Wszystko co mnie cieszy i smuci. Czyli to czym chciałabym się z Wami podzielić o mojej rodzince.

Utworzono: 2010-08-27

Wakacje 2010.

 

       Choc wakacje jeszcze trwają, bo kilka dni jeszcze zostało, ale można powiedziec, że już po wakacjach. Pogoda piękna się gdzieś zapodziała, teraz panuje wiatr, chmurki i deszcz na dworze. I tak jest już któryś dzień z kolei. Od niedawna jesteśmy u siebie w domku, bo wyjechalismy na wakacje. Troszku nas nie było;) Oczywiście jedni na tych wakacjach wypoczeli, a inni mieli ręc e pełne roboty, ha, ha, ha. Zacznę może od początku.

      Więc wyjechaliśmy na wieś do dziadków już w ostatnim tygodniu lipca. Najpierw odwiedziliśmy moich teściów. Ja ogólnie 2 dni tam spędziłam na pilnowaniu dzieci i bawieniu się z nimi. Za to mój małżonek został wykorzystany do ciężkich prac;) No cóż, jakiś podział musi byc! A więc on miał pracowite 2 dni, a ja troszkę mniej. Potem pojechaliśmy do moich rodziców. I w sumie już tam zostaliśmy na dłuższy czas. Pierwsze dni były baaaaaaaaardzo wesołe, a to dlatego, że przyjechała rodzinka z Niemiec i ze Śląska do moich rodzicó w odwiedzinki. Było z kim pogadac, poopowiadac, poporównywac dzieciaczki etc., etc. Nasza rodzinka która się do nas zjechała wybierała się w sobotę na wesele do mojej kuzynki. Nas nie zaproszono na to wesele. Wiadomo, ze jak jest wielka rodzinka, to wszystkich prosic nie można. ALe ja nie płakałam z tego powodu, wręcz się cieszyłąm, że nie mam tego wydatku w swoim kalendarzu. Wiadomo, że jak jest  weselicho, to wydatki też są.  My sobie zorganizowaliśmy dwudniowe odwiedzanie kuzynostwa męża, z którym się długo nie widzieliśmy. Więc gościnowaliśmy się na całego przez weekend. Później od poniedziałku moja mama zapoznawała mnie z zaprawami. Ja od dziecka pomagałam mamie przy zaprawach, ale sama nigdy niczego nie zaprawiałam. A teraz miałam robic wszystko sama i to przez 2 tygodnie! Bo moja mama we wtorek wyjechała z rodzinką z Niemiec do nich właśnie.  I tak zostałam gosposią domową dla mojej rodzinki, mojego najmłodszego brata, mojego ojca i mojego wujka. A więc prałam, sprzątałam, gotowałam, robiłam zakupy i codziennie coś zaprawiałam. Na moje wielkie szczęście mąż wziął sobie urlop 2-tygodniowy by mi pomóc i przez te 2 tygodnie to on prawie cały czas zajmował się dziecmi, gdy ja miałam inne obowiązki. A moja kochana siostra nie zapomniała o siostrze i prawie codziennie po pracy przyjeżdżała mi pomagac przy tych zaprawach. Jak nie kisiłyśmy ogórków, to zaprawiałyśmy fasolę, albo robiłyśmy ogórki korniszone, sałatki z ogórków, zaprawiałyśmy paprykę i wiśnie. Oj działo się, działo!!! Ale w między czasie udało nam się też gdzie niegdzie zajechac z dziemi. I tam pojeździliśmy trochę po okolicy. Zajechaliśmy sobie do Pelplina, do Pączewa, do Pinczyna i Zblewa oraz do Starogardu Gd. Zaliczyliśmy też imprezke urodzinową jednego z moich braci. Imprezka bardzo fajna, tym bardziej, ze były tam też inne dzieci. Więc moje łobuziaki miały się z kim bawic.

Poza tym najbardziej szalały na podwórku i w ogrodach u moich rodziców. Ksawery nawet pomagał mojemu wujkowi w chlewie. Później biegał i relacjonował, że pomógł wujkowi wyrzucac kupki krówek, przynosił siano i słomę ze stodoły do chlewa i nawet chciał karmic świnki, ale bał się i tylko przyglądał, jak wujek to robił. Jednak najbardziej Ksawkowi podobało się w ciągniku! A jak wujek zabrał go na krutką przejażdżkę z podwórka za stodołę, to już było COŚ!!!! Jaki on biegał zadowolony! Patryk natomiast zadowolony był jak mógł sam biegac po podwórku i nikt go nie pilnowal na każdym kroku. Ale mysmy go i tak pilnowali, tak w razie czego. I wiecie, podczas jednej takiej obserwacjie zauważyliśmy, że Patryk zaczyna wspinac się po schodkach ciągnika do góry. Mąż od razu do niego podbiegł, by go poasekurowac w razie czego. Ale maluch sam wlazł do środka, usiadł na siedzeniu, złapał kierownicę i walnął uśmiech od ucha do ucha!!!! Ależ był szczęśliwy. No bo on sam!!! Bez pomocy. Jakich my mamy samodzielnych chłopców. Żeby było tego mało, to Pati sam jeszcze zszedł z ciągnika. To był dopiero wyczyn w jego wykonaniu. Oczywiście tato cały czas pilnował, by maluch nie zrobił sobie krzywdy. Tak to jeszcze chłopcy jeździli na rowerze, bujali na huśtawce, bawili się w piaskownicy, próbowali wchodzic na płoty i ogrodzenia, dużo spacerowali i biegali. No po prostu mogli wyszalec się za wszystkie czasy! A jak mama raz wybrałą się do lasu na jagody, to potem dzieci zrobiły sobie niezłą wyżerkę jagodową, a to co się zostało, to zostało przerobione na dżem. Było tego sporo, bo na dżem miałam 4kg jagód. A dzieci wraz z rodzicami zjedli wcześniej jakieś pół kilo. Więc udało mi się trochę jagód nazbierac. Ale żebym całej chwały nie wzięła tylko na siebie, to prawdę pisząc, pomogła mi te 4,5 kg jagód nazbierac moja siostra. I ona swoje jagódki nam zostawiła. I dzięki temu było z czego narobic dżemiku na zimę, a nasze  dzieciaczki uwielbiają dżemik z jagód.

Wiecie, napracowałam się w te wakacje, że hej!!! Ale jestem bardzo szczęśliwa, że tyle zapraw narobiłam sama i z siostrą. Może będą mi te wyroby wtedy lepiej smakowały, hmmm.... Zobaczymy. Ale wakacje na pewno będę wspominała wesoło i moja rodzinka również.

Wakacje 2010.

Komentarze

Jeśli chcesz dodać komentarz musisz się zalogować.

Mama 3 wspaniałych chłopaków oraz rosnącego w brzuszku Bąbelka :) W tym roku rodzina nam się powiększy :)
Maj 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
    01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31    

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj