rss wpisy: 106 komentarze: 222

Mamy oko

Jestem mamą. I mam oko na różne sprawy - te związane z dziećmi, z rodziną, z tzw. polityką prorodzinną. Będę o nich pisać tak, jak je widzę. Ten blog to takie "mamy oko" ;)
  • Utworzono: 2014-07-23

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Koktail Mołotowa dla pięciolatka?

    Przez całe tygodnie żyję sobie spokojnie, przeświadczona że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. I, jak się okazuje, tkwię w mylnym błędzie. I to jakim!

     

    Dziś, przeglądając rano Internet, trafiłam na ofertę Cobi - producenta zabawek dla dzieci (moje dziecko ma kilka zestawów klocków, m.in. ze Scooby-Doo i rycerzami spod Grunwaldu). Oferta, można by rzec, okolicznościowa - przed 1 sierpnia Cobi wypuściło zestawy z serii "Small Army" dedykowane Powstaniu Warszawskiemu. Tak! Właśnie tak!

     

    Zestawy przeznaczone dla dzieci 5+, a w nich: powstańcy w hełmach z biało-czerwoną opaską, płonąca kamienica, barykada, żołnierze niemieccy (niektórzy twierdzą, że uśmiechnięci) z karabinami, w wozach opancerzonych. Powstańcy też uzbrojeni, m.in. w butelki z benzyną. Bawimy się!!

     

    Coś tu jest bardzo nie w porządku. Bardzo.

     

    Nie jestem oszalałą pacyfistką. Nie wyrywałam dziecku z rąk pistolecików na wodę, ba - sama kupiłam mu karabin (większe pole rażenia). Do polewania się z kolegami w baseniku, nie gonienia za przechodniami. Nie mam oporów przed kupowaniem abstrakcyjnych czołgów czy samolotów wojskowych, choć na szczęście zapotrzebowanie na tego typu zabawki jest niewielkie.

     

    Powstanie Warszawskie to nie tylko walki na ulicach. Krwawe, nierówne. Bohaterski zryw, o którym musimy pamiętać. Powinniśmy pamiętać.

     

    Musimy pamiętać też o całych rodzinach, zasypanych pod gruzami w piwnicach. Noworodkach, które przychodziły tam na świat tylko po to, by zaraz umrzeć. O ludziach całymi dniami czekającymi na wodę, kawałek chleba i trochę tlenu. O likwidowanych szpitalach polowych. O tych żołnierzach, którzy kanałami przedzierali się, by na końcu wpaść w ręce hitlerowców. O ludziach wywiezionych do obozów. O setkach tysięcy, które straciły domy, bliskich, wszystko co mieli. O mieście, którego już nie ma.

     

    Powstanie Warszawskie zasługuje na pamięć. Powstańcy zasługują na pamięć i szacunek.

     

    To nie jest temat do zabawy, ani w wieku lat pięciu, ani nigdy.

  • Utworzono: 2014-06-11

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Nie zostawiaj dziecka w aucie nawet na chwilę

    Tragedia w Rybniku, do jakiej doszło w ostatni wtorek, to nie jedyny przypadek pozostawienia dziecka w zamkniętym samochodzie.

     

    Na Śląsku skończyło się śmiercią dziecka, które nie miało żadnych szans na przeżycie w upalny dzień, zamknięte przez ojca na osiem godzin w samochodzie. Ale ratownicy mówią, że dla małego dziecka groźny może być nawet kwadrans czy 10 minut. Podczas takich upałów, jakie teraz nawiedzają Polskę, samochód postawiony w pełnym słońcu rozgrzewa się do 60-70 st. C bardzo szybko.

     

    Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy w ogóle można zapomnieć o dziecku?

     

    Można. Życie pędzi, człowiek który jedzie do pracy często głowę ma już zajętą czym innym, rozmowa telefoniczna czy odebrana wiadomość od szefa mogą skierować myśli jeszcze na inny tor. Jeśli dziecko zaśnie po drodze, rodzic – zwłaszcza ten który na co dzień nie odwozi dziecka do przedszkola czy żłobka – może nie pamiętać.

     

    Powinien, pełna zgoda. To, że jednak nie pamięta, to nie jest żadne usprawiedliwienie, tylko stwierdzenie faktu. Tak, rodzicom (opiekunom) zdarza się zapomnieć o dziecku. Można wieszać na nich psy, ale zdecydowanie lepiej działać, by nie zapominali.

     

    Wiedzą o tym w innych krajach, w których od lat prowadzone są kampanie społeczne przypominające rodzicom i opiekunom, że dziecka w samochodzie zostawiać nie można i co robić, by nie dopuścić do zapomnienia.

     

    Można kłaść dokumenty, rzeczy osobiste (marynarkę, sweter, torebkę, portfel) na tylnim siedzeniu obok fotelika.

     

    Można nastawić sobie alarm w telefonie, najlepiej na minutę czy dwie przed planowanym postojem pod przedszkolem czy żłobkiem.

     

    Można oczywiście rozmawiać z dzieckiem czy po prostu mówić do niego.

     

    Można wsadzić sobie za lusterko ramkę dziecka w widocznej ramce.

     

    A jeden z moich znajomych, gdy odwozi dzieci do przedszkola, zawsze melduje żonie, że już są w placówce. Tak się umówili, i nie ma zmiłuj. Każdy sposób jest dobry, żeby nie zapomnieć!

     

    Częścią tych kampanii są również informacje dla tych, którzy zauważą, że w samochodzie jest zamknięte dziecko. Liczą się wtedy minuty. Nie ma co czekać i rozglądać się po parkingu, czy ulicy. Trzeba natychmiast dzwonić na policję lub inne służby ratownicze.

     

    Jeśli widzimy, że z dzieckiem dzieje się coś złego (na przykład wygląda jakby spało albo jest całe mokre) już czekając na przyjazd radiowozu czy karetki powinniśmy zbić szybę w samochodzie (z przodu), wyciągnąć malucha i przeprowadzić akcję ratunkową. Jak?
     

    TUTAJ znajdziecie instrukcję.
     

    Najważniejsza informacja, z punktu widzenia postronnych świadków: naprawdę - każda sekunda jest ważna.
     

  • Utworzono: 2013-09-20

    Grzyby nie są dla dzieci!

    Kolejne dziecko walczy o życie po zjedzeniu trujących grzybów. Czteroletnia dziewczynka trafiła do Centrum Zdrowia Dziecka z województwa opolskiego. Uratować ją może tylko przeszczep, a ponieważ nie wiadomo, kto z rodziny jeszcze jadł trującą zupę grzybową, nie ma szans na przeszczep rodzinny! Tragedia.

     

    Wiara, że znamy się na grzybach jak nikt na świecie, bywa bardzo kosztowna. Każdy może się pomylić, a pomyłka w tym przypadku może kosztować życie.

     

    Można dzieci ochronić przed niebezpieczeństwem (w ich przypadku, często śmiertelnym, bo mały organizm ma mniej możliwości by zwalczyć toksyny). 100 procentowo skuteczny sposób to przestrzeganie zasad, że małym dzieciom (specjaliści mówią, że nawet do 10-12 roku życia) grzybów leśnych się nie podaje. Żadnych, nawet tych najsmaczniejszych. Dlaczego? Grzyby - poza smakiem - nie mają w sobie żadnych wartości odżywczych, są za to bardzo ciężkostrawne, również te najszlachetniejsze. Obciążają niepotrzebnie organizm dziecka.

     

    Grzyby nie są dla dzieci, pamiętajmy o tym!!!

  • Utworzono: 2013-07-19

    Uwaga! Wycofane szczepionki!

    Główny Inspektor Farmaceutyczny 18 lipca wycofał z obrotu na terenie całego kraju jedną serię Euvax B. Jest to szczepionka przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby typu B (rDNA), zawiesina do wstrzykiwań, 0,5 ml o numerze serii UFA 12001.

    Wycofana seria UFA 12001 szczepionki nie spełnia wymagań jakościowych ze względu na niehomogeniczność.

    Główny Inspektor Farmaceutyczny wycofał także z obrotu Tripacel - szczepionkę przeciwko błonicy, tężcowi, krztuścowi, zawiesina do wstrzykiwań, 05 ml o numerze serii C4007 AK. Powód decyzji jest taki sam - niehomogeniczność produktu.

    Niehomogeniczność oznacza, że te konkretne, wycofane serie szczepionek, mogły być zanieczyszczone.

    Rodzice dzieci, którym podano szczepionki z tej serii, powinni obserwować swoje dzieci - i być w kontakcie z lekarzem.

     

     

     

  • Utworzono: 2013-04-24

    Rozmawiać o seksualności w przedszkolu?

    Światowa Organizacja Zdrowia w raporcie „Standardy edukacji seksualnej w Europie” zaleca daleko idące zmiany w programach edukacji seksualnej, nie tylko w Polsce. Zdaniem ekspertów, wiedzę na temat seksualności człowieka dziecku powinno się przekazywać już w przedszkolu, w wieku 4-5 lat. Sześciolatek, rekomenduje WHO, powinien mieć wiedzę na temat akceptowalnego seksu.
     

     

    W mediach, zwłaszcza prawicowych, zawrzało. Czy jednak sam pomysł przekazywania dzieciom w przedszkolu podstawowych wiadomości na temat seksualności (nie na temat seksu!) jest zły?
    W przedszkolach są czasami organizowane warsztaty poświęcone seksualności dzieci – oczywiście dla rodziców. Zdarzyło mi się uczestniczyć w jednym z takich spotkań. Rozmawialiśmy o tym, jak nazywać części ciała, jak odpowiadać na pytania dziecka związane z jego – i rodziców – seksualnością, jak reagować na dziecięcą masturbację, która u jednych dzieci pojawia się sporadycznie, u innych częściej, ale jednak się pojawia. I, jak wynikało z pytań rodziców, jest problemem – mimo, że należymy do pokolenia trzydziesto, czterdziestolatków, wyedukowanego, otwartego i funkcjonującego w wielkim mieście.
     

     

    Bardzo bliskie jest mi stanowisko tych, którzy mówią, że z dzieckiem o seksualności powinni rozmawiać rodzice. Ale prawda jest taka, że nawet w przedszkolu dzieci są narażone na nieakceptowalne zachowania seksualne. Nie chodzi o naturalne i rozwojowe zabawy „w doktora”. Dopóki obydwie strony się na nie zgadzają, nie ma problemu: to pęd do wiedzy, nie popęd seksualny. Jednak zdarzają się sytuacje – i wystarczy porozmawiać z przedszkolnymi pedagogami, by stracić złudzenia, że sporadycznie – w których jedno z dzieci wciąga inne (zwykle młodsze) w „cielesne” zabawy wbrew ich woli. To już jest nadużycie. Rolą wychowawców (no i przede wszystkim rodziców) jest znalezienie przyczyn takiego zachowania (zwykle jest to symptom problemów dziecka-agresora) i zapobieganie ewentualnej recydywie.

     

     

    Ale czy w takiej sytuacji nie jest naturalną konsekwencją rozmowa – w przedszkolnej grupie – o tym, że niektóre zachowania są nieakceptowalne? O tym, że intymnych części ciała może dotykać tylko rodzic w określonych sytuacjach, albo lekarz w obecności mamy czy taty? Że dziecko ma prawo powiedzieć „nie” gdy ktokolwiek – np. kolega czy koleżanka, ale również dorosły – chce dotykać jego ciała lub namawia do dotykania? Paradoksalnie – patrząc okiem rodzica – taka rozmowa w środowisku, w którym codziennie ktoś kogoś dotyka czy ogląda – może być dla dziecka bardziej naturalna, niż rozmowy w zaciszu domowym. A dzieci, które taką rozmowę – w domu – mają już za sobą, też w żaden sposób nie ucierpią.
     

     

    Oczywiście, tematyka rozmów z przedszkolakami na temat seksualności musi być mocno okrojona. Do tematów, które na tym etapie rozwoju się pojawiają, bez względu na to, czy rodzicom się to podoba, czy nie. Ale też nikt nie proponuje, z tego co przynajmniej piszą gazety, szerszej tematyki.
     

     

    A wy, co sądzicie na ten temat? Możecie zagłosować w ankiecie na eBobas.pl !

  • Utworzono: 2013-04-12

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Tańsze przedszkola od września 2014

    Od września 2014 roku każda dodatkowa godzina ponad podstawę programową ma kosztować złotówkę. Rząd pracuje jeszcze nad ostatecznym kształtem przepisów, ale już wiadomo że obniżenie opłat zostanie przesunięte w czasie. Ale za to – tańsze będą wszystkie godziny, a nie tylko pierwsze dwie dodatkowe.

     


    MEN obiecał już w ubiegłym roku, że od września 2013 roku gminy będą mogły pobierać tylko złotówkę za pierwszą i drugą godzinę pobytu dziecka w przedszkolu ponad podstawę programową (czyli 5 bezpłatnych godzin). Jeśli dziecko zostawałoby w przedszkolu dłużej niż siedem godzin, rodzice za każdą kolejną godzinę płaciliby stawkę, ustaloną przez gminę – dziś opłaty wynoszą nawet ponad 3 złote. Jednak wszystko wskazuje na to, że we wrześniu rodzice przedszkolaków ulgi nie odczują – rząd chce przesunąć obniżenie opłat o rok. Od września 2014 roku wszystkie dodatkowe godziny mają kosztować rodziców złotówkę, zaś gminy dostaną z budżetu kilkaset milionów złotych dotacji, która zrekompensuje im niższe wpływy z opłat.
     

     

    Według minister edukacji takie rozwiązanie będzie znacznie bardziej zrozumiałe i prostsze logistycznie i dla samorządów, i dla rodziców.
     

     

    Pewnie nie wszystkim się to spodoba, zwłaszcza tym którzy od września 2014 roku już nie będą mieć dziecka w przedszkolu i liczyli w tym roku na jakieś oszczędności. Ale to i tak pozytywna wiadomość.

  • Utworzono: 2013-02-22

    Trzeba pilnować dziecka

    W czwartkowym "Dużym Formacie" Gazety Wyborczej - zapierająca dech historia kobiet, które dopiero po 59 latach dowiedziały się, że są siostrami - bliźniaczkami. Co najdziwniejsze - żyły tuż obok siebie, chodziły do tej samej szkoły (jedna poszła do niej rok później), miały wspólnych znajomych. Prawdę jednak poznały późno, bardzo późno. Warto przeczytać, naprawdę.

     

    Cztery lata temu Sąd Okręgowy w Warszawie przyznał odszkodowanie - 2 miliony złotych do podziału między dwie rodziny - w analogicznej sprawie: w 1984 roku w jednym z warszawskich szpitali doszło do zamiany dzieci, w wyniku której rozdzielone zostały dwie siostry bliźniaczki. Sprawa wyszła na jaw, kiedy dziewczynki miały po siedemnaście lat.

     

    Rzadko bo rzadko, ale historie z zamianami dzieci w szpitalach się zdarzają. Co zrobić, by zminimalizować ryzyko. - Po pierwsze, i najważniejsze: pilnować swojego dziecka! - radzi portal eBobas.pl. Warto zajrzeć do tekstu "Czy w szpitalu mogą zamienić nam dziecko" Nie ma oczywiście powodu, by wpadać w panikę, ale warto i trzeba być czujnym!

  • Utworzono: 2013-01-30

    Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj

    Actifed pod lupą

    Gazeta Wyborcza donosi dziś o zamieszaniu wokół leku na przeziębienie Actifed. Wszystko za sprawą zaniepokojonych rodziców, którzy zaobserwowali, że lek wywołuje u dzieci niepożądane reakcje - senność, ospałość, znużenie, apatię. Lek jest dostępny w aptekach bez recepty, zapisują go również pediatrzy jako środek wspomagający walkę z katarem. Można, według ulotki, stosować go u dzieci starszych, co najmniej siedmioletnich.

    Doświadczeni pediatrzy przyznają, że ten lek - jak i inne, które mają w składzie pseudoefedrynę - mogą wywoływać u dzieci rozmaite skutki uboczne. Pseudoefedryna bowiem działa na ośrodkowy układ nerwowy, może powodować senność lub zaburzenia snu. To wszystko jest zresztą napisane w ulotce, dołączonej do leku.

    Wielu pediatrów uważa, że leków z pseudoefedryną dzieciom podawać się nie powinno (nie powinni ich również nadużywać dorośli). Wniosek? Uważnie czytajmy skład leków i opis możliwych skutków ubocznych stosowania leku zanim podamy go dziecku (lub sami zażyjemy). A ze zwykłym przeziębieniem lepiej walczyć konwencjonalnymi metodami: dużo płynów (niekoniecznie gorących), czosnek, syrop z cebuli, częste wietrzenie pomieszczeń, lekkostrawna i bogata w witaminy dieta.

  • Utworzono: 2012-10-26

    Policjanci kontra dzieci. Bo matka nie zapłaciła grzywny

    Samotnie wychowująca dzieci matka jest winna Urzędowi Skarbowemu 2 tysiące złotych. O godzinie 22.00 policja wkracza do mieszkania, matkę zabiera do aresztu (sąd zmienił karę grzywny na areszt, gdyż kobieta nie miała z czego uregulować zobowiązania). Dzieci – 2 i 6 lat – w piżamach, rozbudzone, w nocy, trafiają do pogotowia opiekuńczego. Tak działa państwo prawa.


     

    Wszystko oczywiście zgodnie z procedurami, a policja nie ma sobie nic do zarzucenia. Więc choć historia wydarzyła się w Opolu , może zdarzyć się wszędzie – bo przecież takie są procedury!
    - Dlaczego przyjechaliście późnym wieczorem? – dopytują dziennikarze. Policjanci wyjaśniają, że wtedy najłatwiej jest zastać ludzi w domu i „przeprowadzić czynności”. Dziwne. Przypomina mi się historia sprzed kilku miesięcy, gdy jeden z poszukiwanych listem gończym aferzystów, przez kilka lat mieszkał spokojnie w sąsiednim mieście, a w tym samym czasie dzielnicowy z rejonu „dokonywał rozpoznania” pod adresem, który widniał w sądowych dokumentach. Dokonywał rozpoznania, czyli nieustannie ustalał, że poszukiwany tam nie mieszka. Czy w tym wypadku policja skorzystała z możliwości „dokonania rozpoznania”? Może wówczas policjanci wiedzieliby, że kobieta przebywa w swoim mieszkaniu z dwójką małych dzieci nie tylko w nocy…

     


    Bezduszność funkcjonariuszy powinna zostać ukarana. Rzecznik Praw Dziecka i Rzecznik Praw Obywatelskich powinni zostać przypadkiem tej interwencji policyjnej wręcz zaalarmowani. Powinni sprawdzić, w jaki sposób przyszli stróżowie prawa i ładu publicznego są przygotowywani do wykonywania swoich zadań. Procedury są ważne, bardzo ważne. Ale jeśli abstrahują od zdrowego rozsądku, poczucia sprawiedliwości społecznej, naruszają poczucie ładu społecznego i naruszają poczucie bezpieczeństwa obywateli. Jak można czuć się bezpiecznie, gdy z jednej strony bombardowani jesteśmy informacjami o trwającej lata bezkarności różnego rodzaju i kalibru aferzystów i gangsterów, z drugiej – policja poprawia swoje statystyki skutecznych interwencji kosztem kilkulatków…
    Zatrzymana w nocy matka wyszła na wolność – sąsiedzi zebrali pieniądze i wpłacili za nią grzywnę. Ludzki gest, zasługujący na uznanie i szacunek. Zwłaszcza na tle nieludzkiego przywiązania do procedur.
     

  • Utworzono: 2012-08-27

    Matka kontra Urząd Skarbowy

    Zwykle mamy_oko sama pisze notki na blogu, ale tym razem udostępniam swój blog mamie, która nadesłała do redakcji swoją historię. Warto przeczytać, choćby dlatego, żeby się dowiedzieć, że ze skarbówką można wygrać.

     

    Nazwisko autorki jest redakcji znane. A historia dotyczy Urzędu Skarbowego Praga Północ w Warszawie. Co nie znaczy, że nie mogłaby się wydarzyć nigdzie indziej.

     

    ***

     

    Nigdy nie spodziewałam się , że spotka mnie taka sytuacja, że poczuję się niczym najgorszy oszust tym kraju… Ha! Dziś mnie tym bardziej wścieka afera Amber Gold… bo Marcina P. jakoś nie zaatakował Urząd Skarbowy – choć łamał ewidentnie przepisy podatkowe… a mnie?

     

    Jestem mamą chłopca – który urodził się w 26 tygodniu ciąży z waga 950 gram. W pierwszych tygodniach życia przeszedł sepsę, operację serca, nieskuteczną laseroterapię (retinopatia wcześniacza – efekt – brak widzenia w obu oczkach), miał posklejane pęcherzyki płucne, przeszedł 3 wylewy… Przeżył. Dziś do tych problemów doszedł autyzm. A za tym idzie brak komunikacji werbalnej. Wymagał i wymaga bardzo intensywnej rehabilitacji. I to nie rehabilitacji fundowanej przez nasza opiekę zdrowotną – lecz realizowaną z ciężko zarobionych przez mamę pieniędzy. Ba! Na dodatek rehabilitację nie „zapisywaną” na receptę – lecz poszukiwaną poprzez wszystkie możliwe źródła – rodzinę, znajomych, pana googla, stowarzyszenia, fundacje…

     

    Wszystko tylko i wyłącznie opłacane przez mamę – bez żadnej pomocy. Bo tak się udawało…
    Zgodnie z polskim prawem, gdy dziecko ma orzeczenie o niepełnosprawności mam prawo do różnych odliczeń od podatku (m.in. adaptacja mieszkania, pies przewodnik, sprzęt specjalistyczny itp.) – ale wykorzystałam następujące:
    • używanie samochodu osobowego, stanowiącego własność (współwłasność) podatnika mającego na utrzymaniu osobę niepełnosprawną zaliczoną do I lub II grupy inwalidztwa albo dzieci niepełnosprawne do lat 16, dla potrzeb związanych z koniecznym przewozem na niezbędne zabiegi leczniczo - rehabilitacyjne w wysokości nie przekraczającej w roku podatkowym 2011 (podobnie jak w latach ubiegłych) kwoty 2.280,00 zł.
    • odpłatność za pobyt na turnusie rehabilitacyjnym,
    • odpłatność za pobyt na leczeniu w zakładzie lecznictwa uzdrowiskowego, za pobyt w zakładzie rehabilitacji leczniczej, zakładach opiekuńczo – leczniczych i pielęgnacyjno – opiekuńczych oraz odpłatność za zabiegi rehabilitacyjne,
    • ulga na Internet (nie powiązana z niepełnosprawnością mojego dziecka)
    • ulga rodzinna na dziecko (nie powiązana z niepełnosprawnością mojego dziecka)
    Z niepełnosprawnością są jak wielu osobom wiadomo związane też takie „przywileje” jak brak opłacania abonamentu RTV czy taryfy socjalne na telefon stacjonarny czy miejsce dla osób niepełnosprawnych (ale z tego nie korzystam, gdyż moje dziecko potrafi się poruszać z pomocą dorosłego – inni są w większej potrzebie).
     

     

    Od lat miałam zwroty podatku… ale pierwszy raz w tym roku ten zwrot przekroczył 10 tysięcy złotych. Wynika to głównie z tego, że mój syn zaczął uczestniczyć w specjalnej – codziennej terapii prowadzonej przez pewien ośrodek – co nie jest tanie – ale skuteczne.
    Ważne jest to, że ten zwrot jest kwotą, która co roku pozwala mi na opłacenie obozu rehabilitacyjnego (dlatego tak się zawsze spieszę z rozliczeniem podatku) jak i wakacyjną opiekę specjalistycznych opiekunek. Niestety rok szkolny (niestety ze względu na opiekę) dziecka niepełnosprawnego wygląda identycznie jak dzieci zdrowych – więc są 2 miesiące wakacji, 2 tygodnie ferii, wiele świat i innych dni wolnych. Ja mam tylko 26 dni urlopu oraz 2 dni na opiekę na dziecko – jak każdy inny rodzic. Nie jestem w stanie zagwarantować opieki dziecku opierając się tylko na „urlopie”. Więc muszę „opłacić” dodatkowo opiekunki. Opiekunka z wykształceniem specjalistycznym – która sobie poradzi z autystykiem – to koszt 25 złotych za godzinę. Ale tego kosztu nie odliczam…
     

     

    A tegoroczny potencjalny zwrot podatku spowodował to, że poczułam się jak złodziej…
    Od marca tego roku mieszkam na Bielanach – do marca mieszkałam pod drugiej stronie Wisły. Aktualizacje zmiany miejsca zamieszkania składa do US Urząd Gminy w trakcie zmiany miejsca zameldowania – od tego roku. Nie trzeba składać dodatkowo formularza NIP 3.
    7 dni przed ustawowym dniem zwrotu podatku (3 miesiące od złożenia PIT do US) – zaniepokojona, tym, że to dziwne, że to tak długo w tym roku trwa i, że nawet US się do mnie nie odzywa – a nóż widelec coś źle wpisałam do PIT – poprosiłam osobę z rodziny, żeby podjechała na moje stare miejsce zamieszkania. Musiała się udać do administracji, żeby ta – zajrzała do mojej skrzynki pocztowej… Mieszkanie to nie zostało jeszcze udostępnione nowym lokatorom (czynszówka).


     

    Miałam dobre przeczucia. Okazało się, że w skrzynce było awizo z US. Oczywiście już było parę dni po terminie. Wiec udanie się po pismo do Urzędu Pocztowego nie miało sensu. Nie zastanawiając się długo – następnego dnia pojechałam do US.
    Był czwartek rano…
    Po odnalezieniu odpowiedniego pokoju – co okazało się nie zbyt trudne – i wytłumaczeniu, że nie wiem czy przychodzę w dobrym terminie, bo nie odebrałam pisma – bardzo miła Pani poinformowała mnie, że chciałaby zweryfikować tylko pewne dane. Poprosiła mnie o to, żebym przywiozła AKT URODZENIA dziecka – bo musi potwierdzić, że moje dziecko jest moje – skoro odliczam ulgę rodzinną na dziecko. Grzecznie odpowiedziałam, że przecież ja podałam w PIT PESEL swojego dziecka. Przecież US ma dostęp do bazy PESEL. Przecież ten PESEL jest wymagany w PIT, z tego powodu, żeby US mógł to sprawdzić. A ona stanowczo odpowiedziała, że musi być AKT URODZENIA ewentualnie LEGITYMACJA SZKOLNA dziecka. Pomyślałam sobie w duchu – z US kobieto kłócąc się nie wygrasz – nie ma co im wmawiać co mogą – wiedzą lepiej – jadę po AKT URODZENIA. W sumie zadowolona, ze tylko o to im chodzi. I że jeden egzemplarz aktu mam w domu. Westchnęłam jeszcze w duchu, że szkoda, że dzieci już nie są wpisane w dowód… bo ciągle wszyscy potrzebują aktów… i ciągle trzeba na nowo je załatwiać…
    Wracam po 1,5 godzinie… bo korki - i zaczyna się sajgon…
    Pani dziękuje mi za akt urodzenia…
    Ale… pyta mnie skąd mam samochód. Zdziwiona lekko skąd takie pytanie lecz zgodnie z prawda odpowiadam, że kupiłam na kredyt. A Pani na to, że to oznacza, że nie mogę odliczyć ulgi na dojazdy dziecka na zajęcia rehabilitacyjne. Bo Pani obok (obsługująca inne literki alfabetu) jej powiedziała, że samochód na kredyt to nie MÓJ samochód. Faktem jest, że w uwagach do odliczenia jest napisane, że nie mogę odliczać tej ulgi jeśli mam umowę użyczenia samochodu – ale nie ma słowa na temat kredytu. Wiec proszę o podstawę prawną. A pani mi wyciąga ulotkę drukowana dla „społeczeństwa”. Nie przepisu prawne – lecz jakaś ulotka. Tam napisane dokładnie te same słowa, co je wcześniej czytałam, o użyczaniu samochodu. A ja do Pani mówię – rozumiem, co jest tu napisane – lecz mój samochód to mój samochód - proszę zobaczyć mój dowód rejestracyjny – tam jest napisane, ze ja jestem właścicielem pojazdu. Nawet nie żaden bank! Pani delikatnie zaczerwieniona prosi o xero dowodu rejestracyjnego. Uznaje chyba, że mam rację. Punkt dla mnie.
     

     

    Naiwnie myślałam, że to koniec wyjaśnień. Pani zagląda w rubryki z moimi przychodami. A następnie z odliczeniami na rehabilitacje. I mówi: „To niemożliwe, żeby Pani tyle pieniędzy wydawała na rehabilitację (!!!!)”. Stwierdziłam nadal spokojnym tonem, że nie bardzo ja rozumiem. Ona na to – „nie da się tak żyć – tyle wydatków – z czego Pani żyje ?” Ja mowię jej, że to chyba nie jej sprawa – bo sobie radzę . Już tego jej nie powiedziałam, ale to kwestia organizacji budżetu. Nie mam wielkich potrzeb. Nie wyjeżdżam na wycieczki. Im mniej rzeczy mnie otacza tym czuje się lepiej. Z nałogów mogę wyliczyć fajki i książki, czasami wino… tata pozostawił mi niewielka chatę na wsi… a moje dziecko rozwijające się i usamodzielniające się jest moja największą radością w życiu. Ale pewnie to nie byłyby i tak jakiekolwiek argumenty dla Pani, bo natychmiast mnie zaatakowała. „Pani musi ukrywać jakieś dochody! Widzę, że Pani prowadziła kiedyś działalność gospodarczą – proszę o przywiezienie zaświadczenie o zamkniętej działalności gospodarczej.” Ale jak to – przecież 14 lat temu została zamknięta i podlegałam temu Urzędowi. Przecież wszystkie informacje macie. „Proszę przynieść zaświadczenie – bo jedni zamykają – odwieszają – zamykają i tego nie wpisują do PIT!” Już emocji nie kryję, wściekła pytam – czy to już wszystko. Słyszę odpowiedź – tak.
    No dobra – lecę na dół do innego okienka – dostaje info, że jutro będzie zaświadczenie… i na Bielany – żeby tam tez wydali mi takie zaświadczenie… na wszelki przypadek… że nie prowadzę działalności…
     

     

    Jestem w samochodzie – i nagle Pani do mnie dzwoni – ha! Czyli miała jednak do mnie numer telefonu i mogła zadzwonić kiedy nie odebrałam zawiadomienia z poczty… i informuje mnie, ze ma jeszcze kilka spraw!!!! Wracam! (płacę oczywiście za parking pod US).
    I słyszę – że Pani chce potwierdzenia od lekarza pierwszego kontaktu, że ta ilość rehabilitacji mojego syna jest niezbędna!!!!! Ha! Co ma do rehabilitacji lekarz pierwszego kontaktu (on nic nie wie!) – kiedy są od tego instytucje i ośrodki odrębne – które sugerują jaka rehabilitacja jest potrzebna… i nie ma czegoś takiego jak w przypadku stale niepełnosprawnego człowieka jak doraźna rehabilitacja – ciągle cos się pojawia – to nie jest choroba, która się leczy lekami…
    TOP, Synapsis, Kleks, Orzecznictwo np. w opinii napisali, że stała rehabilitacja sensoryczna, logopedyczna, społeczna jest istotna – jak to mierzyć co jest niezbędne?????
    A następnie Pani mówi, że dodatkowo prosi o potwierdzenie wszystkich przelewów na Internet i rehabilitacje mojego syna. I że, „prosi” o to natychmiast – bo kwestia zwrotu podatku się przeciągnie – o następne nawet 3 miesiące. Wrrrrrr….
    Dzwonie do banku i słyszę, że wydruki poszczególnych wyciągów z konta na poszczególnych klientów dostanę za 14 dni.
    Nie wytrzymałam. Mam znajomego prawnika. Błagam go o pomoc – co mam zrobić?
    On mnie pyta – czy chce walczyć – bo mam do tego prawo – mogę poprosić o artykuły, postanowienia, paragrafy i wizytę u Naczelnika tez mogę sobie załatwić…. Ale to wszystko powoduje przedłużenie w czasie… i, że on ma inna na nich metodę.
    Mówi mi tak: Idź do banku i poproś o wydruk wszystkich Twoich transakcji z ostatniego – rozliczanego roku (choć to koszt). Weź ze sobą całą medyczną dokumentację syna – wszystko co masz – nie segreguj, nie wyciągaj, wszystko….
    Piątek przed południem… Po nieprzespanej nocy pojawiłam się w US.
    Zaświadczenie o braku prowadzenia działalności gospodarczej odebrałam wcześniej. Moja ulubiona Pani bez słowa wpisała do protokołu, że dostarczyłam wymagane informacje.

     

    Oczywiście mogłam widzieć to co Pani pisze na swoim komputerze. Jednak ciekawe jest to, ze pisała mój protokół na protokole innego pana – którego nazwisko, dochody, miejsce zamieszkania, jego spowiedź podatkową widziałam. Pewnie osoba spowiadająca się po mnie widziała moje dane… taka to ochrona danych osobowych…
    Poprosiła mnie o resztę dokumentów. Z uśmiechem położyłam przed Panią wydruk (ponad 40 stron) wyciągu bankowego – i powiedziałam, że tu są wszystkie wpłaty i na rehabilitacje i za Internet. Tylko trzeba sobie poszukać tych kontrahentów poszukać. Pani spojrzała na pierwsze dwie strony. Odpuściła sobie weryfikacje. Wpisała do protokołu, że przedstawiłam dowody wpłat na taka i taka kwotę – biorąc ja z mojego zeznania podatkowego.
    Następnie położyłam przed nią kilka teczek dokumentacji medycznej – wtrącając zdanie, że tu są zalecenia specjalistyczne dotyczące rehabilitacji mojego dziecka. Pani chciała zrobić xero. Powiedziałam – przepraszam – ale ta dokumentacja jest tylko do wglądu – bo to dane wrażliwe i nie ma prawa nawet US do robienia kopii. Pani wymiękła. Kolejny punkt dla mnie…
    I bez słowa – zakończyła sporządzanie protokołu…


     

    Dała mi go do podpisania, z klauzulą, że cała kontrola była w „miłej atmosferze”. Byłyśmy w tym momencie same w pokoju. Przeprosiła mnie – tłumacząc się, że od niedawna tu pracuje – i że jest pod kontrola innych pań (które wyszły na kawe pewnie z pokoju) i prosiła błagalnie o podpisanie TEGO oświadczenia… Poinformowała mnie, że jak „góra” nie będzie się czepiać, to kasę dostane w przeciągu 2 dni roboczych… I tak się stało…
     

     

    Miałam prawnika – i doświadczenie w konfrontacjach z urzędami… Ale ile osób, które są w podobnej sytuacji wycofa się z tego i tamtego, żeby mieć święty spokój. Albo uznają „mądrość” Pan z US i uznają, że coś źle zrobiły, wpisały… I dlatego, że każda złotówka jest ważna – wiec lepiej wziąć cokolwiek. Albo, bo się boją jakiejś kary, bo US jest WIELKI…
    I wiem, że ludzie doświadczeni przez los, kładą uszy po sobie, bo nie maja siły już walczyć… choć im się niby należy i są uczciwi… i walczą nie o kasę na swoje przyjemności tylko godne życie swoich bliskich… I tylko westchną z bezsilności - jak zobaczą w TV tych cwaniaków co im się upiekło… A dla świata, w którym żyją - to, że chcą tylko wziąć co ustawowo im się należy - to większe przestępstwo niż zbijanie fortun na naiwności ludzi… dlaczego?
     

     

    ***

     

    No właśnie - dlaczego?


Listopad 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
        01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30  

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj