No u mnie B. wczoraj pierwszy raz mył łazienkę odkąd jesteśmy razem. Woła mnie potem, żebym sprawdziła czy pasuje. Wchodzę, patrzę, elegancko wszystko się błyszczy, pochwaliłam i mówię, że się nie spodziewałam, że tak dobrze wszystko umyje. Na co on "no u rodziców zawsze to ja byłem od łazienek"
Nieźle się te parę lat kamuflował
Co do mam/teściowych to moje też przeżywają jak mrówka okres, że dziecku na pewno za zimno, albo dlaczego bez czapki przebywa na dworze. Z tym, że ja najczęściej jak już widzę, że babcie gotowe się popłakać, że wnuczka odmrożeń dostanie przy 20 stopniach w domu lub 10 na dworze, to ustępuję, np.: zakładam najcieńszy sweterek lub osłaniam czymś główkę (choćby i ręką na 2 minuty).
Moja mama z kolei przez pierwsze 2 miesiące była przekonana, że każdy Lusi płacz oznacza głód, przez co nader często namawiała mnie na karmienia i tez ustepowałam mimo że wiedziałam, że nie ma racji. Mi od tego nic nie ubywało, babcia uspokojona, dziecko se pomlaskało 2 minuty i już. No chyba że już mi piersi odpadały, to mówiłam, że na 100% procent nie jest głodna.
Jedynie wczoraj to mnie teściowa poirytowała. Spędziła w Lusi towarzystwie przez 3 mies. może łącznie 7-8h, ale wczoraj była pewna, że dziecko się rozpłakało ot tak sobie a potem wyło jak obdzierane ze skóry, bo się nakręciło i na rękach u mnie się nie uspokaja, bo jestem zdenerwowana sytuacją... U niej na pewno się uspokoi. Dla samej satysfakcji pokazania, że się nie uspokoi dałam ją teściówce na ręce. A Lusia wrzask jeszcze głośniejszy, choć myślałam że to już niemożliwe. Miałam czas choć sięgnąć czopki przeciwbólowe.. Na co teść: "nie faszerujcie jej!!!". Oczywiście nie posłuchałam, od tego w końcu jest paracetamol, nie??
[link widoczny po zalogowaniu]
[link widoczny po zalogowaniu]