Moje życie to jedna wielka niewiadoma.Dziś jest tak,jutro zmiana o 180 stopni.Jak każdy mam problemy,z którymi umiem sobie poradzić.Choć czasem jest bardzo ciężko,czasem popłaczę,wyżalę się.Ale są dni,że mogę góry przenosić,gdy widzę radość na oczach moich dzieci ,czy jak widzę,gdy bliscy pomogą wtedy ,gdy tej pomocy potrzebuje.Czasem sami wyczytają to z moich oczu,nie prosząc ich o to.
  • Utworzono: 2011-10-01

    Wygrana córci

    Nie mogę nie napisać o czymś,z czego ostatnio jestem dumna.Po prostu muszę.

     

    We wtorek w szkole dzieci odbyły się gminne biegi przełajowe.Moja córka oczywiście wzięła w nich udział.Musiałam tylko wyrazić zgodę.Ale co tam,niech biegnie,prawda? Nie ma w tym nic złego,zwłaszcza,że sport to zdrowie.

     

    Biegi miały być coś koło południa.Dzielą w kategoriach wiekowych,czyli biegną w poszczególnych grupach wg roku urodzenia.W biegach brały udział również dzieci z innych szkół z gminy.

     

    Rano przed wyjściem córka mi tylko zastrzegła: trzymaj kciuki.

    No ok,

    Godzina 13 z minutami:

    Ewa dzwoni.

    -Mama zgadnij które zajęłam miejsce...

    -Tylko nie mów ,że pierwsze!

    A córka na to (widać że brakowało jej tchu ,i była podekscytowana...):

    -Tak,mamo-pierwsze! Cieszysz się?

    hmmm,czy się cieszę?Ja zaniemówiłam ...

    -Gratuluję-powiedziałam...oczywiście,że się cieszę.

    Normalnie szok.Pokonała ileś tam dzieci.Zajęła I (słownie :PIERWSZE ) miejsce w swojej grupie wiekowej.

    Jestem z niej dumna.Oczywiście dostała medal.

    W czwartek pojechali  na zawody do miasta,to zawody powiatowe.Tam zajęła tylko 31 miejsce,ale to i tak nieźle jak na 110 możliwych.

    No cóż,czyżby miała zadatki na sportsmenkę?

    W sumie...Na pewno jest lepsza ode mnie,bo ja już po kilku metrach tracęoddech i brakuje mi tchu.Szybko się męczę.

    Niech biega.Aby tylko chciała.

  • Utworzono: 2011-09-22

    Dialog Ewy z Kacprem

    Ewa: -Kacperek,powiedz MAMA

     

    Kacperek: -    mama

     

    Ewa: -powiedz TATA

     

    Kacperek:  - tata

     

    Ewa: -Powiedz BABA

     

    Kacperek: -baba

     

    Ewa : powiedz EWA

     

    Kacperek: ....GIL GIL GIL GIL....(*)

     

     

    (*) tłumaczenie  z Kacperkowego na nasz: znaczy  Ewa ,również Esia...

     

  • Utworzono: 2011-09-10

    Urodziny,imieniny...

    Miesiące sierpień i wrzesień są u nas wyjątkowe.

    A to za sprawą urodzin i imienin w naszej rodzince.W zasadzie nie obchodzimy tych dni jako wielkie święto,nie wyprawiamy,ale o drobiazgach wobec dzieci się pamięta,no i miło ,gdy inni pamiętają również.

       W sierpniu urodzinki miała córcia.Na początku września "świętowałam" ja .... A dziś ma swe święto -podwójne moja najstarsza pociecha.Mam w domu już czternastolatka, i jak dziś pamiętam te słowa na sali porodowej: " na nasze zmianie już pani nie urodzi...".A było to około 6 rano z minutami.A ja? zrobiłam im niespodziankę i o 6.45 pojawiły się parte bóle,a o 6.50 już powitałam Łukasza w swych ramionach...Miały minę położne.I chyba nie były zachwycone,bo o 7 kończyła im się zmiana,a musiały zostać.No cóż, synek postanowił zrobić im psikusa.Również i nam.Bo urodził się w swoje imieniny.

             Dziś o tych chwil mija 14 lat. To już nie ten malutki Łukaszek,co mamusi przytulił.Teraz ma swój świat,swoje pasje,swoich kumpli.A mamusia?

    No cóż,muszę się przyzwyczajać.Na szczęście nie jest jeszcze złym chłopcem,i mimo ,że lubi czasem sobie pokrzyczeć (hormony?) to jednak potrafi zrozumieć pewne sprawy.

     

     

  • Utworzono: 2011-09-04

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    I się zaczęło...

    1 wrzesień to dzień dla wszystkich uczniaków wyjątkowy.Pewnie nie wszyscy są z tego faktu zachwyceniu,ale niestety -konieczność.

    Dla mnie ten dzień od ponad 30 lat jest zawsze wyjątkowy,bo to dzień moich urodzin.CI co pamiętają,składają życzenia.Bez względu na to w jakiej formie,każdy jest dla mnie wyjątkowy-czy sms,czy na nk,czy na FB.Jednego dnia szłam do szkoły,jednocześnie obchodząc urodzinki.

    W tym roku urodzinki spędziłam w pracy.Szkolna młodzież do szkoły,a ja -nie pojechałam z nimi,tylko do pracy.I się zaczęło.Nowe wyzwania,nowe informacje,wszystko nowe.Łukasz w II klasie gimnazjum,Ewa-za kilka miesięcy będzie kończyć szkołę podstawową.Chciała bym jechała,ale stwierdziłam,że zostawię ten dzień na dzień zakończenia szkoły.Tym bardziej,że urlop będzie mi potrzebny i w październiku,potem w listopadzie dwa razy,wolę więc zostawić go na takie konieczności.

    I się zaczęło...Kacper zaczyna odczuwać mój brak.Rano -jak śpi gdy wychodzę to pół biedy.Ale jak nie śpi-zaczyna płakać,gdy wychodzę.Tak było w czwartek.Ja za drzwi,a on w płacz.Na szczęście Ewa go uspokoiła,odwróciła uwagę.Wcześniej nie było tego AŻ TAK.Mam nawet problem z wyjściem do toalety,bo synek w płacz.Biegnie za mną,jakby bał się,że mu ucieknę.Od początku był przyzwyczajony do rozstań ze mną i problemu nie było.Ale właśnie od czwartku się zaczęły...Może to tylko "na chwilę"...i mam taką nadzieję.Oczywiście,gdy jestem w domu -staram się być z nim...

    Ale jutro znowu ja do pracy.Zaczynamy "normalność",jakieś uporządkowanie...Bo ten koniec wakacji,a zwłaszcza ostatni miesiąc był dla mnie bardzo zwariowany.Życie w biegu,jeden wielki chaos.

         A wszystkim uczniakom na dni nowego roku szkolnego życzę samych piątek w szkole i ani jednej uwagi.Zwłaszcza tymco rozpoczęli naukę w I klasie podstawówki.To dla nich nowe wyzwania.Dla nich-wytrwałości.A dla mam-CIERPLIWOŚCI.Coś wiem o tym...

  • Utworzono: 2011-08-27

    Miałam sen....

    Byłam w kościele.Byli rodzice i jeszcze jacyś ludzie.Nie wiem kto to,ale chyba jacyś znajomi.Siedzieliśmy w jednej ławce,na przeciwko okna (nie wiem,dlaczego nie naprzeciw ołtarza,tylko naprzeciw okien).Kościół był duży.W pewnym momencie moja mama zaczęła coś mówić.Kątem ucha usłyszałam słowa : "bo będę musiała wystąpić o odebranie jej praw rodzicielskich"...

        Zatkało mnie.Wiedziałam ,żechodzi o mnie.Pojawiły mi się łzy w oczach.Przecież nie jestem złą matką.Dbam o dzieci,kupuję im jedzenie,przyjemności jako takie też mają.Ubrane są,nie leję ich pogrzebaczem,siniaków od tego nie mają...Dlaczego więc moja matka chce mi odebrać moje dzieci????

    Zadałam sobie to pytanie.Wstałam i podeszłąm do okna.Za mną podeszła mama.A ja do niej: JESTEM ZŁA. Zła na mamę...

    Mama  zapytała -dlaczego?

    -No jak,to mama nie wie? Chce mama mi odebrać dzieci...

    - To dla twojego dobra, muszę...

    -Nic mama nie musi.

     

    Łzy w oczach.Płacz.Niedowierzanie.To chce zrobić moja własna matka.Ta sama,która tyle razy mi pomogła,która tyle razy mówiła ,że bardzo się poświęcam wszystkim.Że tyle serca wkładam w swoją rodzinę.Ta sama,która niejednokrotnie widziała,ze wystarczył jeden telefo ,a ja-ta zła matka-biegła do sklepu,by kupić co potrzeba do szkoły,bo dzieciom zachciało się serka belriso,bo dzieciom zachciało się czegoś tam.Często widziała,jak z wywieszonym językiem biegłam,by zdążyć na autobus,do dzieci...

     

        I ona chce mi zabrać dzieci..

    Obudziłam się.Oczy mokre.TO był tylko sen. Gorszy jak horror.

    I perwsza myśl-czy moja mama byłaby faktycznie zdolna do czegoś takiego?

    Nie, stanowczo nie.

    Ale sen mnie przeraził.I to chyba naprawdę,skoro płakałam na jawie.

    brrr.

    Moje dzieci są dla mnie wszystkim.

     

     

  • Utworzono: 2011-08-14

    Miłości moja...

    Dziś przeczytałam dwa ciekawe wpisy blogowe -Leonki i Herbacianej,do których chciałam się odnieść...

        Dotyczą  macierzyństwa i postrzegania co poniektórych ludzi (kobiet),jak to jest być matką ,czy jest się złą czy dobrą,czy też wogóle dla niektórych to konieczne...?

    Dla mnie tak.Gdy wychodziłam za mąż,wiedziałam ,że bedę chciała mieć dzieci.Myślałam o dużej rodzinie,ale najmniej dwoje.Byłam wtedy jednak w takim wieku jeszcze troszkę głupim,bez żadnych doświadczeń,zresztą jak każda raczkująca mężatka.Myślałam innymi kategoriami.Udalo mi się urodzić szczęśliwie parkę ,kolejno w wieku 23 i 25 lat.Taki w miarę ..."normalny,przyzwoity " wiek (przepraszam za wyrażenia,bo może niektórzy uważają inaczej,ja teraz wiem ,ze nie ma normalnego wieku do rodzenia dzieci).Jakoś udało mi się odchować,miały co potrzebne,nie głodowały (choć ciężkie chwile zdarzały się).W miarę upływu czasu,gdy dzieci  rosły,nazbierałam doświadczeń,ja jednak często buwałam sfrustrowana,czegoś mi brakowało,mimo,że miałam to co chciałam-rodzinę i dzieci.Brakowało mi czasu dla siebie.Mąż jak mógł -pomagał,ale jak pracował,to wiadomo,że większość spada na kobietę.Niejednokrotnie obrywałam za niewinność,czasem poleciała łezka.Ale jakoś przetrwałam.Mąż zachorował,został z dziećmi,ja pracowałam,a los obdarzył nas trzecim dzieciątkiem.I wtedy już inaczej podeszłam do macierzyństwa.Byłam dojrzalsza o te kilka lat bycia matką,umiałam reagować na sytuacje,w których wcześniej bywałam wściekła.Chociaż nie powiem,bo też zdarzają mi się do tej pory takie,co nie idą po mojej myśli a wtedy zaczyna się we mnie gotować.I co myślę wtedy? JA NIE MAM  PRAWA BYĆ ZŁA ...hmm,zaraz się usprawiedliwiam,że przecież ja nie jestem robotem z żelaza,ale przede wszystkim czlowiekiem i mam też swoje potrzeby.Najcześciej są to chwile ,kiedy próbuję synka ściągnąć do domu z dworu,gdy pora na kolację albo gdy chcę mieć czas dla siebie lub zrobić cokolwiek w domu i próbuję go uśpić.Oj,zaczyna się wtedy w mej duszy gotować.

    Na szczęście mam wspaniałą mamę,która na wszystko ma fajne wytłumaczenie.I jak urodziłam Kacperka usłyszałam od niej słowa tego typu,że widzi to,że mam więcej cierpliwości i nareszcie DOJRZAŁAM do bycia rodzicem.WIdzi różnicę w tym,jaka byłam gdy rodziłam Łukasza i Ewę,a jaka byłam-jestem przy Kacprze.Na szczęście nie wtrąca się ,jak mam ich wychować,a to oznacza-że chyba dobrze wychowuję.Że jednak nie jestem złą matką .Nie ganiła mnie za to ,ze odstawiam wcześniej od piersi dziecko (przy Kacperku robiłam to świadomie gdy mały miał 5 miesięcy).Nie robi mi wyrzutów,że sprzątam czy piorę w niedzielę (inna by powiedziała:a co,soboty nie masz??),rozumie,że czasem ma się lenia w sobotę i chce się trochę odetchnąć po tygodniu pracy .Wie,że u nas syfu nie ma,sprząta się na bieżąco,a jak się nie sprzątnie-to co wielkiego się stanie?Dziecko od razu zachoruje?Faktem jest,ze nie mieszka z nami,ale jest dość dobrym obserwatorem.Potrafi wyczuć,że coś jest nie tak w mym życiu,jeśli jej tego  nie powiem sama.Wie,ze ja też jestem człowiekiem i potzrubuję mieć czas na kompa,więc nigdy nie powiedziała,że teraz to powinnam się zajmować dzieckiem a nie siedzieć w sieci.Ba.Mało tego.Od jakiegoś czasu sama surfuje.Mailujemy,wysyłam zdjęcia.Przynajmniej wie co się dzieje z dzieciakami.

    I wie,że dzieci nigdy nie były zaniedbane.A  że mnie się zdarzy usnąć nieumyta? To co...Liczy się to,że usnęłam wtulona w synka,bo mi akurat tak dobrze było.A ze włosów nie umyłam? To co...Dla dziecka nie jest to ważne.Dla niego ważne jest,że jestem...Że jestem przy nim,że jak trzeba pobawię się,że dam jeść,że dam buziaka.A najwspanialsze są chwile,gdy wchodzę do pokoju,a synek biegnie do mnie z daleka z rozpostartymi rękoma i woła MAMA,po czym rzuca się w ramiona,ja biorę go na ręce a on oplata moją szyję swoim rączkami,tak jak by chciał powiedzieć MIŁOŚCI MOJA...

           A  że miewam chwile słabości? Każdy je ma.Każdy ma swoje potrzeby,każdy potzrebuje czasu dla siebie,by przysiaść na ebobasa..Czy przez to jest się złym rodzicem?Oczywiście nie mówię tu o patologii,gdzie rodzice w ogóle nie mają czasu dla dziecka,wybierają alkohol w nadmiarze ,biją dzieci itd itp.

    I jedno wiemy na pewno-każdy z nas ma inne priorytety.Dla mnie priorytetem są dzieci,dla innych kariera.Pewnie dojrzeją do macierzyństwa,tylko może być wtedy za późno.Ale niech nie ranią innych kobiet.Kobiet takich jak ja,jak moje ebobasowe koleżanki mające dzieciaczki i cieszące się macierzyństwem.Bo jest to najcudowniejszy dar,jaki można dostać od Boga...

  • Utworzono: 2011-08-12

    Co z tą moją twarzą??

    Od dłuższego czasu miewam problemy ze skórą na twarzy.Zaczerwieniona na brodzie,na nosie,czoło,czasem wyskoczy pryszcz.Jak u nastolatki.Ale mam to już kilka lat,i czasem tak normalnie nie widać,że mam coś ,ale na zdjęciach wychodzę okropnie (no chyba,że zrobię conieco i zakryję twarz fluidem,czasem-się uda).

    Jakiś czas temu postanowiłam coś z tym zrobić.W końcu wróciłam do pracy,chciałam wyglądać jak człowiek.Nie muszę mieć gładkiej idealnej skóry,ale najbardziej wkurzała mnie to zaczerwienienie na twarzy.No i nawracający łupież u nasady włosów,tłuste włosy,konieczność mycia ich co 2 dni..

     W kwietniu wybrałam się do dermatologa.Poszłam na ubezpieczalnię,w przychodni.Stwierdziła,że mam początki trądziku różowatego.Przepisała metronidazol.Poza tym była jakaś gburowata i niezbyt rozmowna.Ok.Lek wykupiłam,smarowałam.

    W międzyczasie próbowałam ustalić jaką mam cerę,by dobrać odpowiednie kosmetyki-krem i fluid matujący.Najpierw wyszło ,że mam suchą cerę ,potem po wizycie u dermatolog-byłam pewna,ze mieszana.Dobrałam kosmetyki do cery naczynkowej,bo wspomniała o rozszerzonych naczynkach.

    I tak sobie używałam tego.Metronidazol wysmarowałam do końca,ale poprawy za bardzo nie było.Może początkowo.Teraz znowu od nowa,twarz okropna.No,jak rano wstaję -jest w miarę.Ale z upływem czasu coraz gorzej.Być może po spożyciu niektóych pokarmów,nie wiem-nie sprawdzałam.

    Postanowiłam znowu odwiedzić dermatolog.Wybrałam sie jednak do innej.Poleciła mi ją koleżanka.Stwierdziłam,że mogę spróbować.Miałam nadzieję,że czymś mnie zaskoczy.

    I zaskoczyła. Lepszy wywiad (przewlekł choroba CU,mogąca mieć wpływ na moją skórę,leki,które brałam,środki antykoncepcyjne ,które biorę itd itp).No i diagnoza: ŁOJOTOKOWE ZAPALENIE SKÓRY.

              Przepisała receptę,szampon Pirolam,maść protopic i krem pimafucort.W aptece zostawiłam ponad 100zł.Plus krem octopirox,którego na złość nie było w aptekach (byłam w 4ch!).

    No cóż.Zgłupiałam.Nie wiem wreszcie co mam.Ale skłaniam sie ku łojotokowemu zapaleniu skóry.Leki mam,zaczęłam brać.Pożyjemy,zobaczymy.Jeśli będę widziała poprawę-nie żal mi tych pieniędzy,które wydałam,bo jeden z nich kosztuje aż prawie 70 zł,dla mnie to sporo.Ale jeśli mam mieć po tym lepszą skórę...Mam nadzieję.

    Póki co-leczymy się.Tylko,co będzie dalej???

  • Utworzono: 2011-08-09

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Urlopowy lany wtorek.

    Tak,lany wtorek.Nie poniedziałek.I to w środku wakacji.

    Od kilku dni jestem na urlopie.Oczywiście jak przystało na urlop-można dłużej pospać,nie trzeba zrywać się o 6,by zdążyć na autobus.Tak więc budzik wyłączony,mama rano śpi.A jednak jest inny budzik w postaci ....dziecka.Wiedzą o tym wszystkie mamy.No cóż,samo to ,że dziecko wstanie ,to pół biedy.Bo jak tata już nie śpi,to chwilę się zajmie jeszcze bąblem.Ale bąbel postanowił obudzić mamę.I nie najnormalniejszym wołaniem MAMA,tylko poprzez lany wtorek.

    Otóż śpiąc jeszcze rano smacznie  po 7 rano,kątem ucha słyszałam co nieco.Wiedziałąm,ze synuś nie śpi,mąż też,że Kacpero pije cosik...Podejrzewam,że pił moją niedokończoną herbatkę ,którą zostawiłam wczoraj na stole.No ok,niech sobie pije.Ale jak poczułam tą herbatkę na swych włosach,to już nie było mi tak wszystko jedno.

    Dokładnie- syneczek mamusi wylał zawartość szklanki na moją głowę!!! Poczułam dziwny,zimny chłodek na moich włosach i konieczność wstania. Nie było możliwości dalszego snu,siła wyższa- trzeba było iść do łazienki i zastosować tempo przyśpieszone mycia głowy (było w planach na dzisiaj,ale nie o 7 rano!).

              No cóż,w sumie nie ma tego złego,ale Kacperuś tylko się śmiał,gdy się na niego spojrzałam.I tylko pytanie: czy to był nieszczęśliwy wypadek,czy też- zrobił to specjalnie,z zimną krwią,żeby wreszcie mamusia otworzyła oczęta? hmm,chyba się nie dowiem,jak było naprawdę.

     

     

  • Utworzono: 2011-08-06

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kacperunio,Koko: Ja chcę usnąć z wami obojgiem!

    Zawsze wieczorem usypiam z mamusią na jej łóżku,ona się do mnie przytula,i ja usypiam.Tak też było tym razem,tyle,że teraz musiał być też tata...
    Okiem mamy:
    Gdy w czwartek wróciłam z pracy po 17,Kacperek spał.Obudził się po 19,i wtedy bałam się,że będzie problem z zaśnięciem na noc.Synek zjadł kolację,ale poszliśmy jeszcze na spacerek.Wstąpiliśmy do sąsiadki,a gdy przyszliśmy do domu ok.20.30 Kacpero zaczął przejawiać objawy chęci spania ,bo zaczął ściągać narzutę z łóżka.Kułam żelazo póki gorące,łóżko pościeliłam.Próbowałam założyć mu pieluchę.Graniczyło to z cudem,bo dostał kręćka i szaleju (dosłownie),ale udało się,po czym położył się na łóżko.Położyłam się koło niego.Po chwili jednak synuś zszedł z łóżka i poszedł do drugiego pokoju,gdzie leżał tata.(czyli mój mąż).Poszłam za nim i stanęłam obok drzwi.Obserwowałam,co on zrobi.A on złapał rączką za głowę męża,za rękę i zaczął go ściągać z łóżka.Mąż wstał i stanął.Gdy Kacper zorientował się,że tata nie idzie ,tylko stoi,złapał go za nogawkę ...i pchnął,mówiąc tak jak by : "tata,chodź"...No i tata wyjścia nie miał.Poszedł.Ale...ja jeszcze stałam! Synek więc złapał tym razem mnie za nogę i pchnął w stronę naszego pokoju.Gadał coś tam po swojemu.Ale oboje wiedzieliśmy,o co mu chodzi.Zaprosił nas oboje do spania,do usypiania.Po położeniu się,uszczęśliwiona buźka jeszcze wielokrotnie przekręcała się z boku na boku,żeby patrzeć to na mamę,to na tatę.Zanim usnął,minęła godzina.Dokładnie.
    Dodam,że dzień wcześniej musiał położyć się koło niego Tomek (jest na wakacjach u nas),a innego dnia -Łukasz.
    Jak widać Kacperuś lubi towarzystwo do spania.I wszystko jedno mu,kto to będzie,ale Tomek obserwując scenę zaproszenia nas do łóżka w życiu by nie uwierzył ,że dziecko tak potrafi,gdybyśmy mu opowiedzieli.
  • Utworzono: 2011-07-30

    Kacperunio,Koko: mama...wołam

    Scena nr 1 -z dnia dzisiejszego.
    Śpię sobie w jednym pokoju.W drugim pokoju mamusia przy komputerze.W pewnej chwili budzę się i wołam :"mama"! Mamusia szybko przylatuje (no,przybiega),całuje w czółko.Mówi :witaj kochanie,wyspałeś się (spałem dość długo ,coś około 3 godzin).Wtem pokazuję na miejsce,gdzie mam siusiaka.Mamusia stwierdza,że jest sucho ....Wyciąga szybko nocnik,zdejmuje mi majteczki i spodnie.Sadza na nocnik.Po chwili siusiu ląduje w nocniku.
    Widzę znowu mamusię,jak się śmieje.A ja z nią i to naprawdę głośno!
    Jak dobrze widzieć mamusię radosną!

    Scena 2-z dnia wczorajszego.
    Kładziemy się spać.Ale wpierw tatuś pyta się mnie,gdzie dziś (wczoraj ) byliśmy i co widziałem (chodziło krówki).Po chwili spytał ,jak robi krówka.A ja mu odpowiedziałem : "MUUUUU"
    Mamusia wniebowzięta i radosna.Umiem pokazać jak robi krówka!

Mama trójki dzieci-dwójki w wieku szkolnym,trzecie najmłodsze rozpieszczane przez wszystkich; Obecnie pracuję zawodowo po urlopie wychowawczym.
Listopad 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
        01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30  

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj