chce tak rano wariowac, zamiast spac? Na oknach mamy jasne rolety, więc one nie dają rady i i tak mamy jasno w pokoju, jak słonko rano wschodzi. Wykombinowałam, że spróbuję zawiesic na oknie koc, to będzie trochę ciemniej. Jednak i on jakoś nie zdał egzaminu! Jak te pobudki będą się codziennie powtarzały przez całe wakacje, to ja będę non stop niewyspana, a mąż pewnie nie raz jeszcze zaśpi do pracy! Oj ciekawe te nocki;):)

  • Utworzono: 2010-06-25

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Znów choroba.

    Normalnie ostatnio już przeczuwałam, że sama nie wyleczę tego kaszlu u Ksawka. Zaczął pokasływac jakiś tydzień temu i od razu zaczęłam mu podawac syrop prawoślazowy i syropek z cebuli. I może by to pomogło, gdybyśmy nie chodzili na dwór w ogóle. Ale jak tu nie wyjśc z dziecmi na dwór, jak słonko świeci i widzą przez okno, że w piaskownicy bawią się inne dzieci! To i moje chcą choc trochę poszalec na dworze. Ale tu u nas w Pucku wiatry wieją z każdej strony. Żadko kiedy jest bezwietrznie. A Ksawek biegając po dworzu prawie zawsze ma buźkę otwartą, więc mu nawieje zimne powietrze i do tego jak w piaskownicy posiedzi w tym zimnym piachu, to się doprawi i potem jest ten brzydki kaszel. Wczoraj wieczorem rozkaszlał się i aż zapiszczało w płucach! Od razu dziś rano jak tylko wstał, ubrałam go i Patrynia i pojechaliśmy samochodem do pani doktor. Wyszło, że ma ostre zapalenie gardła i nawet migdałki ma powiększone. Nie obyło się bez antybiotyku. Zaraz poszliśmy do apteki i mama znów trochę kasy tam zostawiła, ale co tam, ważne by leki pomogły i synek wyzdrowiał. I jeszcze by młodszego brata nie zaraził! Chociaż na razie Patryś się jakoś trzyma i nie pokasłuje. Na szczęście! Teraz Ksawek ma przykazane leki przez 6 dni, oczywiście najlepiej, żeby nie wychodzic w ogóle z domu, no chyba, że jakby była ładna pogoda i bezwietrzna. To na trochę może synuś wyjśc. A potem za tydzień do kontroli! Oby był juz wtedy zdrowy. Mamy już lato, a mój kochany synek ma zapalenie gardła! To jest pech normalnie!!! Chorobo uciekaj precz, żeby dzieci mogły cieszyc się latem!!!

  • Utworzono: 2010-06-24

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Dzień TATY.

    Wczoraj mój mąż wrócił z pracy ok 12.00 i zaraz po  powrocie chłopcy wręczyli tacie prezent i dużo buziaków. Dzień wcześniej kupiliśmy piękny, czerwony krawat z rysunkiem męższczyzny z medalem i napisem NR 1. Tato bardzo się ucieszył. Nawet pomimo tego, że rzadko nosi krawaty, powiedział, że ten na pewno niedługo ubierze. Trzymamy tatę za słowo:)


Mama 3 wspaniałych chłopaków oraz rosnącego w brzuszku Bąbelka :) W tym roku rodzina nam się powiększy :)
Maj 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
    01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31    

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj