Moje życie to jedna wielka niewiadoma.Dziś jest tak,jutro zmiana o 180 stopni.Jak każdy mam problemy,z którymi umiem sobie poradzić.Choć czasem jest bardzo ciężko,czasem popłaczę,wyżalę się.Ale są dni,że mogę góry przenosić,gdy widzę radość na oczach moich dzieci ,czy jak widzę,gdy bliscy pomogą wtedy ,gdy tej pomocy potrzebuje.Czasem sami wyczytają to z moich oczu,nie prosząc ich o to.
  • Utworzono: 2010-10-17

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kacperunio,Koko: Pokazuję paluszkiem...

    Od około tygodnia pokazuję paluszkiem coś co mnie interesuje...

    Umiem też zrobić no no...

    I potrafię bić brawo!

    A jak mamusia zapyta gdzie misio-to przynoszę go i tulę do siebie :

    To wszystko już potrafię!Nawet,jak mamusia mnie o to poprosi ! (no może nie zawsze...)
  • Utworzono: 2010-10-17

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kacperunio,Koko: Nie bardzo rozumiem..

    Wczoraj mamusia powiedziała ,że idzie do łazienki.Wzięła ze sobą mój ręcznik,myślałem ,że idzie nalewać wody do mycia.Wziąłem ją ładnie za rączkę i podszedłem do drzwi wyjściowych do sieni,po drodze bardzo się śmiałem i to głośno (dosłownie),a tam...mama mnie puściła i poszła sobie sama!zostawiła mnie...No to narobiłem im krzyku,a co...
    Ale potem przyszła do mnie.A zanim poszliśmy się myć,to się zeszło kawałek jeszcze.Okazało się,że mamusia poszła do łazienki w innym celu.No cóż, ja mam pieluszkę,mamusia -nie...
  • Utworzono: 2010-10-15

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kacperunio,Koko: Umiem się kłócić!

    A jak! jak coś nie jest po mojej myśli to się kłócę! jak się mamie uda to nagra i wstawi na ebobasa...Tylko nie wiem,czy tak się jej uda...
  • Utworzono: 2010-10-13

    Hospicjum,śmierć,rodzina...

    Niedawno czytałam piękny wpis na blogu naszej blogerki "Mamy_oko "  na temat hospicjum...

    Tak się składa,że akurat byłam na czasie hospicjum i śmierci.

    Miałam wujka.Piszę miałam,bo właśnie kilka dni temu ,na początku października - zmarł.Był właśnie w hospicjum,jego stan był cięzki.Nie udało się. I nawet niezbyt długo był w tym hospicjum,nie wiem-ale chyba jakieś 2 tygodnie...

    Jest mi ciężko.Trudno pogodzić się ze śmiercią bliskich osób.Zwłaszcza tak bliskich.Jak umiera starszy człowiek-prababcia,pradziadek,ktoś około 80-tki,też jest ciężko.No ale miał już swoje lata,przeżył co trzeba i jakoś łatwo to przełknąć.Przynajmniej jak tak myślę.Ale gdy choroba atakuje młodego człowieka,który mógłby jeszcze pożyć ,doczekać wesela swych dorosłych dzieci,wnuków-to już jest gorzej.Mój tata doczekał się wesel mojego,mojego brata,doczekał się czwórki wnuków,jest mu dane się tym cieszyć.Kurczę,a wujkowi się nie udało.Tego sobie moja siostra nie może darować.A taką mieli nadzieję.

    Szkoda mi cioci,szkoda mi rodzeństwa ciotecznego-mogę się tylko domyśleć co czują.Ale myślami jestem nonstop z nimi.Szkoda mi taty,bo stracił młodszego brata.Brata,z którym jeździł na ryby,na grzyby,a swego czasu chodzili na mecze.Niestety,to był ich ostatni wspólny wyjazd w sierpniu...

    No cóż.Czas leczy rany,na pewno.Narazie staram się trzymać,choć myślami jestem z rodziną.Nie mogę jednak ciągle biadolić-bo mam trójkę dzieci.Starsze-jeszcze może zrozumieją.Ale najmłodszy -z tym gorzej.No bo jak się nie uśmiechnąć ,gdy on się śmieje?

     

  • Utworzono: 2010-10-10

    weekend z gośćmi...

    Weekend...

    Piękne słowo,gdy człowiek pracuje,chce odpocząć od codziennych obowiązków,zwłaszcza gdy pracuje.

    Ale weekend kojarzy się też z gośćmi.My rzadko w weekend wyjeżdżamy,nie mając samochodu to trochę problem.Zresztą nie ma gdzie,no chyba,że do rodziców,albo do rodziny męża.Do teściowej daleko,80 km,więc też się tam nie jeździ.

    Ale za to czasami goście odwiedzają nas.Czasem jest to tylko tata ,najczęściej w niedzielę.Czasem szwagier.Czasem moja przyjaciółka Magda.Jednak takiego weekendu jak ten dawno nie mieliśmy.

      Sobota-rano szwagier z dziewczyną.Po południu kuzynki męża (pisałam na blogu wczoraj).

      Dziś ok.11 przyjechał znajomy z Warszawy,który mieszkał rok czasu w naszej wsi,ale sprzedał dom,wyprowadził się z rodziną.Utrzymujemy z nim jednak kontakt,tzn mój mąż.W piątek mąż do niego zadzwonił z zapytaniem co słychać.I dziś... przyjechał.Posiedział trochę.Zdążyli odjechać (był z kolegą),minęła może godzina...przyjechał tata.

    No superowy weekend.Miło było.

    Szkoda tylko,że Kacper troszkę miał go rozerwany.W ciągu dnia mało spał,dziś wyjątkowo ułożyłam go u starszaków w pokoju.No pospal 1,5 godziny.Ale z popołudniowej drzemki były już nici.Usnął w wózku,na spacerze z mężem.ALe gdy podjechali pod dom a ja wyszłam-synuś otworzył oczka.I oczywiście już nie usnął.

    Dopiero teraz.Śpi od kilku minut,i mam nadzieję ,że pośpi do rana.Że nie będzie płakał jak ostatniej nocki.Obudził się po 23 i płakał,tak,jakby bolał go brzuszek.Ale dzięki mojej obecności i tuleniu po ok.20 minutach uspokoił się i usnął.Ale do rana spał już ze mną.

    No dobra.Nocka przede mną .Przede mną cięzki dzień.Ale o tym jutro.Narazie zakończmy ten niezwykły weekend z goścmi....

  • Utworzono: 2010-10-09

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kacperunio,Koko: Mam prawą dolną dwójkę

    Jest! wyszła sobie!
  • Utworzono: 2010-10-09

    Całuśny Kacperek

    Zebrało się dzisiaj mojemu synkow na całowanie.Ale to jak! Mieliśmy bowiem gości.Przyyjechały dwie kuzeneczki (siostry cioteczne) mojego męża,w wieku naszych dzieci.Tych starszych oczywiście.Niestety,Kacper wtedy smacznie  sobie spał,ale gdy się obudził,a usłyszała to Kasia natychmiast przybiegła.Oczywiście Kacper najpierw musiał się przyzwyczaić do obecności Kasi,jak to zwykle bywa gdy pojawia się ktoś nowy lub dawno nie widziany.A ostatnio widzieli się w lipcu,gdy my byliśmy u nich.Gdy już się "zaznajomił" zaczął się popisywać,bawić się z nią.I było bardzo widać jak do siebie lgnęli.Zresztą Kasia-tego nie mogę jej zarzucić -bo strasznie lubi naszego brzdąca odkąd się urodził.Teraz nareszci miała okazję się z nim pobawić i to tak,że ho ho...

       Po około godzince Kasia zapytała się czy może go wziąć na spacer.No jasne.Jaki problem.Ubrałam go tylko w kurteczkę ,czapkę ,buciki i poszli.Oczywiście na dworze nie była sama,bo był Łukasz,Aneta,Ewa,Ola...Spacerowali.Ale kilka minut po 17 przywędrowali ,bo Łukasz zawiadomił ,że Kacper o tej porze je mleko (ukłony dla starszego synka!) Po podwieczorku zaczeła się pyszna zabawa,a właściwie całowanie.Kasia wzięła go na ręce,zaczeła z nim się bawić,a on...jak nie zacznie jej całować! Najpierw się zaczął przytulać -czyli w ten sposób okazywał jej "swoją miłość",a za chwilę był całus,najpierw w policzek,a za kawałek w nosa... I tak trwało to kilka minut! Ależ była zabawa...Kasia musiała co chwilę wycierać nosek,po czym całowanie na nowo.A właściwie-to gryzienie? W każdym razie wyglądało to komicznie.Oczywiście uwieczniliśmy te chwile na zdjęciach,nagraliśmy.

    Było cudownie.Ubawiliśmy się jak nigdy.A Kasia odjechala szczęśliwa,bo jej ukochany bratanek (stryjeczny,czy jak to się tam nazywa) okazał jej tyle czułości.I oczywiście z wzajemnością.Tylko najgorszy ten nos-cały czerwony!Ale co tam-tyle całusków co kasia dostała to chyba każdy by chciał mieć od takiego bobasa...

  • Utworzono: 2010-10-08

    Więcej niż 1 dziecko

    Będąc w wieku moich dzieci,może nawet troszkę starsza -już pomału zaczynałam myśleć jak to będzie w przyszłości... Układałam w myślach sobie życie,rozmyślałam nad tym,czy mój mąż będzie dobry,czy dzieci będą posłuszne...Ale najbardziej nurtowało mnie,jak to jest mieć więcej niż jedno dziecko...

      Tyle ogląda się tej telewizji,słyszy się o problemach rodzin wielodzietnych.Wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego typu spraw jeszcze.Bardziej mnie interesowało- jak się daje radę dzieląc swoje zainteresowanie,swój czas kilkorgu dzieciom.No bo jedno to jedno.Przelewamy uczucia i proste.Ale jak jest dwoje -to trzeba się z tym dzielić.A jak troje-ojej,już cięzko...Oczyma widziałam,gdy jedno trzymam na kolanach,drugie z zazdrości wchodzi i pnie się do przytulenia,a obok stoi trzecie i trzyma za nogawki.Albo jedno odrabia lekcje,drugie rysuje,trzecie śpi.Za chwilę jedno krzyczy: mamo,pomóż;drugie-mamo,kredka się złamała.A tu-trzecie się budzi i chce jeść.Jejku,normalnie katorga.Jak ich wszystkich pogodzić będąc samej w domu.

    A miłość? Które kocha się najbardziej? Najstarsze,bo pierworodne?  Drugie-bo akurat dziewczynka? Trzecie-bo najmłodsze? Jak to jest w rodzinach gdzie jest więcej niż dwoje dzieci? Jak podzielić miłóść i czas?

    A jednak...

    Od prawie roku jestem potrójną mamą.Ewa urodziła się ,gdy Łukasz miał prawie 2 lata.Ale z okazaniem miłości nie miałam problemu.Wiedziałam,że oni mnie potrzebują i po prostu byłam.Nie wiem,jak mi się to udało.Nie myślałam o tym już w tym kontekście,co kilkanaście lat temu.Po prostu nie było czasu na to..Bo to przyszło samo...Bywało ciężko,nie powiem.Gdy starszaki podrosły i poszły do szkoły,zdarzyło się ,że zaszłąm w ciąże z trzecim dzieckiem.Początkowo szok,niedowierzanie.Po kilku dniach doszło to do mnie,już się cieszyłam.Starszaki też,oni najbardziej.

    I co? okazało się ,że wszystko przychodzi z czasem,że da się wszystko pogodzić.Miłość do starszaków ta sama,najmłodszy rozpieszczany przez wszystkich,a starszaki okazują mu bardzo dużo swojej miłości i zainteresowania.Kiedy trzeba- pomogą.

    A ja-typowa mamusia zakochana w swoich szkrabach; gdy potrzeba- pomagająca nawet w błahych sprawach ku zaskoczeniu starszaków,będąca na zawołanie wszystkich domowników.Jakoś daję radę.Nie jest źle.A nawet dobrze.Bywają momenty zwątpienia,no bo jednak wychować troje dzieci to nie lada sztuka.Trzecie najłatwiej-bo już przechodziłam przez to 2 razy,więc jakieś doświadczenie jest.Ale nastolatki ? No cóż...To będzie trochę trudniej.Myslę jednak,że i z tym sobie poradzę.Najważniejsze,by wiedzieli ,że  w razie czego mają we mnie wsparcie (już nie raz się o tym przekonali),o Kacpra nie są zazdrośni (no,może czasem...).

    Na szczęście moje obawy z dzieciństwa były niepotrzebne.Bo mieć troje dzieci (o czym zawse marzyłam) to wielkie szczęscie.Już wyobrażam sobie pełną chatę,gdy dorosną ,zostanę babcią (no mam nadzieję; tylko aby nie za wcześnie oczywiście)i będą zjeżdżać się wszyscy na niedzielny obiad.To dopiero będzie rodzina !

  • Utworzono: 2010-10-03

    Refleksje-szkoła,wf i dzieci...

    Tak, szkoła,wf i dzieci? Co ma jedno z drugim wspólnego?Ma ,i to duzo.Przynajmniej dla mnie.

    Otóż miałam dzisiaj sen.I sen ,który często do mnie wraca-szkoła.Śnię,że jestem w szkole,na lekcjach.Te lekcje są dziwaczne,jakoś tak niepukładane,nauczyciele jacyś obcy.Wszystko dziwne.Ale często w tych snach błądzę po szkole.I tak było dzisiaj-błądziłam po szkole,szukałam klasy-nie mogłam znaleźć.Nie wiedziałam w której sali mam mieć akurat lekcje,więc opuszczałam kolejne lekcje.Po kilku minutach zdawałam sobie sprawę ,że ja do tej lekcji jestem nieprzygotowana,nie uzupełniony zeszyt,nieodrobione lekcje,takie tam rzeczy typowe dla uczniaka.Strach w każdym śnie mnie nie opuszczał.Fakt ,że lubiłam swoją szkołę.Ale nienawidziłam wfu.Przedmiot,który większość dziece chyba lubi. A ja-nie! nienawidziłam,ale to pewnie przez nauczyciela,którego nienawidziłam,był zawsze szorstki dla mnie i niesprawiedliwy (w liceum,bo w podstawówce jeszcze w miarę),do tego facet.

     Nic to.W każdym razie lekja wychowania fizycznego była dla mnie katorgą.Od zawsze się na nich męczyłamprzeżywałam katusze,na biegach zaraz zadyszka,ledwo przebiegałam jedno okrążenie i to zawsze w dali za resztą klasy.Okropność.I jak to dobrze ,że te lekcje już się skończyły (aczkolwiek czasem trzeba przebiec,żeby np zdążyć na autobus,różnie to bywa,ale to co innego ).

    Wspominam ten wf,bo właśnie dziś w śnie miałam lekcje wf.I to taką,co ja lubię.Taką -na siedząco.Nie biegająco,nie ćwicząco,po prostu sobie siedziałam,i ...rozmawiałam z nauczycielką ,która była w ciąży.I to mi tak utkwiło w pamięci.

    Bo teraz-jak patrzę lata wstecz i wspominam te dni szkoły i ten wf,cieszę się,że to się skończyło.Ale nigdy nie zapomnę,gdy sobie myślałam na temat ...porodów. Skoro byłam cienka na WF,to jak ja urodzę dziecko? Nie wspominając kilku porodów?Bałam się okropnie.Myśli miałam wręcz tragiczne,że sobie nie poradzę,że nie urodzę i będą musieli mnie ciąć,że dziecko sie udusi.Zawsze wyobrażałam sobie,że skoro nie miałam sił (dosłownie) ćwiczyć w szkole,to nie przeżyję porodów.

    Życie jednak pokazało,że nie jest tak źle.Urodziłam dzieci,i to trójkę,co dla mnie było wysiłkiem,ale niczym w porównaniu do tych wysiłków na lekcjach wfu!I Przecież zawsze byłam wysoka i wręcz chuda (170 cm,niecałe 50 kg wagi) ,w biodrach cienka,strach przed rozerwaniem itd itp.Ale jednak! Niepotrzebnie się martwiłam.DAŁAM RADĘ! Znaczy to ,że jak ktoś nie daje rady na lekcjach WF,to nie znaczy ,że będzie miał bardzo ciężkie porody.Albo na odwrót.Nigdy więc nie byłam wysportowana.Tylko w pamięci pozostaje ten nieszczęsny WF- a te refleksje są dzieki temu snowi,bo pojawiła sie lekcja z panią w ciąży.A to chyba coś znaczy? stąd moje przemyślenia i wspomnienia...

  • Utworzono: 2010-10-03

    Kacperunio,Koko: Wszedłem na łóżko rodziców

    Taką niespodziankę zrobiłem mamusi! Jakieś półtora miesiąca temu,wszedłem na łóżko Łukasza.A wczoraj...zamachnąłem się jedną nogą i bach...znalazłem się na łóżku rodziców,a ono jest wyższe o jakieś 15 cm od Łukasza! A było to tak: chodziłem sobie po pokoju,a mama siedziała przy kompie.Oczywiście patrzyła się co chwilę na mnie i sprawdzała co robię.W pewnej chwili spojrzała...a ja leżałem sobie na łóżku,przytulałem do podusi.Mama spojrzała na mnie zdziwona i powiedziała "zaraz,zaraz,przecież ty dopiero byłeś na podłodze.Jak ty tam... czyżbyś sam wszedł?" ups,tak-wszedłem sobie,sam...ale byłem dobrym synusiem,i za kilka minut zademonstrowałem to mamusi,jak ja to zrobiłem.Zaraz mamusia pobiegła oczywiście do drugiego pokoju powiedzieć tatusiowi i rodzeństwu! Ale była szczęśliwa.Bo dopiero co nauczyłem się schodzić,a teraz już wchodzić na łóżko,i to całkiem wysokie bo-mierzy jakieś 40cm!
    Niby nic dziwnego,prawda? A jednak.Taki wyczyn w wykonaniu niespełna 11-miesięcznego bobasa to nie lada wyczyn.
    Ale ja nie tylko to umiem.Ostatnio też nauczyłem się odsuwać od szafy moje krzesełko-a jest wysokie i ciężkawe.Taki ze mnie siłacz.Ha...Po co? Po to ,by się dostać do albumów ze zdjęciami za szybą.Ale niestety-mamusia szybko reaguje.I pewnie ma rację,bo ja wszystko niszczę.

Mama trójki dzieci-dwójki w wieku szkolnym,trzecie najmłodsze rozpieszczane przez wszystkich; Obecnie pracuję zawodowo po urlopie wychowawczym.
Listopad 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
        01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30  

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj