Moje życie to jedna wielka niewiadoma.Dziś jest tak,jutro zmiana o 180 stopni.Jak każdy mam problemy,z którymi umiem sobie poradzić.Choć czasem jest bardzo ciężko,czasem popłaczę,wyżalę się.Ale są dni,że mogę góry przenosić,gdy widzę radość na oczach moich dzieci ,czy jak widzę,gdy bliscy pomogą wtedy ,gdy tej pomocy potrzebuje.Czasem sami wyczytają to z moich oczu,nie prosząc ich o to.
  • Utworzono: 2012-02-19

    Bunt nastolatków plus bunt dwulatka=mieszanka wybuchowa

    Czy ktoś ma gotową receptę na powyższe?

     

    Bo jeszcze trochę a dostanę zawału,wyląduję w szpitalu...

    Kłotnie non stop,wyzwiska, a najgorsze to,że jeden pan fuka się za zabranie komputera (kara)...

    Ale w końcu nauka ważniejsza,a on kłamie...

    I płacz,krzyk,obraza majestatu,starszenie żyletkami...

     

    Jeszcze trochę a wróci moje choróbsko...

    Spokojna rozmowa? była,a owszem..

    ALe starczyła na krótko.Wydawało się,że rozumie co się do niego mówi..

    Chwilę...

     

  • Utworzono: 2012-01-31

    Źle bez telefonu,oj,źle....

    Właśnie minął miesiąc od mojego ostatniego wpisu na blogu,dziś dopiero mam chwilę ,by na spokojnie naskrobać...

    A mam co,bo własnie wczoraj sąsiadka swoją historią przypomniała mi moją historię z 1 listopada,kiedy to nie wzięłam ze sobą telefonu komórkowego,a wtedy na złość był mi bardzo potrzebny.

     

    A wiec tak: Pierwszego listopada 2011r,czyli we Wszystkich Świętych jak co roku wybierałam się na cmentarz.Ponieważ jednak wtedy Kacper trochę pokasływał, a pogoda była byle jaka-wiedziałm,że go nie wezmę ,bo na rower się nie nadawał,ale sama nie wiedziałam,czy pojadę.Jednak okazało się ,że byłam.i to dość długo..

    Plan był taki: Jacek miał jechać rano na cmentarz zabierając od swojej ciotki kwiatki i znicze .W sumie miał jechać z nimteść,mieli wrócić,po czym około południa mielismy jechać my,dzieciaki,cała trójka miała zostać w domu.Ponieważ jednak teść nie nadawał się do jazdy,postanowilam pomóc mężowi,bo wiedziałam,że nie poradzi sobie z tymi kwiatkami i zniczami ,żeby dotrzeć pieszo na cmentarz.Ubrałam się na szybkiego,byle jak w sumie,nie myjąc włosów (miałam umyć później;na szczęście czapka kryła moje niedoskonałości)i razem z mężem pojechaliśmy na cmentarz.Rowerami.6 km w jedną stronę.Kilak minut p[o wyjeździe zorientowałam się,że zapomniałam telefonu,ale nie chciało mi się wracać,bo stwierdziłam,ze nie będzie mi potrzebny...Jak bardzo się myliłam,przekonałam się za jakiś czas...Pojechaliśmy do owej ciotki męża,zabraliśmy znicze i kwiaty,rower zostawiliśmy u niej i poszliśmy na cmentarz.Oczywiście zapaliliśmy znicze tam gdzie trzeba,ustawiliśmy kwiaty,po czym udaliśmy się z powrotem po rower i pojechaliśmy na drugi cmentarz.Tam po chwili doszedł mój brat z żoną i synkiem.Pogadaliśmy chwilkę,zapytałam czy był w M.,na grobie drugiej babci.Powiedział ,ze dopiero jedzie.Ja też miałam chęć jechać ,ale nie przyszło mi do głowy ,żeby go prosić,by mnie wziął ze sobą (na kolejny cmentarz kolejne 6 km)....Po czym po chwili się rozstaliśmy,oni pojechali,my poszliśmy.Mieliśmy wstąpic do wujka na 5 minut i wracać do domu.Jednak po chwili podjechał do nas mój brat,i zabrał na drugi cmentarz.Rozstaliśmy się z mężem niemal pod domem zmarłej niedawno babci.On poszedł,ja pojechałam.

    Po chwili na brata telefon zadzwonił telefon.I to mój ! Byliśmy zdziwieni,bo ja nie dzwoniłam,nie mając przecież ze sobą swej komórki.Nie odebraliliśmy,bo myśleliśmy,ze może Kacper się dorwał i dzwoni niechcący...

    Gdy brat podwiózł mnie z powrotem, dom wujka był zamkniety,Jacka wokół nie było,ale jego rower stał.Zaczęłam się denerwować. I wtedy wiedziałam,że przydałby się telefon! Byłam zła,bo na złość nie miałam jak zadzwonić i zapytać sie  go gdzie jest!

    Najgorsze było też to,że wujek nie otwierał drzwi,ja nie wiedziałam,czy jest,czy może poszedł....Pojawiły mi się łzy w oczach.Bezradność,bezsilność ogarnęła moje ciało.Ręce opadły,poczułam się jak zagubiony dzieciak.Stałam tak kilka minut czekając,że może pojawi się ktoś znajomy i da mi zadzwonić do męża,,,Na złość ,nie było nikogo.Złapałam rower,pojechałam na cmentarz,myślałam ,ze moze tam jest...

    Nie było go,wróciłam.Było już po 11.

    Wreszczie udało mi się dostać do wujka.U niego męża nie było.ALe mogłam wreszcie zadzwonić! Zadzwoniłam na jego komórkę ! jest! okazało się,że jest w domu! Jak mi wyjaśnił,jak tylko mój brat mnie zabrał po kilku sekundach podjechał do niego jego brat,i go zabrał,pojechali do domu,a po 12 przyjechać mieli z powrotem na cmentarz.

    A z mojego telefonu to ON dzwonił do brata mojego,zeby mi o tym powiedzieć....Tylko ...dlaczego nie ze swojego? Moze wtedy brat by odebrał,moze wtedy bym go tak nerwowo nie szukała?

    Kazał mi czekać u wujka,a ja kazałam mu zabrać mój telefon.

    Ja u wujka zrobiłam sobie gorącej herbaty,posiedziałam kilkanaście minut (dziwnie tak,bez babci, sama w pustym domu...),po czym przed 12 wyszłam i już czekałam na niego pod domem...

    Gdy przyjechał,natychmiast poszliśmy na cmentarz,tam spotkałam swoją mamę,opowiedziałam jej swoją historię z telefonem.Obie się uśmiałyśmy,choć dwie godziny wcześniej do śmiechu mi nie było.

    Mało tego-gdy czekałam pod domem babci na  Jacka podjechała ciocia (mamy siostra) z mężem i starszym synem.Gdy opowiedziałam Jarkowi (bratu ciotecznemu) swoją historię,chciał mi natychmiast dać swój telefon bym dzwoniła do męża...Ale wtedy już czekałam na Jacka,byłam jednak wdzięczna kuzynowi,że w razie potrzeby mogłam liczyć na niego.


    Nie zapomnę swej historii do końca życia.

     

    Teraz się z tego śmieję.I cały czas się  zastanawiam,jak to było X lat temu,kiedy to żyliśmy w czasach bez telefonów komórkowych? Przecież one często ratują życie, w przenośni i dosłownie.Pomagają się odnaleźć. A tu? wystarczyła chwila mojego zapomnienia,żebym tego dnia najadła się niepotrzebnie nerwów.

     

  • Utworzono: 2011-12-30

    Się wykonało!

    I się wykonało! Wkraczam w Nowy Roku bez długu ,który na nas ciążył już prawie 4 lata...

        W 2008r zaciągnęliśmy dwie pożyczki na zakup ciągnika.Nie wszystkim się to podobało,ale wiedziałam ,że jest potrzebny i sama byłam za tym.Było ładnych kilka tysięcy i rozłożone na raty -jedna na 3 lat,druga na 4 lata.Ta druga kończyła się nam w kwietniu 2012.Pierwszą udało się nam spłaci rok temu w czerwcu,z kasy ze skarbowego.Chcieliśmy,by została nam się jedna ,ta większa,bo wiedzieliśmy,ze jak będę na wychowawczym-będzie gorzej ze spłatą.Chwytałam się okazji,byle by się jej pozbyc jak najszybciej.Udało się.Ale i tak przez kolejne miesiące byliśmy obarczeni płaceniem rat...Nie było lekko,oj,,nie...Te miesiące na wychowawczym były wyczerpujące...

        Na początku roku 2011 jednak wiedziałam ,że za chwilę wracam do pracy.Wiedziałam,ze będzie llżej,ale wraz ciążyła na nas ta pożyczka.Pilnowałam dat,choc bywało,ze musiałam zapożyczyc się na ratę,aby spłacic w terminie.Gdy nie zapłaciłam -z banku przychodziły upomnienia,dzwonili.Wreszcie na wiosnę wróciłam do pracy.Gdy przyszły pieniadze ze skarbowego zapłaciłam ratę "do przodu",aby nie było już opóźnień.Na szczęście się udawało,tak,że zaraz po wypłacie wpłacałam ratę.

    Ale któregoś razu obiecałam sobie,że jak się uda,to do końca roku spłacę resztę pożyczki.Trzymałam się tego,ale nie byłam do końca pewna,czy to zrobię,czy się uda.

    Jednak się udało.W listopadzie udało mi się spłacic dwie raty do przodu.Zostały dwie-marcowa na grudzień i kwietniowa na styczeń.Zrbiłam tak,bo nie wiedzieliśmy ,czy mąż dostanie dalej rentę,czy też nie-jesli by nie dostał,mielibyśmy problem ze spłatą.I teraz pod koniec grudnia spłaciłam ratę marcową.Ostała się jedna.

    No i nadszedł dzień środy.I wtedy wpadł mi do głowy szalony pomysł.

    Zapłacic tę ostatnią ratę czy nie?

    Rozmowa z koleżanką, kilkanaście minut zastanowienia się-rozważenie za i przeciw, poradzenie się męża...To trwało bardzo szybko.

    Stwierdziłam,ze i tak debet jest nieunikniony.A czy debet bedę miała większy do spłącenia o te parę złotych czy też w styczniu spłacę ratę-to na jedno wyjdzie.

    Szybka decyzja,szebkie działanie.

    I zapłaciłam...

    SIę wykonało.

    Przeważyło to,że pozbyliśmy się ciężaru i w Nowy Rok wkroczymy bez TEGO DŁUGU.

    Został jeden,łóżeczkowy.Ale to jest nic w porównaniu z tamtym

    A ja? Jestem z siebie dumna,ze TO ZROBIŁAM.

    Szaleństwo i zdrowy rozsądek w jednym.

     

  • Utworzono: 2011-12-26

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    I po świętach-prawie...

    Dobiegają końca Święta... dla niektórych radosne,pełne radości,dla niektórych smutne...

    W naszej rodzinie-mieszane.Niby cieszyliśmy się ze świąt,z Mikołaja,ale wiadomo-w sercach wspominaliśmy Babcię-pierwsze święta bez Babci.Na szczęście umieliśmy pogodzić obie sytuacje.W gorszej sytuacji jest moja dobra kumpela,która 2 tygodnie temu straciła mamę.Dwa tygodnie przed Świętami.Pani ,która zmarła,była młodsza od mojej babci.

    No ale życie toczy się dalej i musimy dalej funkcjonować.

    Święta mijają u nas spokojnie.

    W tym roku na wigilię rozdzieliliśmy się.Mąż z córką pojechali doteściowej,ja z synkami do swoich rodziców.Chcieliśmy,by choć raz na jakiś czas druga babcia też miała "namiastkę" naszej rodziny.Nie robiłam problemów,choć dla niektórych jest to do niepomyślenia.Na szczęście moja mama podeszła do tego bardzo normalnie,nie miała żalu...Uważała tak jak my.A że nie mielibyśmy jak dostać się całą piątką,to podział był konieczny.

    A ponieważ oni pojechali tam na noc,ja z chłopakami też nocowałam u rodziców.

    Było miło.Był mój brat z żoną i synkiem,prezentów mnóstwo.Babcia z dziadkiem też zostali obdarowani,są zadowoleni.Nikt nie został bez podarku.

    Oczywiście najbardziej czekali na Mikołaja dzieci.

    Gdy Mikołaj skończył rozdawanie prezentów,nadszedł  czas rozstania.

    Potem poszliśmy spać,na pasterce nie byłam,ale biorąc pod uwagę moje gardło i chrypę wolałam nie ryzykować...

    W niedzielę tato odwózł nas do domu.I tu był Mikołaj do dzieciaczków.

    Prezenty skromne,ale uśmiech na buźce Kacperka gości do teraz.Nie wie czym się bawić...

          A jutro ...koniec laby i do pracy.Ale ..może i dobrze?

     

  • Utworzono: 2011-12-24

    Życzenia

    Jest jeden taki wieczór w roku
    gdzie niebo z ziemią się łączy.
    Gwiazda z nieba spada by ten wieczór ogłosić.
    To wieczór miłości
    gdzie zostaje pokonane wszelkie zło,
    panuje zgoda i miłość a w oku łza się kręci,
    że to tylko taki jeden wieczór.
    Życzę Wam, aby takich chwil w Waszym życiu było jak najwięcej.
    Niech Boża Dziecina, która jest miłością ogarnia Was w nadchodzącym Nowym Roku 2012 i Wam błogosławi.
    Z darem modlitwy przy żłóbku.

     

    Dla wszystkich ebobasowiczów i całej redakcji -wesołych Świąt.

  • Utworzono: 2011-12-19

    Mama -buzi buzi...

          Codziennie rano ,gdy wstaję ok.6 rano,zazwyczaj Kacperek jeszcze śpi.Czasem jeszcze śpi,gdy wychodzę na autobus,czasem wstaje w czasie ,gdy się myję.

    Dziś akurat jeszcz spał,gdy wstawałam.Ale gdy wróciłam z łazienki,usłyszałam słodkie MAMA.Okazało się,że to synek otworzył swoje piękne oczęta i pobiegł na łóżko do swojej siostry.

     

        Gdy już się wyszykowałam (na szczęście "nie zawracał mi głowy") ,i gotowa w kurtce byłam do wyjścia,zawołałam "Kacperku,chodź do mamusi buzi". Ale...cisza.Kacper nie zareagował,być może nie słyszał,albo nie chciał.Nie wiem.

    Ale w pewnym momencie zorientował się chyba,gdy otworzyłam drzwi do ganku,i wyszłam założyć buty.

    Słyszę znowu "MAMA,MAMA,MAMI".

    Mąż powiedział synkowi,że mamusia właśnie wychodzi na autobus,że jedzie do pracy.

    Otworzyłam z powrotem drzwi z ganku,synek podbiegł i ...nadstawił swe piękne usteczka,by dać mamusi buzi!!!

    Oczywiście mamusia dała dziecku buzi,a dziecko-uszczęśliwione,odwróciło się tyłem do mamusi i mogło iść z powrotem do pokoju.

    Najważniejsze-dać mamusi buzi na do widzenia.

    Szkoda jeszcze,że nie zrobiło PA PA,bo często wychodząc z pokoju do kuchni,robi PA PA.

    Ale to buzi ...takie słodkie :)Jak kożna nie kochać brzdąca? Brzdąca,które wie ,że mamusia wychodzi,ale wróci za jakiś czas,i pamięta ,że dać mamusi buzi.Aby się jej lepiej pracowało,prawda?

    hmmm...

     

  • Utworzono: 2011-12-13

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kacperunio,Koko: Mam już 91,0 cm wzrostu

    Mierzę już 91 cm .
  • Utworzono: 2011-12-13

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kacperunio,Koko: Bilans dwulatka

    Dziś byłem na bilansie dwulatka.Niestety,nie byłem grzeczny-płakałem,nie chciałem dać się rozebrać z kurtki,potem protestowałem w czasie ważenia i mierzenia,w gabinecie u pani doktor nie dałem się spokojnie zbadać.
  • Utworzono: 2011-12-13

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kacperunio,Koko: Ważę już 14,4 kg

    Tyle wpisała pielęgniarka po uprzednim zważeniu mamusi ze mną,a potem samej mamusi i odjęciu cyferek: sam za nic nie chciałem wejść na wagę...
  • Utworzono: 2011-12-09

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kacperunio,Koko: nowych słów i osiągnięć ciąg dalszy...

    Z chwilą gdy skończyłem 2 latka używam coraz więcej nowych słów,czym zaskakuję rodzinę.
    -fim (film)
    -topy (rajstopy)
    to słowa z tego tygodnia...I inne poprzednie:
    tym,tim,tam,tu,tutaj,fuj,kuj
    ka (kra kra)
    zi (zimno)
    nie ma...
    na złość mamusia nie pamięta tych innych,ale wie,że można się ze mną dogadać...

    Gdy się zsikam-wynoszę majteczki do prania,albo pieluszkę do śmieci (zależnie co mam na sobie).Pomagam w ścieleniu łóżek.Gdy mama składa pranie -zanoszę ubrania tam gdzie trzeba-jedne Ewie,drugie Łukaszowi.Potrafię nawet nieść jedno w jednej ręce,drugie w drugiej i dać im to co trzeba-kiedyś mama dała mi skarpetkę Łukasza ,a w drugiej ręce miałem coś Ewy.Miałem zanieść im ...Udało się,nie pomyliłem się...

    Ale jest jedna rzecz co robię i nie podoba się rodzicom-wyłączam gaz gdy coś gotują,czasem tak kilka razy ...A jak nie gotują-to odkręcam kurki...Muszą mnie pilnować.

    I żebym tak jeszcze usypiać na swoim łóżku.A mi tak dobrze z rodzicami.Mamusia dalej musi mnie przenosić....

Mama trójki dzieci-dwójki w wieku szkolnym,trzecie najmłodsze rozpieszczane przez wszystkich; Obecnie pracuję zawodowo po urlopie wychowawczym.
Maj 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
    01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31    

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj