rss wpisy: 198 komentarze: 117

W obliczu miłości

Czyli o 28-latce, która w jednej osobie jest podwójną mamą, żoną, gospodynią domową, córką, przyjaciółką, a co najważniejsze po prostu kobietą.
  • Utworzono: 2013-12-10

    Sałatka a'la Cesar

     Nuda daje mi w kość. Dekoracje świąteczne wykonałam w 120% założonego planu. Mieszkania jeszcze nie sprzątam, bo przy tym remoncie nie ma najmniejszego sensu, a ja nie mam co zrobić z wolnym czasem. Jak to zwykle bywa podczas nudy nudzi się też brzuch i tak bywa w moim przypadku. Ciągle poszukuję czegoś do przegryzienia, słodkości mam dosyć, a brzuch ciągle woła jeść.

    Nie zważając długo otworzyłam swoją lodówkę i jak zwykle (mimo uginających się półek) nie mam co zjeść. Pomysł powstał szybko - sa łatka!!!


    Potrzebne składniki:

    * 500g piersi kurczaka

    * 4 łodyżki świeżego tymianku

    * 1/2 łyżeczki kurkumy

    * 1/2 łyżeczki curry

    * 250ml jogurtu naturalnego

    * 3 żółtka

    * 3 ząbki czosnku

    * 150 ml oleju rzepakowego lub słonecznikowego

    * 20g filetów anchois

    * kilka listków pietruszki

    * 100g sera dojrzewającego typu grana padano

    * główka sałaty lodowej

    * 250g pomidorków koktajlowych

    * sól

    * biały pieprz

    * 1/2 cytryny

    * 1 łyżeczka musztardy


    Zaczęłam od przygotowania marynaty. Do miski wlałam jogurt naturalny, dołożyłam kurkumę i curry. Posiekałam ząbek czosnku, posypałam odrobiną soli, roztarłam nożem i dodałam do jogurtu z przyprawami. Dodałam sól i biały pieprz, podlałam odrobiną oleju i przyprawiłam posiekanym tymiankiem. Oczyszczone piersi z kurczaka obtoczyłam w marynacie i odstwiłam przykryte do lodówki na jakieś 10-15 minut. W tym czasie rozgrzewam piekarnik do 180 stopni. Na blasze wyłóżyłam papierem do pieczenia i skropiłam olejem, a następnie ułożyłam piersi z kurczaka i zostawiłam je w piekarniku na 25 minut.

    Następnie zabrałam się za przygotowanie sosu do sałatki. Drobno posiekałam 2 ząbki czosnku i filety anchois, które wprost uwielbiam. Dobrze wszystko wymieszałam i włożyłam do miski. Dodałam musztardę i sok z cytryny oraz zółtka. Mieszałam dodając troszkę oleju. Niewielką ilość sera dojrzewającego starłam na tarce. Sos doprawiłam do smaku pieprzem, a nastepnie serem i dokładnie wymieszałam. Na koniec dodałam bardzo drobno posiekaną natkę pietruszki.

    Wreszcie przyszedł czas na wyłożenie wszystkiego do miski. Najpierw porwałam sałatę na mniejsze części, przełożyłam do miski i polałam sosem delikatnie mieszając. Starłam za pomocą obieraczki do warzyw kilka płatów sera dojrzewającego i udekorowałam sałatę. Pokroiłam na pół pomidorki koktajlowe i ułożyłam na sałacie, a następnie udekorowałam listkami natki. Pokroiłam upieczonego kurczaka na mniejsze części i dodałam do sałaty.

    Żeby dobrze się najeść w miedzy czasie wstawiłam do piekarnika naciętą bagietkę posmarowaną masłem, która idealnie do tego pasuje.


    Efekt? Hmmmm palce lizać. Dzięki tej sałatce brzuszek przestał się odzywać, a mąż po pracy wściekał się, że tak mało zrobiłam. No cóż, następnym razem sie poprawię i zrobię tego więcej.

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

  • Utworzono: 2013-12-07

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Nikoś: Nowe pomiary dziecka.

  • Utworzono: 2013-11-25

    I jak tu ufać lekarzom

    Koniec tygodnia był dla mnie okropny. Nie miałam czasu nawet do Was zajrzeć i podzielić się swoimi problemami.


    Lenka żywa jak zawsze zabrała się za jedzenie, a gdzieś po 10 minutach zaczęła nam lecieć z łóżka. Myślałam, że jest zmęczona (nie spała mi 3 noce z rzędu) i ją położyliśmy spać, ale gdy wstała miała już 38,5. Podałam jej Ibufen i nie panikowałam, bo taka temperatura to nie temperatura i ostatnimi czasy pojawiała się często. Resztę dnia spędziła na rękach niesamowicie marudząc. W czwartek już do przedszkola nie poszła, bo w nocy miała 39,9. Rano zadzwoniłam do naszego pediatry, ale mógł nas przyjąć dopiero w piątek o 20:40. Zapisałam się na wszelki wypadek.


    Zawiozłam Nikosia do przedszkola i siedziałam w domu z wymiotującą Lenką. Od rana jeszcze żywa, a im bliżej południa robiła się lejąca, bo nachodziła temperatura. Jak jechałam po Nikosia to tak przeraźliwie płakała, że płakałam i ja w samochodzie i babcia, która z nią siedziała. Nikoś jeszcze chwilę się powściekał i poprosił mnie bym położyła go spać. Pomyślałam, że czeka nas powtórka z rozrywki. Niestety rozrywka była podwojona. Po 30 minutach obudził się z takim krzykiem, że mąż  słyszał go na dworze. Długo nie chciał powiedzieć co się dzieje tylko trzymał się za ucho. Dopiero po czasie oznajmił, że boli go lewe ucho.


    Nie czekając na rozwój sytuacji pobiegliśmy do przychodni, żeby ulżyć dziecku w bólu. Najpierw lekarz wyprosił męża z wyjącym Nikosiem z gabinetu, bo nie miał karty. Później 20 minut rozmawiał przez telefon słysząc jak dziecko za drzwiami płacze. W końcu wkurzona weszłam i przeprosiłam, że przeszkadzam mu w pracy, ale dziecko od 2 godzin płacze i chcielibyśmy je zbadać. Oburzony sprawdził uszy, ale nie mógł ich zbadać i TYLKO ZMARNOWAŁ SPRZĘT bo w uszach była woskowina (ciężko było ją odsunąć??!!!!!). W końcu bez badania stwierdził zapalenie ucha i przepisał antybiotyk, na który jesteśmy uczuleni. Ile się naprosiłam i natłumaczyłam, że Nikoś nie może go przyjmować, bo kwas klawulanowy go uczula. Im więcej tłumaczyłam tym bardziej się wściekał. W końcu oznajmił, że jesteśmy młodzi i się nie znamy, bo kwas nie uczula i wypisał antybiotyk, który konia by położył i nic poza tym.


    Lenkę też zbadał - raz z przodu dwa razy z tyłu i oznajmił, że jest to typowe zapalenie oskrzeli i oczywiście antybiotyk też z końską dawką. Jak już kiedyś pisałam, nie ma do tych ludzi zaufania i nie wykupiłam leków.
    Jacek wyszedł wcześniej, bo PRZESZKADZAŁ mu w gabinecie, a zresztą wolał wyjść bo gołymi rękoma by go zabił!!!! W domu próbował dodzwonić się do naszego pediatry, ale nie odbierał (odbiera tylko w określonych godzinach). Na szczęście odebrał mój - widocznie miał zapisany - i poinformował co mamy robić i zaprosił na piątek na 20:40, a gdyby nie przechodziło to o 22 mieliśmy do niego przyjechać.


    Nikoś od razu zasnął i spał do rana, więc w nocy nie jechaliśmy. Rano Lenka gorączkowała, Nikoś bawił się bardzo ładnie wogóle nie sygnalizował jakiegoś bólu. A o 12 jak zaczął znowu płakać i skarżył się na prawe ucho, temperatura wzrosła do 39 stopni. Podałam Ibufen i zrobiłam ciepły okład i zasnął. Spał do 18 i obudził się bez bólu. Za to Lenka dostała 40,1 i zasypiała w każdej możliwej pozycji.
    U lekarza też spała, obudziła się tylko na badanie, a już na koniec przy badaniu brzucha chrapała tak głośno, że nie mogliśmy się dogadać.


    I tak: u Nikosia lekarz stwierdził obustronne zapalenie ucha z tym, że ucho lewe samoistnie się już goi. A u Lenki ewidentnie po badaniu i teście wyszło, że ma szkarlatynę. Choroba wykryto wcześnie, ale gdybyśmy czekali jeszcze kilka dni mogło by dojść do uduszenia!!!!!!


    Gdybym posłuchała tego pożal się Boże lekarza z przychodni leczyłabym ją na zapalenie oskrzeli i doprowadziła jeszcze do śmierci!!!!!!!!!!!!!!

     

  • Utworzono: 2013-11-14

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Lenusia: Nowe pomiary dziecka.

  • Utworzono: 2013-11-13

    Instrukcja ;)

    Odkąd wstawiłam zdjęcie z bałwankami z żarówki moja poczta wiecznie jest czerwona. Pytacie jak dokładnie je zrobiłam.

    Dzisiaj co prawda robiliśmy mikołaje, tzn Nikoś robił, ale metoda jest taka sama.

    Potrzebujemy przepalonej żarówki, najlepiej standardowej typu gruszka, ale każdy inny kształt również się nadaje, oraz przyborów plastycznych takich jak: farby, wata lub waciki, papier kolorowy (zawsze można zastąpić go pomalowaną białą kartką), klej (my stosowaliśmy właśnej roboty), pędzelek, sznureczek.

    1. Zarówkę malujemy na jednolity kolor wg życzenia.

    2. Możemy namalować czarną farbą oczka lub zrobić je z piankowej bibuły, kartki papieru.

    3. Przyklejamy wąsy i brodę z waty

    4. Malujemy nosek i usta - nasz mikołaj jest zmarznięty dlatego nosek ma czerwony.

    5. Do końcówki przymocowujemy tasiemkę.

    6. Teraz pora na czapkę. Wycinamy ją z czerwonego papieru (Nikoś chciał zagiętą czapeczkę) zostawiając u góry małą lukę przez którą przeciągamy wcześniej przygotowany sznurek.

    7. Mocujemy czapkę klejem.

    8. W zależności od upodobań możemy zrobić pomponik z waty lub kawałka włóczki.

    9. Gotowe :)

     

     

    Jak zrobić własny klej

     

    Jako małe dziecko dużo czasu spędzaliśmy na zabawie kreatywnej. Mama po plastyce chętnie zaganiała nas do takich prac. Kiedyś zabrakło nam kleju i właśnie wtedy powstał on, własnoręcznie robiony klej. A co do tego potrzeba?'

    Tylko wody z kranu i mąki - najlepiej ziemniaczanej. Proporcje? 1 łyżka mąki na 1 łyżkę wody. UWAGA!!! Nie trzymamy się kruczowo proporcji. Masa ma być dość gęsta i lepiąca, bez grudek ;)

     

    Miłej zabawy

    A poniżej praca mojego Bombla - jeszcze mokra ;)

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

  • Utworzono: 2013-11-13

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Ciasteczka na choinkę

    Zainspirowana przecudowną książką  "Cecylia Knedelek czyli Książka Kucharska dla dzieci" od razu wzięłam się do roboty.  Nie wiem kto miał z niej, jak również z "Cecylia Knedelek i ulica naleśnikowa" większą radochę. Książki są przecudne, wzbogacone pięknymi obrazkami i historyjkami. Jeszcze raz Ebobasku dziękujemy za takie wyróżnienia i możliwość otrzymania tych książeczek. No, ale nie o nich mam pisać tylko o naszej inspiracji.

     

    Święta za pasem - bliżej już do nich niz dalej - dzieci po wyczerujących zajęciach w przedszkolu potrzebują odskoczni, ale takiej równie kreatywnej. Niedawno skończyliśmy zdobić bałwankowe żarówki, które będą miały honorowe miejsce na choince, a teraz zabraliśmy się za kolejną dekorację, równie ważną, ale dużo słodszą. Obawiam się, że długo na niej nie powiszą, a czy wogóle dotrzymają Świąt??

     

    Nie trzymamy Was już w niepewności. Naszą kolejną ozdobą są imbirowe aniołki, niesamowicie proste w wykonaniu (dały im radę nawet moje Brzdące)

     

    Składniki:

    * 2 kubki mąki

    * 1 kubek cukru pudru

    * 1/2 kostki masła

    * 2 jajka

    * 1/2 łyżeczki imbiru

    * szczypta soli


    Wykonanie:

    Jajka wbij do filiżanki. Przesiej mąkę na stolnicę. Dodaj pokrojone masło i siekaj je nożem tak długo, aż jego kawałki będą bardzo małe i oblepią się mąką. Dodaj cukier, imbir,jajko oraz szczyptę soli i szybko zagnieć ciasto. Uformuj kulę. Owiń je folią spożywczą i włóż na godzinę do lodówki.

    Na tym etapie zrobiliśmy tradycyjne kruche ciasto z dodatkiem imbiru. Nie jest ono trudne, nawet ja zrobiłam, więc myślę, że na tym etapie problemu nie będzie :)) Nikoś bardzo dzielnie mi pomagał, więc jak najbardziej można już ten etap robić z dzieckiem.

    Kiedy ciasto się schłodzi podziel je na części i przykryj folią. Z każdej części ulep aniołka. Doklej włosy zrobione z praski do czosnku. Na koniec wykałaczką zrób dziurkę w główce aniołka, aby po upieczeniu można było przeciągnąć przez nią tasiemkę. 

    Ułóż aniołki na wyłożonej folią blaszce. Wstaw do nagrzanego do 190 stopni piekarnika na 20 minut. 

     

    Gotowego aniołka można ozdobić malując jego sukienkę kolorowym lukrem. Na to nam wczoraj czasu zabrakło ;))

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

  • Utworzono: 2013-11-12

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Dziecięce uwielbienie

    Od jakiegoś czasu jestem obiektem kultu.
    Stałam się boginią :-)
    Są mi składane dary i słowa pełne miłości i uwielbienia.
    Jestem uwieńczana CODZIENNIE na licznych portretach w różnych konwencjach. Na portretach mam włosy w różnych kolorach, nie zawsze zbieżnych z moim właściwym, ale zawsze jestem uśmiechnięta i w sukience.
    Rozmaślone oczka wodzą za mną, jak krzątam się w kuchni, myję zęby, czytam, śpię.
    Tłuste łapki przytulają mnie nieustannie.
    Gorące wyznania miłości padają w wielu, także publicznych, sytuacjach. Dowiaduję się, że jestem najpiękniejsza, mam najśliczniejsze ubrania, kolczyki, korale, czy co tam na siebie założę.
    Dostrzegana jest każda zmiana w moim wyglądzie i samopoczuciu.
    Ciągle słyszę: "a moja mama to..., a moja mama tamto...".
    Bezgraniczne szczęście maluje się na buzi, kiedy można mi towarzyszyć w malowaniu paznokci, obsłudze depilatora ;-), pudrowaniu się. Także wspólne gotowanie przyprawia o dreszcz rozkoszy.

    Zawsze w takich chwilach i ja na na powrót staję się dziewczynką, która nie może oderwać wzroku od mamy, która charakterystycznym gestem suszy czerwone paznokcie. Wiecie, tak machając rękami :-)

    Tak wiem.
    To się w pewnym momencie skończy. Będę tą, od której trzeba się uwolnić, zanegować, żeby znaleźć siebie. Pewnie nie unikniemy raf matczyno-córczynego połączenia.

    Ale jeszcze nie teraz.
    Jeszcze mamy kilka lat na bezbrzeżną miłość.
    Pławię się w niej. Przyjmuję ten strumień fascynacji i wdzięczności.
    Daję nam czas na wzajemne uczenie się kobiecości i bliskości. Robię "ołtarzyki" z portretów :-)

    I dziękuję Wam Dzieci, że mogę tego doświadczać.
    I dziękuję Ci Mamo, że mogłam to czuć. 

  • Utworzono: 2013-11-07

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Nikoś: Nowe pomiary dziecka.

  • Utworzono: 2013-11-06

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Koniec problemów...

     Jak już wiecie troszkę z dystansem podeszłam do przysłanych kosmetyków. Myślałam, że pianka i szampon w niczym nam nie pomogą, bo mamy problemy z czymś innym, a jednak....

    Odkąd stosujemy Atoperal nie pojawiła się żadna wysypka na buzi Nikosia. Zniknęła chropowata skóra. Buzia jest miękka w dotyku, a tak na prawdę to myta jest tylko odrobiną pianki. Cała skóra aż prosi się o dotykanie. 

    Lenka natomiast nie ma problemów z zapaleniem skóry na pupci. Niby tylko zmiana kosmetyków, a problem zniknął na całe 3 tygodnie. Średnio raz w tygodniu skóra na pupci zaczęła swędzieć i różowieć. A teraz? Nic, kompletne nic ;)

    Atoperal przepraszam Cię za tak mylne pierwsze wrażenie:)

     

     

     

     

     

  • Utworzono: 2013-10-28

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Tydzień testowania kosmetyków Atoperal Baby

     Tydzień testowania za nami. Nie myślałam, że bedzie to takie ekscytujące. Każda kąpiel jest czymś pięknym dla dzieciaczków. Nie mogą się doczekać kiedy pianka zrobi "psik"i będą mogli się myć. 

    U Lenki przede wszystkim testujemy szampon, bo Nikoś ma chwilowy meszek na głowie i ciężko coś stwierdzić. Włosy są niesamowicie miękkie, nie plączą się, nie elektryzują się i pięknie lśnią. Gumki się zsuwają ;)

     

    Pianka robi furrorę u dzieci. Po pierwsze jest to świetna zabawa, a po drugie idealnie myje i pielęgnuje ich ciała. Nadal się nie drapią - czyli była to ewidentna wina poprzedniego płynu. I co najważniejsze skończył się problem szorstkiej skóry na buzi Nikosia. Nie ma ani wypukłości, ani czerwonych śladów. Pianka dała radę, a o to mi najbardziej chodziło :))

    Problem z zapaleniem skóry u Lenki też chwilo się nie pojawia. Zbieg okoliczności czy działanie kosmetyków?? Kto wie, może i to się wyjaśni...

     

     

     

     

     


Szczęśliwa i spełniona mama i żona, kobieta o wielu zainteresowaniach, uwielbiająca ludzi..
Kwiecień 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj