-
Utworzono: 2012-12-28
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
Melodyjnie
Pomimo kłopotów które widocznie nas upodoały a mam nikłą jednak nadzieję że limit chorób na przyszły rok został już wyczerpany, uśmiech z ust Gabrysia nie schodzi. Podziwiam dziecięcą pogodę ducha, wytrwałość, że nawet niech się wali, niech się pali, one mają pozytywne nastawienie do życia, ludzi, otoczenia. Po dzisiejszej kontroli pediatra przepisała kolejne pięć zastrzyków które sprawią że piedestał sie zatrzęsie pod stopami malutkiego. Cóż zrobić skoro jak trza to mus i byle tylko rozeszło sie szybko po kościach. Oj biedna pokuta dupinka...mały na widok pielęgniarek reaguje tak że trzeba mieć moc i siłę olbrzyma by utrzymać mego słodkiego klocka. Jacek nadal leży i nie wiadomo co dalej, jego leczenie zawisło w powietrzu pod znakiem zapytania, jestem bezradna, bez mocna, bezsilna wobec końca roku, tym bardziej że lekarzy jak na lekarstwo, każdy żyje imprezą Sylwestrową, urlopami, nowymi przepisami które już niebawem powalą Fundusze Zdrowia. Mam nadzieję i tego sie trzymamy. Staram się być pozytywnie nastawiona, nieś dzieciom otuchę, tyle bo co można zrobić wiele, nie lubię się nad sobą rozczulać, pastwić, rozdrabniać, uważam że wszystko jest po coś, dla jakiegoś celu, powodu. Dzieciaki w domu szaleją, Gabryniu od parunastu tygodni okupuje komputer z hitami Mini Mini, siedzi przy Kornelkowym biurku i słucha, patrzy, mruczy, wcina ciasteczka, smakołyki a wszystko przy akompaniamencie Tofikowego popiskiwania. Często jednak bierze swoje kartki do malowania i tworzy dzieła artystyczne, pisakami maluje esy - floresy, przy tym głośno wyrażając swoje zdania na temat jego problemów odnośnie doboru kolorów. Uwielbia także siadać przy oknie i podziwiać ptaki, zwłaszcza gawrony gdzie na ich widok krzyczy kraaa kraaa, wróbelki są słodkie malutkie i puszyste które okupują karmnik na balkonie w raz z sikorkami, one także dla Gabrynia są wielkimi kraaa , poza tym malutki wie wszystko, wystarczy że powiem by przyniósł mi to czy owo a on posłusznie idzie i przynosi daną rzecz, Lubi słuchać i wykonywać polecenia, lubi jak mu sie czyta książeczki z bajkami, lubi kiedy mu śpiewamy, lubi pomagać wiec go włączamy do zadań domowych, skoro ubóstwia odkurzacz jako formę nie tylko ciągania za kabel, rurę, szczotki, pomaga przy sprzątaniu , siedzi sobie wielki cwaniak na ; sprzęcie ; i podziwia widoki mebli, krzeseł, stołu...Niuniol jednak zatracił umiejętność siedzenia na nocniku, nigdy wcześniej nie było kłopotu, usiadł i z krzyża spuścił, rzucił śmierdzącego klocka ku radości rodziców i siostry a tu masz ci babo placek, przez zastrzyki, pokutą dupinkę strach przed zielonym kibelkiem jest duży, I by nauka nie poszła w las, nie uciekła gdzie pieprz rośnie, sadzam ot tak sobie dla zachowania chociażby pozorów.
Zbliża sie koniec roku, tego starego, znanego, ujarzmionego, idzie Nowy Rok, ten bardziej z wielką nie wiadomą, co przyniesie, jakie plany, jakie zdarzenia? czas pokarze...Nie lubię planować, nie lubię stwarzać tabelek w które segreguję, układam swoje postanowienia, żadnego nie udało mi się dotrzymać, kwestia słabej woli, braku samokontroli? nie wiem, chyba tak jest łatwiej, prościej, niech życie niesie swoje plany według własnego widzi mi się, Jednego czego mogę sobie życzyć to zdrowia, miłości, cierpliwości, tolerancji. -
Utworzono: 2012-12-27
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
Ło siet...
Jacka zmogło, ból przeszył go na wskrość naszym oczekiwaniom, połozyli mi chłopine na izbie przyjeć i kazali leżeć, jak leżeć można kiedy wszystko rwie się , pali...trafił na odział chirurgiczny i tyle, porobili badania, popukali, posłuchali, USG wykazało ze no cóż, mężu mój wychodował sobie kamyszka wielkości pięści, i teraz trza to wysikać, urodzić, pozbyć się i znowu kroplówkami karmią mi lubego a ja w domu rwę włosy z głosy. Dzisiaj z Kornelką pędzimy w odwiedziny, bo raz to podnieś mi chłopine na duchu a dwa to nakarmić trzewia które z głodu proszą o pomstę do nieba. I dieta, do tego ścisła w powietrzu zawisła jak to było w przypadku Kotecka chorego. Mały dogorywa, kaszel mija, zastrzyki także, atmosfera świąt minęła w klimacie mało ciekawym, jak siekiera która zawisła nad głowami i tylko patrzyliśmy kiedy komu głowę odrąbie. Na szczęście wpadła Daga i uratowała nas od klęski zalania od łez, pogadała, potrzymała na duchu, w szpitalu odniosła sukces bo skoro studentka medycyny pewne klauzuly były jej znane. A co ja zrobię jak mam małolata na głowie, Kornelkę i jej odwieczne a czy umrze. Rety skąd u dzieci biorą sie takie stwierdzenia, strach? no nie umrze, tłumacze bo co tu powiedzieć, w końcu była wigilja, Narodziny Jezusa, nadzieji , wiary a tu stypą zaleciało. Byle do przodu, zobaczymy co pokaze czas...
-
Utworzono: 2012-12-25
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
Święta, świętami...
Czym byłyby święta bez choinki, pachnących pierników, jemioły, kolęd, karpia i grona rodziny, czym byłyby święta bez radości dzieci, Mikołaja i prezentów. Jakie byłyby smutne, samotne gdyby nie wspólne biesiadowanie, gdyby nie podsycana atmosfera osób najbliższych, to czas nie tylko magicznego wysiadywania w śród talerzy, gotowania, ale jedność, wspólnota, pojednanie, zdaję sobie sprawę jak ważna jest struktura rodziny, wartości które utwierdzają w przekonaniu że to nie tyle obowiązek jak o roku stanąć wobec siebie, sklecić na pręndce życzenia, połamać się opłatkiem, ale to nas spaja, zbliża, uczy dzieci że święta same w sobie mają moc sprawczą. Jednak tegoroczne święta powaliły nas chorobowo to jednak uśmiech z ust dzieci nie schodził, była siostra z mężem i ich jedynym synkiem który tuż po rozdaniu prezentów - zasnął, sam z siebie, dopadła go trawiąca gorączka i już widziałam minę siostry i jej bezradność która mówiła jedno - już po świętach. Do tesciów także nie poszliśmy ze względu na stan zdrowia małolata któremu to na kontroli w piątek przepisano serię zastrzyków na zapalenie oskrzeli, więc uziemieni czuwaliśmy w domu, w śród choinki, zabawek, kolęd :) Dziś spokój, cisza, odpoczywamy...
-
Utworzono: 2012-12-24
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
Kapusta z grochem
Ale to zlciało, rok a zupełnie jakby poprzednia ; Gwiazdka ; była dopiero co, jakby wczoraj a już kolejna, siedzimy w kuchni, lepimy uszka, gotuję zupkę grzybową, karp zapanierowany, czekamy na Mikołaja który podrzuci prezenty pod choinkę. Kolendy słychac zewsząd, atmosferę podgrzewa wszedobylksi Gabryś, tak z nim wszystko mozna zrobić i nic nie można, absorbuje swoją osobą wszystkich domowników, co też ważne jest? nic tylko on, taki mały człowiek a potrafi skupić na sobie uwagę:) Przeszkodą w tym roku są choroby, dzisiejsza kontrola dała serię zastrzyków na zapalenie oskrzeli, oj pokłują mi dziecko, a jak płakuliło, kurcze gdyby można było dać własny tyłek i zabrać ból dziecku , byłabym gotowa na poświęcenia, a tak? wszstko dla zdrowia. czekamy na gości, ma przyjechac siostra z chłopakami, rodzice już się krzątają, jeszcze tylko tatuś wróci z pracy - kto wymyslił pracę w wigilję? i zasiadamy a na przód połamiemy się opłatkiem.
I dla Was wszystkiego najlepszego w te święta Bożego Narodzenia, moc prezentów, radości ze wspólnie spędzonych chwil w gronie rodziny składa Renia z rodzinką:)
-
Utworzono: 2012-01-15
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
Zima cz.2
...Zima zagościła w całej swojej białej krasie, obsypała sniegiem wszystkie pobliskie blokowe górki na których szaleją dzieciaczki, na saneczkach, lepią bałwana, czy zucają sie kulkami. W tym całym rwetesie krzyków , okrzyków, szaleńczego tarzania się na białym puchowym podłożu, robienia orzełków, aniołków uczestniczyła Kornelka. Od samego rana biadoliła jak to ona że nudno, że nie ma co ze sobą zrobić tak jakby chciała wymusić ode mnie że - Ona się marnuje...że śnieg lada moment stopnieje, że czas działa na nie korzyść , że kiedy ma się wyszaleć, zintegrować skoro zapowiadają że zimy ma nie być...Poleciało to moje obebuchane dzieciątko a ja zostałam z małym przy cycu. No właśnie jak to jest, nie które kobiety czują się ubezwłasnowolnione , usidlone, przygwożdżone do maleństwa bo nic nie mogą zrobić, a ja leżę i cóż czytam przewracając karki super ksiażki. Na ; Babskie gadanie ; wpadłam w bibliotece przypadkiem kiedy tam byłam, magiczne miejsce , zapach który powoduje niemą alergię, ten kurz który wierci w nosie, jakby już oczami mojej wyobraźni widze te mole ksiażkowe jak wcinają stare kartki , karteluszki...odcisnęłam swoje piętno, tyle ksiażek przeczytane w ciagu tamtego roku dało ładną liczbę, tyle ciekawych, mądrych, pouczających...dało takze moją satysfakcję i przyjaźń kilkuletnią z panią bibliotekarką która jednym łypiącym okiem, wiedziała co potrzeba człowiekowi by stał się szczęśliwszy. Każdy ma jakiegoś bzika, jakies hobby, zainteresowanie, kiedyś zbierało się znaczki, widokówki...ja zbierałam wiedzę z histori, obyczajówek, biografi...zostało do dziś...Tak wiec Pietrzyk zaskoczyła mnie swoją lekkością pisania i kiedy karmię kartka mozolnie za kartką przesówam wdanżając się w koleje losu głównej bohaterki. Jesteśmy sami, muzyka gra z tadia nadając naszą stację radiową, czasem tylko mały zakwili , zarzęzi bo coś mu tam nie tak... spijam herbatę , gorącą , aromatyczną, z cukrem, żeby nie było dodaję mleko, tworzę specyficzny smak który zachwalają Anglicy, nam matką ma pomóc w tworzeniu pokarmu. Ciekawe, bo umnie coraz mniej. Łapię się na tym że w nocy już mi mleko nie nachodzi, mały robi się od dwóch dni coraz bardziej nerwowy. Czyżby nadchodził czas podgrzewania mleka? a tak chciałam karmić synka rok...mam warunki, do pracy nie wracam, nigdzie z butelkami nie trzeba chodzić...a tutaj nie ma wyjścia, jak Gabryś nie doje to marudny, popłakuje, nie śpi...W każdym bądź razie na saneczki z małym wybędziemy za nie cały rok, wsadzi się małego i z góreczki malutkiej a niech tam ma dzieciństwo...Puki co leżę, podjadam z lodówki co tam wpadnie w ręce, popijam kolejnymi herbatkami, wodami ...ogladam skoki, filmy, bawię sie z małym i jakoś do wieczora. Czekamy za tatusiem kiedy wróci z pracy.
-
Utworzono: 2012-01-14
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
Zima...
Jakie to dziwne, dwa miesiące temu urodziłam synka, a już co nie które osoby z mojej pracy pytają - Kiedy wracasz? jak długo zamierzasz siedzieć w domowych pieleszach? A czy to źle że zamierzam uczestniczyć w jego rozwoju, jesli teraz mnie zabraknie to minie mnie najfajniejsze etapy w całym rozwoju przewidzianym na rok z góry:) Nie rozumiem kobiet - facetów tym bardziej że pochodzą z Marsa - które decydują sie powiększyć rodzinę, chodzą z tymi brzuchami, napuszone, dumne, głaskają je, przemawiają, spiewają, a kiedy rodzą nagle okazuje się że świat je potrzebuje, czują się źle, jakby za karę że muszą wstawać w nocy , przebierać , karmić, nosić, cieżko im bo nagle życie towarzyskie odeszło hen, myslą i przytykują jak tu powrócić do pracy, bo przecież są młode, piękne i się marnują a taka okazja się już być może nie trafi. Dla mnie to był łatwy wybór - praca potem - dziecko teraz. Nie zastanawiam się co lepsze dla mnie by było a gdyby...mam maleństwo dla którego jestem najważniejsza, cenna i nie zbędna, a praca? cóż poczeka, nie zając nie ucieknie, może czekają mnie zmiany, może mnie zwolnią, nie myslę co będzie kiedyś...nie chciałabym żalować jak nie które moje koleżanki które wybrały szybki powrót na łono firmy i wsiąkły w cyferki, literki, tabelki, ominęło ich pierwsze ząbkowanie, pierwsze siadanie, raczkowanie, pierwsze slowa, zupki, stanie, chodzenie, nawet magiczne słowo - mama - wypowiedziane były do osoby która pilnuje, dba, przewija, troszczy się...Slowa - dla dobra rodziny, dziecka- sa tylko uzasadnionym usprawiedliwieniem że coś jest wazne i wazn iejsze, musimy tylko wytyczyć sobie wartości. A wiec nie ma o czym prawić morałów, co ma byc to sie stanie w dalekiej, lub nie dalekiej przyszłosci, puki co cieszę się z pobytu w domu, chociaz nigdy domatorem nie byłam, zawsze mnie, nas nosiło, wystarczyła w miarę pogoda byśmy wybywali na dalekie wycieczki szlakiem naszego miasteczka. Spotkania z kolezankami także były czasem suto zakrapiane piwkiem, smiechem, przeciwieństwo tego co teraz. Karmienie i ubolewanie nad nicościa mych piersi, miana pieluszek, zabawa z małym, noszenie, gadanie, tulenie, wszystkoto inspirowane dobrem korzystnym w przyszłość. Czas spozytkowany dla nas, córci, męża którego mam tyle co przed snem...o ile od razu nie padnę...Dzieci nas poróżniły, owszem nadal się kochamy, patrzymy w tym samym kierunku, ale ...zlapałam się ostatnio na tym że sex to pole bitwy,nasze małe dwa pokoje i nie zbyt godne warunki na baraszkowanie to istny tor przeszkód , plus córka która w nocy często lawiruje po mieszkaniu, a tu dziecko małe które wystarczy stuk , puk i oczka otwarte...tak jesli chodzi o te klocki, to pozamiatane. Kolejna myśl że coś jest nie tak, nowa cnota, a czy można ją miec dwa razy w życiu? boli, piecze, a ja nie wiem o co chodzi...ginekologokreslił problem mianem - bycia nie gotowym, czasem ponoc to sie zdarza, a czy ja jestem gotowa, czy tylko chodzi o to by drugiej połówce zrobiło się błogo? sama nie wiem gdzie tkwi kłopot. Dni mijają, a za nimi wspólne Gabryśkowe gotowanie, sprzątanie, fotelik samochodowy spełnił wszystkie swoje role, czasem nawet zasypiacza kiedy to ja nad czymś za mocno się zastanowię , wsiąknę myslami by na chwilkę spuścić oczy z małego, a ten chendorzy w najlepsze. I wieczorki które do najłatwiejszych nie należą, mały zrędzi, marudzi, popłakuje...butelka i jedyny ratunek...Czas wolny, tylko mój, pare kartek wypozyczonej ksiażki, która mnie uspokaja, odreaguję ...a co...
-
Utworzono: 2012-01-11
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
O RETY..
...Kurcze no...od wczoraj małemu coś jakby przeskoczyła...spręnzynka się obluzowała, czy pękła, drze sie to moje słodziachne, krzyczy, czerwienieje, nabiera rumieńców, kolorów, napięcie rośnie, jedynie mleko uspokaja i chwilowa drzemka jakby mały miał czas do naładowania akumulatorów by zacząć od nowa , gdzie tkwi problem? nie wiem...kupki sa nie zmienne te same, kolka powróciła, albo nasiliła się...może się wystrszaył a ja tego nie wiem? może ...i tak siedzę i myślę , szukam wyjaśnienia, przyczyny i skutku...Jeszcze trochę a zacznę rwać włosy z głowy.
-
Utworzono: 2012-01-09
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
Ogarniam...
...Ogarniam pomału szarą rzeczywistość, Kornelka z samego rana wróciła na szkolne łono, by ćwiczyc szare komórki, Jacek także udał się do pracy na całe dwanascie godzin, za to my zostaliśmy sami, z obiadem który skwierczy na gazie roznosząc po mieszkaniu zapachy, mieszkanie posprzatane, maly nakarmiony, przewinięty, spi w wózku a ja mam chwilkę by jeszcze zrobić to i tamto, gdzie w trakcie obowiazków domowych przewijam kartki ksiazki. Uwielbiam Kalicińską to jak pisze łatwo, swobodnie, tak że człowiek zapomina na chwilkę o życiu i tym co ważne. Najważniejsze ze jakoś się odnajduję, chociaż łatwo nie jest, nigdy nie było, sama i kuchnia, pralka która się kłania i stos brudnych rzeczy...Ale czy to ważne że nagle tu i teraz , w tej chwili mi się nie chce za bardzo nic robić, ze powinnam bo przeciez jestem Super mamą, a ja chrzanie takie ideologie, czasem i ideał musi odpuścuić. Mały puki co na flaszeczce, coraz bardziej przywykam bo vhyba nigdy sie nie pogodze z brakiem własnego mleka, moja produkcja wygasa, więc z przymrużonym okiem patrze na butelkę i jakoś byle do przodu. A mały? coraz większy, żarty, leżący układ pokarmowy ciągle domaga sie więcej i więcej. Zastanawiam się gdzie to mu się mieści, przeciez ten jego żołądek to jakaś studnia bez dna, bez mała. A niech ma apetyt , mleka mu będę żałować, niech je jak mu smakuje, jak mogę tak leżę i karmię go, spokojnie czytam kolejny rozdział , staram się być zrelaksowana, ale...Była wczoraj teściowa, wpadła do wnuka posiedzieć, nacieszyć się nim, bo taki fajny, kochany, gatatliwy, małą wychwaliła za oceny, pośmialiśmy się , pogadaliśmy a wieczorem kiedy poszła mały dał koncert arii i operetek, był przemnęczony, marudny, płaczliwy. Cała noc była jakby pod górkę, ciągle się kręcił, gdakał, machał rączkami...ranek za to odespał w miarę spokojnie i cud że dał mi pokroić marchewki i mięcho...Popołudnie w miarę spokojne, córcia po szkole zajęła sie odrabianiem lekcji, nauką, zabawą, ostatnio uwielbia śpiewać karaoke, różne tam piosenki zasłyszane na necie, zamyka sie w pokoju i ma swój świat. Mały przypatruje się jej z pewnym zainteresowaniem, co ona do nie go gada, o co jej chodzi, z czego śię smieje, a i temu nie brakuje chumoru, ciągle ładuje piąsteczki do buziaczka aż slinka cieknie, aż broda cała pokryła sie krostkami...alergia czy zęby...tłucze mi się pod głową...Wieczór hardkor, kompanie - pomoc nie odzowna córci, ona myje nogi, ja górę i jakoś się kręci. Mały uwielbia wodę, jest spokojny, zadowolony... za to potem to spid, szybkie ubieranie i karmienie byleby nie dopuścić do płaczu, jakże trudno go uciszyć...i spanko, tulenie, całus i życzenie dobrej nocy...
-
Utworzono: 2012-01-08
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
Mam już dwa miesiące.
...Gabriel wczoraj obchodził małe święto, swoje dwa miesiące, a co za tym idzie staje się bardziej świadomym swego jestestwa berbeciem. To już nie slepa i głucha istotka której do pełnego szczęścia potrzeba było snu i cyca. Dziś cyc przechodzi do lamusa, to nie Kornelka moja starsza córcia którą to bez problemów karmiłam rok, bez zastanowienia że mleka braknie, walczyłam raczej z zastojami, ciągłymi ściąganiami, laktatorami bez których się nie ruszałam. Cyce miałam jak donice, imponujące swoją wielkością i ciężkością, mogłam śmiało wykarmić dwójkę a z Gabrielem jakby się urwało. Im więcej piję tym więcej w pęcherzu, latam i sikam a mleka jakby ubywało. Mały chwilami staje się nerwowy, rozdrażniony, nie spokojny, dopiero flaszeczka ratuje sytuację, nagle moje dziecko zasypia, przesypia, a ja mimo że mam chwilę by naprodukowac własnego mleka gryzę się z wyżutami sumienia. Przeciez jak kazda poradnia laktacyjna twierdzi i uważa że czeste przystawianie malca do piersi rozgoni moje obawy na brak mleka. Ale ja faktycznie ; nie mam z czego strzelac ; mój biust skurczył się o dwa numery, wystarczy że mały się dosiadzie i już mogę cycami muchy zabijac jak africa women. Piję coraz wiecej a efekty są mizerne...Dlaczego mam się czuć winna, miec poczucie że jestem złą matką bo nie potrafię wykarmić potomstwa. Przeciez w końcu nie jedna i nie ostatnia która dla ; świętego spokoju siebie i maleństwa ; ładuje butelkę jako zło mniejsze. A jeść trzeba. Więc przystałam na dokarmianie, kiedy mogę to ładuję pierś, kiedy czuję ze mały już robi się z deczka buraczkowy i bliski wybuchu podaję butelkę i finito. Dosyć łez gorzkich i nocy nie przespanych ... Coś obsypało mi małego, potówki, na pysiaczku pojawił się ogrom małych czerwonych krostek, nie przegrzewam, nie ubieram za grubo więc czy to nie alergia na coś co zjadłam? być może zęby idą, od paru dni zauważyłam że synek intensywnie ładuje łapeczki do pysiaczka, slini się nie samowicie i tyle kup dziennie? oczywiście co robi Renia? szuka informacji u doktora googla i wchłania to co przeczyta, że zęby mogą już pojawiać się nawet w pierwszym miesiacu. O zgrozo! a ten tu chwilami spokojny, chwilami marudny, miodem tyłeczek by sie wysmarowało i nie wiadomo o co kaman? a te chrosty? jedna wielka nie wiadoma...przystałam odstawić to co nie dawno zostało włąnczone do diety czyli jabłka i banany, moze te banany? ok ponoć najgorzej to panikować. Zobaczymy jutro...puki co ogarniam dom, obiady, córkę plus szkołe, małego którego za chiny nie można zostawić na moment bo zaraz daje swoim barytonem o sobie znac, wszystko z nim i najlepiej na rączkach bo nie tyle widok zróżnicowany co krajobraz zmienny...i zasypia, przysypia a mnie kręgosłup pęka, ręce wysiadają, ale ok ponoć szczęśliwe dzieci to te które nosi się i tuli.
-
Utworzono: 2012-01-05
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
Leje,pada, wieje, łeb urywa...
Deszcz jesienny
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
W dal poszły przez chmurna pustynię piaszczystą,
W dal ciemną, bezkresną, w dal szarą i mglistą...
Odziane w łachmany szat czarnej żałoby
Szukają ustronia na ciche swe groby,
A smutek cień kładzie na licu ich młodem...
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem
W dal idą na smutek i życie tułacze,
A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...
Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...
Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie
I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...
Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem
I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,
Trawniki zarzucił bryłami kamienia
I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...
Aż, strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu
Położył się na tym kamiennym pustkowiu,
By w piersi łkające przytłumić rozpacze,
I smutków potwornych płomienne łzy płacze...
To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
... Coraz częściej słyszy się o globalnym ociepleniu które to sprawia psikusy w pogodzie i coś w tym jest, by w styczniu mimo porywistych wiatrów było na plusie , by drzewa wypuszczały pączki, kwitły Hortensje? słowem pomieszane z poplatanym. Wirusy szaleją, maj pole do popisu kto jest słabej odporności ten ulega degradacji, łyka leki, lata do apteki , trzyma się za kiese bo tam to już w ogóle szał pał, jakby przeszło tornado z nowymi przepisami, programami a biedni farmaceuci wyrywają sobie włosy z głów by jakoś nadąrzyć za tymi ; códownymi ; zmianami. Jeden rzut oka by stwierdzić - dzisiaj będziemy się męczyć, niskie ciśnienie i marudzenie małego któremu sie chce zasnąć a nie może nie boraczek , noszę ( nie wychowawcze słyszę ), tulę, śpiewam kołysanki ( w tym mam talent fałszem zajechać), wkładam smoka do wózka i jeżdże po pokoju, puszczam Kowalską, potem Chylińską, na końcu Maleńczuka który swoim głębokim głosem umoralnia ; Syna ; uwielbiam tą piosenkę, ma coś w sobie, chociaz daleka jestem do uwielbienia samej głównej postaci, ale co tam. Siadam i czytam, udaje mi się pokonac jedną kartę, jakoś udaje mi sie przejść do drugiej, a ten tam w środku wózka oczyska wybałusza, śmieje się do mnie co zajrzę to banan na twarzy i krzyczy! krzyczy bo to ostatnio jego metoda na mnie, wynalazł i opatentował sposób na matkę - poznał swoje struny głosowe, stwierdził że mu się przydadzą i teraz szantaż wprowadza. Nie ważne czy dzień czy noc nadaje i opowiada krzykiem wyrażając swoje a gu! a co śmiechu przy tym bo tak go to bawi, rozśmiesza...a ja leżę modląc się by zakończył swoje paplanie i zamknął oczka na ciut, z godzinkę dał matce naładowa akumulatory, bo jak ja będę wyglądać, a dziś urwanie pały bo ksiadz po kolendzie chodzi, bo trza posprzątać, obiad też by się przydało ugotować a ten tu mi - szaleje, wymachuje tymi swoimi kończynami, górnymi i dolnymi co rusz dostaje z piąstki, z nóżki w same żebra...Dzień jakby noc, szaro , buro i ponuro, zsamej siudmej zostałam przykotwiczona cyc + mały, córka wstała do szkoły, jakże sie cieszę że ta mała bestia ma już siedem lat, sama ubierze się, odrywam się i pędzę do kuchni zanim usłyszę szalone me me ( co znaczy w języku mego syna dawaj cyca ), robię śniadanie, kanapki, picie , czeszę, wypycham za drzwi, jedno zrobione, teraz wskakuje do wyrka i kończymy to cośmy przerwali, a jak już papucha zostaje naładowana, nakarmiona wyskakujemy z łóżeczka i dawaj za pożądki, śniadanie na prędce zjedzone, odkurzyłam pobierznie, obiad też jakos dało radę , w miedzy czasie usypianie, dokarmianie, noszenie, tulenie, rozmowa bo bez tego nie daj boże dzień stracony. Ksiądz jak to on lubi umoralniac, mówić i głosić jak ma wyglądać zdrowa jednostka rodzinna, niech spada...zabrał to po co przyszedł i tyle go zobaczę za następny rok. Mała wpada ze szkoła mokra jak kura, pochmurna jakas taka, oświadczając że uczyć się nie ma zamiaru bo po co skoro ona pracować ma zamiar w Lidlu na kasie, szkoda czasu i mego wydawania pieniędzy. Jedno co mnie pocieszyło to piątka z anglika. Do wieczora jakoś zleciało, potem kompanko, cyc + paciorek i spać. Ja padłam zaraz po małym i tyle mnie widziano.
Listopad 2024 | ||||||
PN | WT | ŚR | CZ | PT | SO | ND |
01 | 02 | 03 | ||||
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
-
Urodziny: 16.08.2004
Imieniny: 16.9
-
Urodziny: 07.11.2011
Imieniny: 16.3
Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?
Zobacz wyniki ankiety, skomentuj
Ulubione spodnie dzieci? Wiadomo, że dresy! Dzieci mają tu upodobania zbieżne z...