Mam nadzieję, że to będą krótkie zapiski z dnia codziennego. O tym jak życie nas zaskakuje i jak my zaskakujemy życie.
  • Utworzono: 2010-03-29

    I trzy miesiące minęły jak jedeń dzień.

    Ponad tydzień temu Wiktoria skończyła trzy miesiące. Zawsze, gdy mija kolejny miesiąc jej życia to robię sobie takie podsumowanie. Patrzę z perspektywy czasu na to jak on minął czy szybko czy powoli, ile Wiktoria się nauczyła za ten czas itd. Zwykle nie mogę wyjść z podziwu dla jej umiejętności. W zasadzie to nie chodzi tylko o to co Ona potrafi. Bardziej myślę kategoriami jak skomplikowany jest umysł człowieka i jak to niewiarygodne, że taki mały czlowiek potrafi tak wiele. Jak szybko się uczy, jak szybko rowzija się jego organizm. Jeszcze niedawno przecież tylko leżała, jadała i spała. A dziś? Dziś się uśmiecha, gdy mnie widzi, bierze do rączek to co się jej podaje, potrafi niemal godzinami gaworzyć i "rozmawiać" ze mną czy z tatą, stroi minki. Poznaje świat patrząc i smakując, bo teraz wszystko ląduje w buzi. Okazuje sie, że mamy podobne smaki. Obydwie z przekąsek lubimy paluszki. Ja delikatesowe lub z makiem a Ona swoje ;)

    Każdego dnia rano pochylając sie nad łóżeczkiem mówię Małej z uśmiechem "dzień dobry" a Ona odwzajemnia ten uśmiech i wtedy wiem, że choćby co się działo to dzień będzie dobry. Będzie bo moja Córeczka jest zdrowa, szczęśliwa i jest słońcem mojego życia. Ten słodki uśmiech wynagradza wszystkie trudy, nocne karmienie, przebyte kilometry na spacerach, bolące nogi i td

    Gdy na nią patrzę to wiem, że mój instynkt macierzyński jest większy niż samozachowawczy ;) i choć Ona taka maleńka to ja już myślę, że chciałabym aby miała barciszka lub siostrzyczkę. Jednak z tym troochę poczekam ;) niech się Wiktoria nami nacieszy i my nacieszmy się choć trochę Wiktorią.

     

  • Utworzono: 2010-03-11

    Kobiety są z Wenus a mężczyźni...

    ... to już zupełnie inna galaktyka. Dziś otrzymałam pocztą elektroniczną, od koleżanki, obrazek. Wstrzeliła się z nim idealnie. Dziś dokładnie takie wrażenie odniosłam rozmawiając z Małżem ;) Oczywiście treść rozmowy była inna, ale on usłyszał chyba podobnie jak facet na obrazku. Czy Wy czasami też macie wrażenie, że mężczyźni mają głuchotę wybiórczą? Czy odnosicie wrażeniem, że właśnie tak Was słyszą?

  • Utworzono: 2010-03-08

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Kobieta zmienną jest

    Dziś Moja Córeczka pokazała, że w tym dniu będzie szczególnie kobieca ;) A że według porzekadła "kobieta zmienną jest" to postanowiła wystawić na próbę moją cierpliwość. Najpierw obudziła sie o 6 rano, ale po ludzku dała pospać do 20 po ;) Po karmieniu zwykle zasypiała na chwilkę ale nie dziś. Dziś domagała się uwagi jak prawdziwa dama. Ona mówiła "eguuu", "eguuu" a my z Małżem staliśmy nad łóżeczkiem jak zauroczeni. Wiktoria tak guga juz od dość dawna, jednak dziś dała popis jak nigdy. Co ciekawe wciągnęła  w tę zabawę tatusia tak poważnie, że można by przypuszczać, że faktycznie się rozumieją i dyskutują zaciekle. Natomiast, gdy zbilżała się pora spacerku to Córusia w kimono. Tak sobie dziś dzień uatrakcyjniła. Tak czy inaczej udało nam się wyjść z domu bo drzemka była krótka. Powędrowaliśmy z kwiatami do mojej siostry, gdyz ma dzis imineniny a Małż dodatkowo z kwiatami z okazji Dnia Kobiet. I tak już od dawna się zastanawiam czy my jesteśmy w każdym innym dniu roku mniej kobiece? To trzeba na 8 marca czekać, by przyjść z kwiatkiem? No nie powiem, czasami Małżowi zdarzy się przytargac jakąś wiązankę do domu i co ciekawe mi zawsze włączy sie jakaś lampka ostrzegawcza. Hmm... kwiaty? Bez okazji? Hmm... Podejrzane. Nie wiem czy to zbieg okoliczności czy celowe działanie, nie wnikam, ale zwykle po kilku dniach wyskakuje jakiś królik z kapelusza ;) I trudno być heterą, gdy dwa dni temu Małż przyszedł z kwiatami, jak tu nie puścić go na piwo z kumplem skoro on taki miły był? Jak nie zgodzić sie na jednodniowy wypad w góry? I tak nabijana w butelkę cieszę się tymi podarkami "bez okazji". A że dziś okazja była, śmiem nieśmiało sądzić, że za dwa, trzy dni z niczym nie wyskoczy ;) Tak czy inaczej ja i tak zrobiłam sobie maly prezent i wyskoczyłam popołudniu do fryzjera. Hmm... Chyba znów zapuszczę włosy. No bez przesady, nie tak po pas, ale zmiana jest konieczna. ;) Przecież kobieta zmienna jest. A że najprościej zmienić fryzurę to poszłam na łatwiznę ;) Ciekawe czy Małż zauważy. Ostatnio nie był spostrzegawczy ;)

    Na szczęście Wiktoria tylko do południa była zmienna i teraz jak w zegarku parę minut po 19 poszła spać. Zasnęła niemal natychmiast. Hmm... a ja chyba zacznę cieszyć sie tym, że właśnie mam czas tylko dla siebie. Zrobię sobie dobrej herbatki i nie patrząc na porę zjem zaległe ciasteczko, przygotuje sobie gorąca kapiel i wcześniej niż zwykle pójdę spać. Trzeba korzystać z okazji i prezentów jakie daje los. Spokojne popołudnie, śpiący Bobas i Małż w pracy to prawie szczyt marzeń. Cisza, spokój i słychać tylko klikanie w klawiaturę, a za chwilę i to ucichnie ;)

  • Utworzono: 2010-03-01

    Doskonała pani domu? Oj, chyba do tego daleka droga.

    Pewnie zaś wyjdzie na to, że narzekam, ale po prostu nie mogę patrzeć na pewne rzeczy spokojnie. Nie tak dawno pisałam o wszechobecnym śniegu. A teraz gdy snieg stopniał okazało się, że chyba lepiej gdy był. To co przykrywał teraz wylazło na wierzch, pokazalo swe wstrętnie obilcze i straszy przechodniów. Sterty śmieci, puszek, gazet, reklamówek a już do szewskiej pasji doprowadzają mnie psie kupy. Wózkiem slalom gigant trzeba urządzać by sobie tego dziadostwa do domu nie przywieźć. No ja rozumiem, że pies ma potrzeby ale czy wszyscy musimy ponosić konsekwencje fanaberii jednej czy drugiej pani z pieskiem? Skoro się na psa zdecydowała to powinna po nim posprzątać. Trudno, w końcu posiadanie zwierzecia to obowiązek. Może sposób z filmu "Dzień świra" nie jest taki zły. Odszukać miejsce zamieszkania takiej pani i narobić jej pod oknem. Rozwiązanie może drastyczne, wręcz desperackie, ale jak mówiła Violetta Kubasińska "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom" ;) a moze te moje nerwy zupełnie niepotrzebne? Podobno w połowie tygodnia znów biały puch okryje ziemię i przykryje to i owo pozostawione przez milusińskich.

    Po cięzkim tygodniu, który dobijał mnie nawet tym, że mija. Postanowiłam, po położeniu Wiktorii do łóżka i po tym jak małż zasnął przed pracą, swój skromny dobytek doprowadzić do stanu używalności. Żeby było dziwniej zaczęłam od kuchni. I co ciekawe naszły mnie takie dwie myśli. Pierwsza to taka, że zawsze zastanawiałam się oglądając reklamy środków usuwających tłuszcz, brud, kamień i rdzę w jednym jakim sposobem można doprowadzić do takiego stanu armaturę. Dziś już wiem. Wystarczy zapomnieć, że sie ją ma. W sumie tydzień wystarczy i twarda woda zrobi nam piękny kamień na wszystkim na czym osiądzie. Oczywiście, zapomnieć można o tym by nawet stokrotnie mniejszy kamień o tych reklamowanych zszedł po spryskaniu cudem techników chemii i przetarcu ściereczką takną z najdelikatniejszej mikrofibry, która sie nie gniecie, nie brudzi itd. Jak ześ babo dwa dni sobie odpuściła to cierp. Szoruj i mrucz pod nosem "bang i cyf a tu dalej syf", na dowolna melodię, choć polecam marszową bo raźniej do taktu szorować. I tak w kółko. A druga myśl to wspomnienie pewnego programu. Nie wiem dokładnie co to za program, ale pewna pani uczy dwie inne panie jak powinny prowadzić dom. Ciekawe jest, że oglądałam chyba dwa odcinki i zawsze wybierają takie panie domu, że ręce opadają. Flejtuchy straszne. Ale do czego zmierzam. W jednym z odcinków rzeczona pani domu na wyraźne polecenie pani uczącej i według jej wskazówek sprzątała kuchnię. Gdy zabrała sie za kuchenkę gazową to myślałam, że padnę trupem. Brud, resztki jedzenia itp sięgały palników. Cała powierzchnia po prostu brązowa od przypalonego jedzenia. I gdy ona ja tak już prawie domyła, w progu stanął mąż i rzekł: "O, mamy kuchenkę! Byłem pewny, że ona gdzieś tu jest". Aż się zdziwiłam, że ona go nie trzepneła czymś ciężkim, a może trzepnęła tylko przemoc wycięli ;) Tak czy inaczej dziś sprzątając moją kuchnię wspomniałam sobie ten program, tę panią domu i szybciutko zabrałam się za mycie kuchenki by za jakiś czas nie szukać jej i nie zastanawiać się gdzie ona jest. A swoją drogą to przeraża mnie fakt, że czasami brakuje mi czasu na to by tu i tam posprzatać, ale niestety tak podobno bywa przy malym dziecku.

     

     

    A co u nas dobrego i tak bardziej rodzinnego?

    Dziś byliśmy z Wiktoria na szczepieniu przeciw rotawirusom. Szczepionka doustna a krzyku było więcej niż przy poprzednim kłuciu. W sumie to się jej nie dziwię. Głodna była a panie kapała jej po kropelce. Co do tego, że głodna to ostanio mam wrażenie, że jadłaby raz dziennie. Rano zaczęła i wieczorem kończyła. Przed wyjściem nakarmiona, choć nie powiem, troche mało. Jednak nie było wyjścia. Wczesniej spała i nie chciałam jej budzić bo tak rzadko dobrze śpi w dzień w domu. A gdy wstała to było niewiele czasuna karmienie bo by nam lekarka "uciekła" i po szczepieniu.

    Jednak wiadmości dobre. Moje Szczęscie pięknie rośnie, przybiera 200 gram na tydzień i wszystko wskazuje na to, że rozwija sie prawidłowo. Dziś tak uśmiechała się do lekarki, że aż piszczała ze szczęścia.

    Aha i tak fajnie bawi się swoimi paluszkami, że wygląda jakby na nich liczyła ;) Hmm... czyżby mi rosła księgowa? ;) Już nie mogę się doczekać kojenego dnia, gdy się obudzi i na mój widok uśmiechnie. A potem pieluchy, karmienie i inne tego typu wydarzenia ;) aż w końcu na spacer. Oby tylko nie padało.

  • Utworzono: 2010-02-17

    Dziecko kontra igrzyska czyli dylematy taty

    Panem et circenses - chleba i igrzysk domagali sie starożytni. Dla niektórych czas stanął w miejscu. Taki ktoś Kibic sie nazywa. I taki Kibic siedzi przed tv i śledzi poczynania spotrowców, co to na różnych arenach się zmagają. Niestety tv jeść nie da. A Kibic ciężki ma żywot. Taka Ona-żona nie rozumie jak ważne jest być na bieżąco, jak istotne jest ściskanie kciuków i dmuchanie pod narty. Ona-żona do tych igrzysk chelba nie dostarczy i niestety czasami trzeba oderwać wzrok od tv a tyłek od fotela. Drepta wtedy Kibic do kuchni i na prędce grube kromki chleba smaruje. Taka Ona-żona zdaje sie nie mieć żadnych zainteresowań. No żywcem nie ma o czym z nią rozmawiać. Niby Ona-żona mówi, że chce rozmawiać, ale jakie proponuje tematy. Szczepienia, katarki, kończące sie pieluszki. A o czym tu gadać? Szczepienia obowiązkowe. Katar ponoć leczony trwa tydzień, nieleczony 7 dni, tez po sprawie. A pieluszki mają to do siebie, że się kończą. Inna sprawa, że z reguły w kiepskim momencie. No takie teamty do rozmowy? To nie lepiej pogadać o tych 6 sekundach, których brakło do medalu i tych pudłach na strzelnicy, o tym Szwajcarze który Adamowi pokrzyżował plany? Ona-żona to tylko problemów szuka. Chodzi po domu i mruczy pod nosem i ględzi i wciąż się czepia. I jeszcze pretensje ma, że nie słyszy Kibic co Ona-żona do niego mówi. A jak on ma słyszeć, skoro na trybunach wrzawa, komentatorzy wrzeszczą pełni entuzjazmu o kolejnych dokonaniach mistrzów. a Ona-żona bąka coś od niechcenia pod nosem. A Kibic nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że tuż pod jego nosem odbywają się inne igrzyska. Mały Ktoś właśnie zbobył kolejną umiejętność. Dzielnie podnosi główkę leżąc na brzuszku. Uśmiecha się do mamy, która czule głaszcze go po główce. Zaczyna gaworzyć radośnie, gdy się do niego mówi. I mijają takie wydarzenia Kibica i mijają go kolejne rekordy i dekoracje bo tv przesłania cały świat. Czasami tylko Mały Ktoś szlochając wyrwie Kibica z krótkiej drzemki uciętej miedzy kolejnymi wejsciami na antenę. Aż przychodzi taki dzień, gdy Kibic zauważa takiego Małego Ktosia i doznaje olśnienia. Jaki Ktoś już słodki, jak pięknie sie uśmiecha, jak odpaiwada "aguuu", gdy sieę do niego zagada, jak się rozgląda i jak szuka, gdy Kibic zniknie mu z pola wiadzenia. Cieplej się Onej-żonie na sercu robi widząc Kibica trzymającego Małego Ktosia i myśli sobie, ze jednak Ktoś wygrał z igrzyskami. A tu nagle słyszy: "pooglądasz z tatusiem zmagania sportowców"? A Mały Ktoś w odpowiedzi mówi "aguuu" i uśmiecha się promiennie do Kibica, który już śledzi kto pierwszy dotrze do mety.

  • Utworzono: 2010-02-15

    St Valentine's Day - i czar prysł.

    Kiedyś, bardzo dawno temu swojemu teraźniejszemu mężowi na propozycję spotkanie w ten szczególny dzień powiedziałam, że to pogańskie święto, którego nie obchodzę. W sumie to powód był zupełnie inny. Po prostu nie miałam ochoty pakować się w nowy związek a zaprosznie na spotkanie w Walentynki uznałam za spore zagrożenie ;) Ech... Draka potem była straszna, ale to się nie nadaje na bloga ;) Tak czy inaczej istotnie nie jest to jakiś szczególny dzień w roku. W końcu czy ja kogoś tego 14 lutego kocham bardziej niż w innym dniu? No może zgodnie z myślą "kocham cię bardziej niż wczoraj, ale o wiele mniej niż jutro" potwierdza, że jednak 14 lutego bardziej ale i tak mniej niż 15 ;) Trochę to nagmatwane. tak czy inaczej, teraz gdy mój mąż, jest już moim mężem jakoś tak mu cała chęć na Walentynki przeszła. Nawet kilka dni przed dyskretnie podpytałam czy dostanę "anonimową" Walentynkę a on mi, że przecież nie uznaję tego dnia. Zapewniłam gorąco, że teraz już obchodzę i uznaję i łudziłam się, że może jednak coś z tego będzie. O ja naiwna! Połowa dnia przespana, bo był po nocce. Potem mieliśmy gości (przyjechały koleżanki z pracy). A potem to już wszystko było zamknięte. I po prezencie. Trochę zawiedziona poszłam spać, licząc po cichu, że może w poniedziałek pogna np. do kwiaciarni i kupi mi moje ulubione kwiaty. A tu nic, po prostu wielkie NIC. W sumie to nawet bym nie liczyła, ale w końcu ja na potwierdzenie, że chcę jednak ten dzień, choć tak pro forma, celebrować prezencik mu kupiłam. I co? I jeszcze się uśmiał, że na dołączonej do prezentu zawieszce dziewczynka niesie jakieś serduszko, które wygląda jak rzepa. Szczyt wszystkiego! Od kiedy on takie poczucie humoru ma? Na przyszły rok jeśli coś dostanie to właśnie rzepę. Tak by sobie porównał. Jeszcze pożałuje, że tak lekceważąco podszedł do tematu. A zawsze mi wmawiał, że on romantyczny jest. Ciekawe z której strony? I w zasadzie jedyne do dostałam to "polecenie" by oglądać występ Kowalczyk i zdawać mu relację. O niedoczekanie jego! Pożaliłam sie dziecku podczas usypiania i chyba faktycznie byłam nudna w tym temacie bo Mała zasnęła tak szybko, że aż byłam zdziwiona. Teraz myślę, że to był błąd. Ja nie powinnam podpytywać tylko kategorycznie zażądać walentynkowego prezentu. Ale nic straconego, pozwolę mu się zrehabilitować i zrobimy poprawiny ;) Jeszcze dziś mu powiem nie tylko, że prezent chcę, ale by znów się nie rozczarować co chcę. Tylko teraz musze sie "przespać" z tematem i zdecydowac co chcę dostać bo takich małych pragnień mam sporo. Jak to kobieta.

  • Utworzono: 2010-02-13

    Mama w niewielkim mieście.

    To moja pierwsza zima z dzieckiem, wózkiem itd. I niby piękna to pora, ta biel wokół i te płatki śniegu tak różne od siebie i to ciepło w sercu, które się robi na myśl o rychłej wiośnie. I tak sobie idąc z wózeczkiem, w wózeczku dzieciaczek, ja mruczę pod nosem kołysankę by lepiej się córusi spało a mamie raźniej szło. Brnę po kolana w śniegu, który na chodniku znalazł się tylko dlatego, że usunięto go z ulicy. I tak myślę sobie: czy prawo jazdy kategorii B kwalifikuje mnie do prowadzenia, skądinąd czterokołowego pojazdu, po ulicy? Ze względu na brak jednoznacznej odpowiedzi a w szczególności na bezpieczeństwo dziecka i moje dalej pcham ten wózek (o, jak swojsko zabrzmialo) po śniegu a w zasadzie tej breji, która z niego powstała. Nawet bym chyba nie narzekała zbytnio, w końcu mamy zimę, gdyby nie inny fakt. Przez te śniegi brnę na pocztę. I już z daleka widzę jak przyjazna to instytucja. Podjazd dla wóżków, niski stopień pochyłu, więc sama radość. O dziwo, nawet odśnieżony. No po prostu WIELKI ŚWIAT! Z uśmiechem na twarzy, choć lekko zdyszana dotarciem do podjazdu, stawiam następny krok. Otwieram drzwi i już czar prysł. Drzwi zgodnie z przepisami otwierają się na zewnatrz. Trzymając wózek by nie stoczył się ze schodów lub podjazdu próbuję otworzyć drzwi, które nie wiedzieć czemu stawiają opór o sile jakiej nie powstydziłby sie Pudzian. Wózek na hamulec i dawaj obiema rękami drzwi otwierać. Dopiełam swego, drzwi otwarte na ościerz, puszczam by uruchomić wózek a one BĘC! Zamknięte znowu. Niby jest stopka, ale jak się ją zablokuje to wózkiem nie wjedziesz bo za mało miejsca. I tak czekam, aż ktoś z tej poczty wyjdzie, zaprze się, drzwi otworzy i przytrzyma a ja wturlam się tam. Z wyjściem powinno być lepiej, myślę. Okazało się to błędnym wnioskiem. Drzwi otwierają się tak cięzko, że nawet pchając je wózkiem nie byłam w stanie otworzyć. Na szczęście znów ktoś wychodził, otworzył, przytrzymał i tak się wydostałam z przyjaznej mamie instytucji. W drodze powrotnej idę z wózeczkiem, w wózeczku dzieciaczek a ja mruczę pod nosem... NIe, nie kołysankę. Mruczę, że świat nie jest przyjazny dla osób z ograniczoną możliwością poruszania się. Wcale nie jest prorodzinny, nie jest łatwo być tu mamą. I od razu nasuwa sie inna myśl. Ja niby mogę na pocztę pójść sama, zostawić wózeczek, dzieciaczka w domu i brnąc przez śniegi, na czyjąkolwiek łaskę nie licząc wejść do przyjaznej instytucji, nawet po schodach. A co mają zrobić osoby niepełnosprawne ruchowo? Po wjechaniu po podjeździe siedzieć na wózku i czekać na mrozie na łaskę innych? Zresztą dotarcie przez te zwały śniegu będzie nielada sukcesem. I tak sobie myślę, że temu kto twierdzi, że nasz kraj jest bez barier, że myśli się o niepełnosprawnych oraz o mamach z wózkami lub małymi dziećmi, kazałabym zjeść własny język by więcej takich herezji nie głosił. Tak czy inaczej mokra od śnieżnej breji i potu, który strumieniami lał się po plecach, z ulgą dotarłam do domu. Usiadłam w fotelu i zamarzyłam o ciepłej wiośnie. Na szczęście, przynajmniej ta kalendarzowa, już niedługo. Byle do wiosny!

  • Utworzono: 2010-02-12

    Jak dobrze wstać skoro świt...

    ... by choć raz południe nie zastało cię w piżamie. Odkąd w naszym domu pojawiła się Ona wszystko stanęlo na głowie. Przynajmniej dla mnie. Teraz nie ma "pośpię jeszcze 5 minut". Dziś wiem, że jeśli nie wstanę teraz to za 5 minut najprawdopodobniej będzie za późno. Mała się obudzi i zaczynamy szopkę. Karmienie, przebieranie, przebieranie, karmienie i tak w kółko, aż do obrzydzenia. Ciekawe, że mnie od tego mdli a Jej nic nie jest. Ba, nawet widać szczęśliwa jest, gdy tak może nogami pomachać, a nogi nie są uwięzione w żadnych śpioszkach, pajacykach itp. A jednak mimo tych "mdłości" z uśmiechem wędruję do małego pokoju i każdego dnia mówię "dzień dobry" do mojej córeczki. Hmm.. ciekawe kiedy pierwszy raz mi odpowie.

    Maleństwo już nakarmione, utulone i śpi. Teraz mam chwilkę dla siebie. I tak poważnie mówiąc to nie wiem co z tym czasem zrobić. Dziś Wiktorynka zrobiła mi piękny prezent. Przespała prawie cały dzień. To chyab w podziękowaniu za moje dobre serce. Byłyśmy dziś na szczepieniu i postawnowiłam zaoszczędzić dziecku trochę bólu. Jedno wkucie mniej. Ciekawe kogo bardziej bolało. Wiktorię nóżka czy mnie serce, gdy tak płakała? Póżniej poszłyśmy na spacerek i tak ubrana spacerkowo spała do wieczora. Zatem ja też idę spać by jutro ...dobrze wstać skoro świt...

     

    I jeszcze na koniec coś co mi wpadło "w ręce". Pięknie to ujęte i gdy patrze na moją córeczkę to wiem, że jestem własnie po to.

     

    Pewnego razu było dziecko gotowe, żeby się urodzić. Więc któregoś dnia zapytało Boga:

    - Mówią, że chcesz mnie jutro posłać na ziemię, ale jak ja mam tam żyć, skoro jestem takie małe i bezbronne?

    - Spomiędzy wielu aniołów wybiorę jednego dla ciebie. On będzie na ciebie czekał i zaopiekuje się tobą.

    - Ale powiedz mi, tu w Niebie nie robiłem nic innego tylko śpiewałem i uśmiechałem się, to mi  wystarczało, by być szczęśliwym?

    - Twój anioł będzie ci śpiewał i będzie się także uśmiechał do ciebie każdego dnia. I będziesz czuł jego anielską miłość i będziesz szczęśliwy.

    - A jak będę rozumiał, kiedy ludzie będą do mnie mówić, jeśli nie znam języka, którym posługują się ludzie?

    - Twój anioł powie ci więcej pięknych i słodkich słów niż kiedykolwiek słyszałeś, i z wielką cierpliwością i troską będzie uczył Cię mówić.

    - A co będę miał zrobić, kiedy będę chciał porozmawiać z Tobą?

    - Twój anioł złoży twoje ręce i nauczy cię jak się modlić.

    - Słyszałem, że na ziemi są też źli ludzie. Kto mnie ochroni?

    - Twój anioł będzie cię chronić, nawet jeśli miałby ryzykować własnym życiem.

    - Ale będę zawsze smutny, ponieważ nie będę Cię więcej widział.

    - Twój anioł będzie wciąż mówił tobie o Mnie i nauczy cię, jak do mnie wrócić, chociaż ja i tak będę zawsze najbliżej ciebie.

    W tym czasie w Niebie panował duży spokój, ale już dochodziły głosy z ziemi i Dziecię w pośpiechu cicho zapytało:

    - O, Boże, jeśli już zaraz mam tam podążyć powiedz mi, proszę, imię mojego anioła.

    - Imię twojego anioła nie ma znaczenia, będziesz do niego wołał: "MAMUSIU".

123456
<img src="https://static.ebobas.pl/img/main/control_next.gif" class="img_paginator" alt="" />

Szczęśliwa żona i matka, umiarkowana kura domowa ;-)
Maj 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
    01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31    

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj