rss wpisy: 20 komentarze: 59

NIEcodzienna CODZIENNOŚĆ

W ostatnim czasie postanowiłam usunąć swój profil na facebooku. Obecnie eBobas zastępuje mi go w zupełności. Chciałabym opisywać różne momenty mojego codziennego życia, które wydadzą mi się ważne.
  • Utworzono: 2015-02-12

    Podziękowania od SERCA dla serca...

    Moi goście są zawsze wyjątkowi nie zależnie od okazji spotkań. Dlatego też chciałam im jakoś w szczególny sposób podziękować za to, że przy nas są w ważnych momentach dla nas.

    Pomysł na ciasteczkowe upominki zrodził się gdy przeglądałam Internet w poszukiwaniu inspiracji.
    Owsiane SERDUCHA wydały mi się idealnym podarunkiem.

    Oczywiście mogłabym je zamówić gdziekolwiek, ale nie byłabym sobą gdybym nie spróbowała sama.

    Na dobry początek-dobry przepis! Siostra posiadała takowy bo niejednokrotnie jadłam jej ciasteczka owsiane. Gdy zapytałam o niego nawet przez myśl jej nie przeszło, że ma to jakieś drugie dno.
    Przepis posiada furtkę dowolności w dodatkach więc ciasteczka mogą smakować zawsze to inaczej. Moje były z kawałkami gorzkiej czekolady.
    Następnie karteczki dołączone do ciasteczek…odpowiedni wygląd i ich treść.
    W pobliskim sklepiku papierniczym nabyłam kartki papieru mieniące się cudownymi drobinkami.
    Gotowy projekt podesłałam mężowi na maila do druku.

     

    Rano: upiekłam moje skarby. W domu pachniało nieziemsko.

    Po południu: wycięłam karteczki, zrobiłam dziurki, przygotowałam celofan i wstążkę

    Wieczorem: zmontowałam wszystko w jedną całość.
     

    Byłam z siebie dumna, mąż był zadowolony a goście-ZACHWYCENI !!!
    Było mi tak miło i przyjemnie, pochwały unosiły mnie ciut ponad ziemię…

    Czy miałby więc ktoś ochotę na zdrowe pyszne ciasteczka, które zamknięte w słoju długo utrzymują świeżość i są idealnym dodatkiem do porannej kawy?


    Składniki:

    1,25 szkl. Mąki pszennej,
    1 mała łyżeczka sody,
    0,5 łyżeczki soli,
    225g masła,
    0,5 szkl. Cukru,
    2 jaja,
    1 białko,
    3 szkl. Mąki owsianej (mogą być zmielone płatki owsiane-ja tak robiłam)

    Wykonanie:

    W jednej misce wymieszać suche składniki. W drugiej większej mikserem utrzeć masło na puszystą masę (ok. 2min.) następnie bardzo powoli dodawać cukier i miksować razem (ok. 5min.) Jak wszystko będzie gładkie i puszyste dodawać jajka. Po chwili łyżką można dodawać suche ciągle miksując. Powstanie nam lepkie ciasto. Dosypać dodatki (czekoladę, orzechy, żurawinę…) co tylko nam się zamarzy i co lubimy i zmieszać łyżką. Z powstałej masy formujemy ciasteczka o dowolnym kształcie pamiętając że po upieczeniu zwiększą swoją grubość dwukrotnie.
    Piec w temperaturze 170 stopni Celsjusza ok. 15-20min. Oczywiście wkładamy już do nagrzanego piekarnika.

    Smacznego!!!

    i Wielu przyjemności…


     

  • Utworzono: 2015-02-12

    PROJEKTOWANIE...tochę jak pasja!

    To ważny dzień dla Szymonka, dla mnie, dla całej Naszej Rodziny. Od narodzin synka minęło trochę czasu i dzień, w którym miał przyjąć Sakrament Chrztu Świętego zbliżał się wielkimi krokami. Oczywiście zależało mi by był wyjątkowy, cudowny etc.


    Podczas mszy dziecko otrzymuje krzyżmo (szatkę) oraz światło (poprzez odpalenie świecy od wielkiej gromnicy) ale to pewnie wszyscy wiedzą. To pierwsze Pamiątki dla maleństwa dlatego postanowiłam, że poszukam w sieci czegoś „ładnego”.


    Każdy ma inny gust lecz dzięki tak szerokiej ofercie jaką proponuje rynek możemy znaleźć coś odpowiedniego dla siebie.


    Zaczęły się poszukiwania.


    Propozycja pierwsza, druga, piąta, dziesiąta i jest……idealna dla mnie.
    Idealna? Tak…ponieważ daje mi możliwość inwencji twórczej.
    W związku z tym, że można było umieścić zdjęcie powstał pomysł o „domowej sesji”.

     

    Filipkowi i Lence zorganizowałam odpowiednio czas, a sama zajęłam się gromadzeniem gadżetów w salonie. Następnie włączyłam „farelkę” by było cieplutko i zaczęliśmy tą świetną zabawę z goluśkim Szymkiem.
    To na brzuszku, to na pleckach, w koszyku wiklinowym, w miękkim kocyku… pstryk, pstryk…

     

    Później już „po” nakarmiłam me maleństwo, położyłam spać a sama wzięłam się za niewielką obróbkę zdjęć.
    Następnie stworzyłam odpowiedni projekt (układ, czcionka, kolorystyka, własna treść) i wysłałam zamówienie.
    Gdy otrzymałam gotowy produkt byłam pod wielkim wrażeniem dbałości wykonania.

    Sprawiło mi to wiele przyjemności a goście byli zachwyceni.


    Pamiątka będzie bez wątpienia i to na całe życie…
     

  • Utworzono: 2015-01-28

    o zapachu zielonej herbaty słów kilka...

    „Poprosiłam” męża o wychodne, taka mała rundka po sklepach. Może nie istne szaleństwo w wydawaniu pieniędzy a raczej nacieszenie oka ładnymi cudeńkami.


    Natrafiłam na nowootwarty sklepik nazwany „Mydlarnia u Franciszka ”. Klimatu jaki tam panował nie da się opisać a i z pustymi rękoma również wyjść się nie da.


    Kosmetyki na wagę? - dla mnie nowość.


    W oczach się mieniło od piękna dostępnych produktów. Zdecydowałam się na masło do ciała o zapachu „zielonej herbaty”- i od tego zaczyna się moja zabawa z kosmetykami naturalnymi.


    W kolejnym sklepie (znanej drogerii) natknęłam się na promocję kosmetyków Olay. Do tej pory słyszałam tylko pozytywne opinie innych więc, gdy cena stała się dla mnie bardziej osiągalna postanowiłam zainwestować.
    Dla siebie wybrałam krem myjący z drobinkami peelingującymi- podobno odmładzający.


    Po powrocie do domu pochwaliłam się swoimi zdobyczami. Mąż obdarował mnie cudownym uśmiechem, a i w księgowego się nie bawił-dla mnie SUPER.


    Nie mogłam doczekać się wieczoru, gdy będę mogła wypróbować to co kupiłam. Godzina 20.00 jest dla mnie magiczną chwilą ponieważ wtedy moje dzieci z reguły są w swoich pokojach wiedząc, że wieczór jest dla rodziców.

    Postanowiłam zamienić moją prywatną łazienkę w małe domowe SPA. Półmrok i blask świec uważam za coś fantastycznego ponieważ w tworzeniu klimatu „robią całą robotę” podczas kolacji, kąpieli i w wielu innych sytuacjach.


    Krem myjący okazał bardzo przyjemny po zastosowaniu czułam się jak w luksusowym salonie kosmetycznym!
    A masło?
    Po jego użyciu skóra jest jedwabiście miękka i gładka, a zapach? BOSKI!!!
    Towarzyszył mi do momentu zaśnięcia a i sny były jakieś takie mocno przyjemne, czyżby zasługa rozpieszczonych wcześniej zmysłów? Więc jeśli będziecie miały okazję by spróbować, to z czystym sumieniem mogę polecić!

    Pięć minut wietrzenia pomieszczenia przed snem zimową porą to wystarczający czas by w pokoju było rześko i świeżo… a pościel zrobiła się przyjemnie chłodna.
    Idealne zakończenie dnia MAMY NA PEŁEN ETAT…

    Muszę się powtórzyć-przepraszam....Zapach masła CUDNY, cudowny....NIEZIEMSKI!
     

  • Utworzono: 2015-01-28

    Gdy dzieci słodko śpią....małe przyjemności MAM...

    Jako mama w „wielodzietnej” rodzinie (bo za taką już jesteśmy uważani) twierdzę, że każda wolna chwila jest dla mnie czymś cudownym.

    Razem z mężem postanowiliśmy zmienić auto na bardziej „rodzinne”, a co za tym idzie? –gromadzenie dodatkowych środków finansowych.


    Sobotni wieczór…mąż wychodzi na tzw. "fuszkę” (jako barman), a ja zostaję z dziećmi. Po całym dniu marzę o relaksie. O ile Filipek weekend spędza poza domem to zostaje mi jeszcze dwójka i to tych najmłodszych…

    Kąpanie, kolacja, czytanie bajki, buziaki….i oto „ona”-czasu wolnego CHWILA.


    Nalałam wody do wanny, wlałam ulubione olejki…włączyłam cichutko swoją ulubioną muzykę…i leżę. Minuta, dwie, trzy…coś cudownego. Masaż ciała dla pobudzenia krążenia, następnie peeling na twarz by po wyjściu móc położyć na nią super nawilżającą maseczkę.


    Czułam się jak nowonarodzona choć to tylko 30minut dla MNIE.

    Zwariowałam? Być może. Ale kocham te moje MINI chwile gdy mogę zajmować się tylko sobą.
     

  • Utworzono: 2014-08-09

    Szpital, Lekarz, Położna i 5 porodów :)

    Wieczór: zaczęłam odczuwać dziwne napieranie na dół, wręcz bolesne. Nie chcąc się denerwować postanowiłam się położyć spać i zobaczyć co będzie dnia następnego.

     

    Ranek: bez zmian. Godzina za godziną. Zdecydowałam się napisać do mojej położnej, by zapytać co się dziać może. Myślałam, że mnie uspokoi, a jednak zaleciła wyjazd do szpitala by mnie zbadał lekarz.

     

    Z racji, że to moja kolejna ciąża różnie być może i każde takie uczucie może być niepokojące. Zaczęłam się denerwować. Cały czas leżałam w łóżku, bo wtedy nie czułam tego ucisku. Sporo przepłakałam. Bałam się.

     

    Po powrocie męża z pracy, z racji że jesteśmy u rodziców, pojechaliśmy do naszego domu spakować rzeczy do szpitala w razie trzeba byłoby zostać, a przeważnie tak się dzieje. Potem zakupy spożywcze żeby nie umrzeć tam z głodu, czasopisma itd. by nie było większej nudy.

     

    Szpital: Położnicza Izba przyjęć-proszę dzwonić dzwonkiem po drugiej stronie.
    Tak też uczyniłam. Wyszła położna by zapytać co się dzieje? Gdy jej wyjaśniłam ona od razu do mnie z tekstem: „a czemu Pani nie zgłosiła się do swojego lekarza prowadzącego tylko do nas?” -była nieuprzejma i dobitnie pokazywała jak bardzo jej przeszkadza, że się tam zgłosiłam i nie ma spokoju.
    Poprosiła o moją kartę ciąży, kazała poczekać i zniknęła za białymi drzwiami. Po dłuższej chwili wyszła, zaprosiła mnie do gabinetu naprzeciwko. Była tak miła i zupełnie inna niż chwilkę wcześniej. Jakby wyszedł do mnie ktoś zupełnie inny.
     

    Mam na to swoją teorię. Zobaczyła kim w ich szpitalu jest mój lekarz prowadzący i od razu zaczęła inaczej śpiewać.
    Niestety to nasze realia. Jak płacisz i chodzisz do kogo trzeba to Cię traktują dobrze. Oczywiście nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka, bo nie zawsze i wszędzie tak jest. Ale w moim przypadku doskonale to się sprawdza.

     

    Później badanie lekarskie. Trafiłam na młodego, przystojnego, uprzejmego lekarza, który mnie zbadał wyjaśnił wszystko co i jak.

     

    Z racji tego, że w naszym szpitalu nie było miejsc zaproponował hospitalizację w innym, jednak oddalonym o 70km od mojego domu. Mogłam jednak się nie zgodzić bez żadnych konsekwencji dla mnie.
    Wybrałam leżenie w domu oraz sumienne zażywanie zaleconych lekarstw.

     

    Bardzo spodobało mi się jak z pięknym uśmiechem powiedział, jak bardzo dumny jest z naszych kobiet. Na jego zmianie już 5 urodziło siłami natury. Były dzielne i wszystko skończyło się tak, jak powinno.

     

    To bardzo przyjemne i sympatyczne, gdy lekarz tak ładnie wypowiada się i docenia to czego udało

    nam-kobietom się dokonać.
     

  • Utworzono: 2014-07-29

    Ważna decyzja-coś CUDOWNEGO...

    W domu cicho, spokojnie. Dzieci u dziadków-na wsi przez dwa dni (Lena po raz pierwszy). Wolny wspólny wieczór. Tylko ja, mąż…zero obowiązków. Tak to idealny moment by spokojnie porozmawiać i dokonać wyboru. Wyboru? No tak, przecież decyzja dotycząca IMIENIA jakie będzie nosił Nasz synek jeszcze nie zapadła.

     

    Uważam, że jest to jedna z najważniejszych decyzji jaką muszą podjąć rodzice przed narodzinami dziecka. Czym się kierować? Tradycją? Modą? Skojarzeniami? Oryginalnością?
    Będzie to najczęstszy używany „wyraz” przez całe życie. Będzie na nie reagować na ulicy, przedstawiać się nim, słyszeć każdego dnia w szkole, wpisywać we wszystkich dokumentach itd. A może nawet będzie wyznacznikiem osiągniętego sukcesu lub porażki? Bez wątpienia ważna sprawa!

     

    Ważna, a więc potrzebuje odpowiedniej oprawy.

     

    Nakryty ładnie stół, wyjątkowa zastawa, blask świec odbijający się w precyzyjnie wypolerowanym szkle, serca, kwiaty, kominek, w tle muzyka kojarząca się nam z dobrymi momentami naszego wspólnego życia.

    Na początek sałatka z kurczakiem i sosem winegret…-uwielbiamy. Mając ochotę na deser pominęliśmy danie główne. Lody mocno śmietankowe, idealnie kremowe z gorącymi malinami w syropie…-poezja.

     

    Wprawieni w doskonałe nastroje, położyliśmy się obok siebie i zaczęliśmy poważną, lecz przyjemną rozmowę, padło kilka propozycji z każdej strony, a następnie zaczęliśmy argumentować i eliminować na zmianę jak to w udanej konwersacji bywa…

     

    Sukces, pewni- zdecydowani…Nasz synek ma już wybrane imię!

     

    Mąż zadbał o dalszą część wieczoru, przygotował mi cudowną kąpiel, bez wina ale z lampką świeżego soku pomarańczowego. Potem zrobił relaksujący masaż. Zasypiało się błogo, spało spokojnie….

     

    Od dzisiejszego poranka chodzę i głaskając Cię powtarzam Szymon, Szymku,.. Do naszego spotkania planowanych 100 równych dni.

     

    Kocham Cię!

     

  • Utworzono: 2014-07-24

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Cudownie, uroczo....-Kraków!!!

    Nadszedł dzień wyjazdu z Zakopanego-dzień powrotu do „domu”. Postanowiliśmy, że właśnie wtedy odwiedzimy Kraków, bo mieliśmy po drodze, więc w sumie ekonomicznie.

     

    Piątkowym, późnym wieczorem spakowaliśmy większość naszych rzeczy do walizki i toreb, zostawiliśmy tylko potrzebne drobiazgi na rano, by móc od razu po śniadaniu wyruszyć w podróż.
    Godzina 9:00 wszystko zapakowane do auta, pokój zostawiony w stanie nienagannym. Ruszamy!!!

     

    Korki, więcej korków na drogach…uf udało się przebić…Na dworze dość ciepło-odmiennie niż w dniach poprzednich, w aucie przyjemna temperatura za sprawą tak cudownego wynalazku jakim jest klimatyzacja…

     

    Nagle niespodziewany telefon: „Witam, zostawili Państwo w pokoju plecak, z komputerem”- mhm, no cóż nie pozostaje nam nic innego jak wrócić. Kolejne kilometry, kolejne korki i upływający czas…

    Po raz kolejny próbujemy wyjechać z Zakopanego, mówią „do trzech razy sztuka” lecz liczyłam, że jednak to będzie Nasz ostatni raz. Tym razem nieco inną trasą, która miała Nam pomóc ominąć zator na drogach.

     

    Myślę-chyba się udało…

     

    Cud nad WISŁĄ. Godzina prawie 13:00- Kraków!!! Cieszyłam się jak dziecko, do momentu gdy nie wysiadłam z auta. Uderzenie gorąca, wręcz zatrzymało mnie na chwilę.
    Poprzednie dni choć nie za ciepłe jednak dla mnie znacznie bardziej komfortowe. No nic, trudno, nie zrezygnuję z zobaczenia z powodu wyższej temperatury.

     

    Wypakowaliśmy wszystko co wydawało nam się potrzebne, Lenka usiadła w wózeczku i poszliśmy brzegiem Wisły w stronę Wawelu. Ci, co sądzili, że jest pięknie, uroczo, całkowicie mieli rację. Fotografie, widokówki nie oddają klimatu jaki tam panuje. To trzeba zobaczyć na własne oczy!!!

     

    Dla zatrzymania chwili na zmianę robiliśmy zdjęcia.

     

    Spacer na Starówkę:

    Tam Lenka była w swoim żywiole, szczególnie wśród tylu gołębi. Rzucała im pieczywo, podnosiła z ziemi i rzucała na nowo. Nagle coś spłoszyło ptaki i w jednej chwili zerwały się do lotu. Niestety nie zdążyłam uchwycić tego momentu, zupełnie się nie spodziewając, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że reakcja Naszej córeczki była bezbłędna. Schyliła się, rękoma nakryła głowę jak by sama chciała się uchronić przed atakiem. A potem zafascynowana patrzyła jak robią to kolejne okrążenia nad jej głową.

     

    Sukiennice, Kościół Mariacki….

     

    Niestety nie mogło być mowy o długim pobycie i zobaczeniu tego co byśmy zobaczyć chcieli. Ponad 35 stopni w słońcu dało mi popalić i osłabiło mnie bardzo. Obiad, lody, kremówki papieskie, krakowskie obwarzanki…-dość skarbie-powiedziałam. Ruszajmy w dalszą drogę. Niestety nie dałam rady na więcej, ale wierzę, że będę miała okazje tam wrócić.


     

    Godz. 22:00 - wygodne łóżko, świeżość po kąpieli...Dobranoc!

  • Utworzono: 2014-07-21

    5,10,15,20….kg?

    Zawsze zastanawiałam się od czego zależy przyrost masy ciała kobiet w ciąży. Każda inaczej przybiera.

    Ja, będąc zarówno w pierwszej jak i w drugiej ciąży przytyłam 9kg. Z przodu miałam tylko tzw.: „piłeczkę”.

    Wracając z wakacji zatrzymaliśmy się na kilka dni u teściowej na wsi. Cisza, spokój, jedynie to męczące są te upały.
    Wczoraj wieczorem siedząc z szwagierką w kuchni, ta nagle „przyleciała” z wagą i kazała wskakiwać. Jak się okazało do przodu mam już 8kg, a jestem dopiero w 25 tc więc jeszcze sporo przed nami. Teraz zastanawiam się ile jeszcze dojdzie mi przez te kilkanaście tygodni, które nam zostało.

    Jak się więc okazuje, nie ma reguły i nie dość, że każda kobieta jest inna to i każda ciąża również.

    Ciekawa jestem jak jest u was?
    Chętne „dziewczyny” zapraszam do zostawiania komentarzy pod wpisem:)
     

  • Utworzono: 2014-07-14

    ZAKOPANE, mamuśka – NIE w formie!!!


    Pierwsze wakacje w górach, czyli inaczej niż zwykle.

    Czerwiec, Lipiec, Sierpień zazwyczaj w tym okresie urlopowe wyjazdy kojarzą mi się z MORZEM, falami, gorącym piaskiem, okrzykami: „KUKURYDZA GOTOWANA, orzeszki w karmelu i ZIEMNE PIWKO Z LODÓWY”.
    Tym razem mąż postanowił zabrać mnie na „ODPOCZYNEK” w góry.

    Codzienne spacery po tak zróżnicowanych terenach dały się we znaki moim nóżkom, a ja wstająca
    z łóżka np. do łazienki wyglądam wręcz komicznie-jak babuleńka jakaś-ledwo chodząca. Zakwasy w łydkach, to nic przyjemnego. I chociaż mogłoby się wydawać, że codzienne chodzenie po schodach na samą górę KAMIENICY powinno mi dać jakiś trening-NIC BARDZIEJ MYLNEGO!


    Dziś postanowiłam zrobić sobie mały odpoczynek, powylegiwać się na tarasie, ale chyba mam jakieś ADHD bo jest 13:00 a mnie już ciągnie by wyjść i podziwiać te piękne widoki.

    Poranki tu są zazwyczaj leniwe. Gdy wschodzi słonko moim oczom ukazuje się GIEWONT i piękna panorama TATR. Gdy córcia wstaje, mąż serwuje mi śniadanko wprost do łóżka-JA i mój brzuszkowy synuś bez wątpienia jesteśmy tym zachwyceni. Później oczywiście małe SPA w łazience i w DROGĘ!!!

    W planach mamy któregoś dnia wybrać się na całodniową wycieczkę do Krakowa, ponoć jest tam uroczo. Po powrocie zdam Wam swoje relacje!!!
     


    Tymczasem słyszę: Kochanie czy możemy już wyjść? Zatem muszę opuścić eBobasowego bloga, wskoczyć w buty i ruszać!

    Miłego dnia!
     

  • Utworzono: 2014-07-10

    Uświadomiona...

    Niby zostało jeszcze ponad 100 dni do mojego porodu, niby to kawał czasu na przygotowania i organizację. Ale właśnie dziś uświadomiłam sobie, że moja ciąża nie jest przecież normalna.

     

    Od 16tc mam skórcze-dla mnie żadna nowość, to samo było w pierwszej i drugiej ciąży. Różnica jest taka, że w poprzednich dwóch brałam leki, które postanowili wycofać...


    3 lata temu, gdy w moim brzuszku nosiłam Lenkę, zdarzyło mi się dwukrotnie trafić na oddział patologii ciąży na tzw. podtrzymanie, bo skórcze już były za mocne. I tak sobie pomyślałam, że historia lubi się powtarzać. A co ja mogę organizować i przygotowywać leżąc w szpitalnym łóżku?



    Lubię sama dopilnowywać rzeczy , na których mi zależy. Dlatego postanowiłam ostro wziąć się do roboty.


    Na pierwszy ogień poszły porządki w szafie. Wyprałam śpiworek, kocyki i pościel.
    Z racji, że Lenka od ponad pół roku ma już swoje duże łóżko, łóżeczko zostało zwolnione, więc postanowiłam je wyodkurzać, umyć...gdzieś wsiąkły 2 szczebelelki więc trzeba ich będzie poszukać.
    Poprzedni materacyk okazał się totalną klapą, więc trzeba będzie pomyśleć o organizacji nowego jakoś po wakacjach.


    Teraz siedzę i już tylko myślę o kompletowaniu wyprawki.


    Liczę sporo na podarunki od najbliższych. Wszystko po dzieciach pooddawałam, więc może coś do mnie wróci. To co mam po Lence niestety nie nada się bo zamista siostrzyczki będzie braciszek.


    Muszę pomyśleć nad wyborem odpowiednich kosmetyków dla mojego synka. Niby sprawa prosta, a jednak tak skomplikowana ze względu na ogromny wybór jaki jest na rynku. Niestety kompletnie nie znam się na tym więc lista składników z jakich są zrobione niekoniecznie mi coś mówi.


    Mam nadzieję, ze uda się mądrze wybrać to, co najlepsze.

12
<img src="https://static.ebobas.pl/img/main/control_next.gif" class="img_paginator" alt="" />

Lubię słodkie gorące kakao, dużo czekolady i jeszcze więcej czekolady, nie dbam o kalorie, często mam zimne stopy, uwielbiam przetwory robić i jeść, jeść i robić :) A co poza tym? Mam dwa najpiękniejsze imiona świata: Mamo i kochanie :*
Kwiecień 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj