Lusii to już ponad rok. Mój gin, który wyprowadził mnie hormonalnie, bezradnie już rozłożył ręce bo wszystkie badania moje i męża ok a efektów nie ma. Kazał zdrowo się odżywiać, intensywnie starać i w lutym przyjść po skierowanie na in vitro. Największym chyba problemem jest moja endometrioza i słabe AMH wskazujące że max 3 lata i wejdę w stan przedmenopauzalny
Ogólnie staramy się teraz zająć głowę innymi sprawami, ale jak przychodzi ten czas przed @ albo dostaje jakieś nagle dziwne krwawienie to odrazu wszystko wraca że coś się w organizmie dzieje. Gdybym nie musiała brać dupka to bym nawet tempki nie mierzyła i nie robiła testów (no chyba że @ by się spóźniała).
Ogólnie mam dzisiaj zły dzień i ostatnio nic się nie układa. Mąż pracuje w strategicznym sektorze i przy wzroście zachorowan, zamkną go w pracy na 14 dni aby ograniczyć kontakt i zakażenia. Pierwszy sygnał że to może być już był w piątek więc siedzimy jak na szpilkach. Z budową domu nie możemy ruszyć bo non stop pada i ekipa ma jakieś zaległe prace. Jeszcze czekałam na autko 3 miesiące z salonu, przyszło i okazało się że nie zamontowali nam jednego pakietu który do niego zamówiliśmy. A dzisiaj jako wisienka na torcie negatywny test ciążowy.
Sorry ze tak się to pisałam, ale mam naprawdę kiepski dzień i musiałam się wypłakać