Utworzono: 2012-08-27
Matka kontra Urząd Skarbowy
Zwykle mamy_oko sama pisze notki na blogu, ale tym razem udostępniam swój blog mamie, która nadesłała do redakcji swoją historię. Warto przeczytać, choćby dlatego, żeby się dowiedzieć, że ze skarbówką można wygrać.
Nazwisko autorki jest redakcji znane. A historia dotyczy Urzędu Skarbowego Praga Północ w Warszawie. Co nie znaczy, że nie mogłaby się wydarzyć nigdzie indziej.
***
Nigdy nie spodziewałam się , że spotka mnie taka sytuacja, że poczuję się niczym najgorszy oszust tym kraju… Ha! Dziś mnie tym bardziej wścieka afera Amber Gold… bo Marcina P. jakoś nie zaatakował Urząd Skarbowy – choć łamał ewidentnie przepisy podatkowe… a mnie?
Jestem mamą chłopca – który urodził się w 26 tygodniu ciąży z waga 950 gram. W pierwszych tygodniach życia przeszedł sepsę, operację serca, nieskuteczną laseroterapię (retinopatia wcześniacza – efekt – brak widzenia w obu oczkach), miał posklejane pęcherzyki płucne, przeszedł 3 wylewy… Przeżył. Dziś do tych problemów doszedł autyzm. A za tym idzie brak komunikacji werbalnej. Wymagał i wymaga bardzo intensywnej rehabilitacji. I to nie rehabilitacji fundowanej przez nasza opiekę zdrowotną – lecz realizowaną z ciężko zarobionych przez mamę pieniędzy. Ba! Na dodatek rehabilitację nie „zapisywaną” na receptę – lecz poszukiwaną poprzez wszystkie możliwe źródła – rodzinę, znajomych, pana googla, stowarzyszenia, fundacje…
Wszystko tylko i wyłącznie opłacane przez mamę – bez żadnej pomocy. Bo tak się udawało… Zgodnie z polskim prawem, gdy dziecko ma orzeczenie o niepełnosprawności mam prawo do różnych odliczeń od podatku (m.in. adaptacja mieszkania, pies przewodnik, sprzęt specjalistyczny itp.) – ale wykorzystałam następujące: • używanie samochodu osobowego, stanowiącego własność (współwłasność) podatnika mającego na utrzymaniu osobę niepełnosprawną zaliczoną do I lub II grupy inwalidztwa albo dzieci niepełnosprawne do lat 16, dla potrzeb związanych z koniecznym przewozem na niezbędne zabiegi leczniczo - rehabilitacyjne w wysokości nie przekraczającej w roku podatkowym 2011 (podobnie jak w latach ubiegłych) kwoty 2.280,00 zł. • odpłatność za pobyt na turnusie rehabilitacyjnym, • odpłatność za pobyt na leczeniu w zakładzie lecznictwa uzdrowiskowego, za pobyt w zakładzie rehabilitacji leczniczej, zakładach opiekuńczo – leczniczych i pielęgnacyjno – opiekuńczych oraz odpłatność za zabiegi rehabilitacyjne, • ulga na Internet (nie powiązana z niepełnosprawnością mojego dziecka) • ulga rodzinna na dziecko (nie powiązana z niepełnosprawnością mojego dziecka) Z niepełnosprawnością są jak wielu osobom wiadomo związane też takie „przywileje” jak brak opłacania abonamentu RTV czy taryfy socjalne na telefon stacjonarny czy miejsce dla osób niepełnosprawnych (ale z tego nie korzystam, gdyż moje dziecko potrafi się poruszać z pomocą dorosłego – inni są w większej potrzebie).
Od lat miałam zwroty podatku… ale pierwszy raz w tym roku ten zwrot przekroczył 10 tysięcy złotych. Wynika to głównie z tego, że mój syn zaczął uczestniczyć w specjalnej – codziennej terapii prowadzonej przez pewien ośrodek – co nie jest tanie – ale skuteczne. Ważne jest to, że ten zwrot jest kwotą, która co roku pozwala mi na opłacenie obozu rehabilitacyjnego (dlatego tak się zawsze spieszę z rozliczeniem podatku) jak i wakacyjną opiekę specjalistycznych opiekunek. Niestety rok szkolny (niestety ze względu na opiekę) dziecka niepełnosprawnego wygląda identycznie jak dzieci zdrowych – więc są 2 miesiące wakacji, 2 tygodnie ferii, wiele świat i innych dni wolnych. Ja mam tylko 26 dni urlopu oraz 2 dni na opiekę na dziecko – jak każdy inny rodzic. Nie jestem w stanie zagwarantować opieki dziecku opierając się tylko na „urlopie”. Więc muszę „opłacić” dodatkowo opiekunki. Opiekunka z wykształceniem specjalistycznym – która sobie poradzi z autystykiem – to koszt 25 złotych za godzinę. Ale tego kosztu nie odliczam…
A tegoroczny potencjalny zwrot podatku spowodował to, że poczułam się jak złodziej… Od marca tego roku mieszkam na Bielanach – do marca mieszkałam pod drugiej stronie Wisły. Aktualizacje zmiany miejsca zamieszkania składa do US Urząd Gminy w trakcie zmiany miejsca zameldowania – od tego roku. Nie trzeba składać dodatkowo formularza NIP 3. 7 dni przed ustawowym dniem zwrotu podatku (3 miesiące od złożenia PIT do US) – zaniepokojona, tym, że to dziwne, że to tak długo w tym roku trwa i, że nawet US się do mnie nie odzywa – a nóż widelec coś źle wpisałam do PIT – poprosiłam osobę z rodziny, żeby podjechała na moje stare miejsce zamieszkania. Musiała się udać do administracji, żeby ta – zajrzała do mojej skrzynki pocztowej… Mieszkanie to nie zostało jeszcze udostępnione nowym lokatorom (czynszówka).
Miałam dobre przeczucia. Okazało się, że w skrzynce było awizo z US. Oczywiście już było parę dni po terminie. Wiec udanie się po pismo do Urzędu Pocztowego nie miało sensu. Nie zastanawiając się długo – następnego dnia pojechałam do US. Był czwartek rano… Po odnalezieniu odpowiedniego pokoju – co okazało się nie zbyt trudne – i wytłumaczeniu, że nie wiem czy przychodzę w dobrym terminie, bo nie odebrałam pisma – bardzo miła Pani poinformowała mnie, że chciałaby zweryfikować tylko pewne dane. Poprosiła mnie o to, żebym przywiozła AKT URODZENIA dziecka – bo musi potwierdzić, że moje dziecko jest moje – skoro odliczam ulgę rodzinną na dziecko. Grzecznie odpowiedziałam, że przecież ja podałam w PIT PESEL swojego dziecka. Przecież US ma dostęp do bazy PESEL. Przecież ten PESEL jest wymagany w PIT, z tego powodu, żeby US mógł to sprawdzić. A ona stanowczo odpowiedziała, że musi być AKT URODZENIA ewentualnie LEGITYMACJA SZKOLNA dziecka. Pomyślałam sobie w duchu – z US kobieto kłócąc się nie wygrasz – nie ma co im wmawiać co mogą – wiedzą lepiej – jadę po AKT URODZENIA. W sumie zadowolona, ze tylko o to im chodzi. I że jeden egzemplarz aktu mam w domu. Westchnęłam jeszcze w duchu, że szkoda, że dzieci już nie są wpisane w dowód… bo ciągle wszyscy potrzebują aktów… i ciągle trzeba na nowo je załatwiać… Wracam po 1,5 godzinie… bo korki - i zaczyna się sajgon… Pani dziękuje mi za akt urodzenia… Ale… pyta mnie skąd mam samochód. Zdziwiona lekko skąd takie pytanie lecz zgodnie z prawda odpowiadam, że kupiłam na kredyt. A Pani na to, że to oznacza, że nie mogę odliczyć ulgi na dojazdy dziecka na zajęcia rehabilitacyjne. Bo Pani obok (obsługująca inne literki alfabetu) jej powiedziała, że samochód na kredyt to nie MÓJ samochód. Faktem jest, że w uwagach do odliczenia jest napisane, że nie mogę odliczać tej ulgi jeśli mam umowę użyczenia samochodu – ale nie ma słowa na temat kredytu. Wiec proszę o podstawę prawną. A pani mi wyciąga ulotkę drukowana dla „społeczeństwa”. Nie przepisu prawne – lecz jakaś ulotka. Tam napisane dokładnie te same słowa, co je wcześniej czytałam, o użyczaniu samochodu. A ja do Pani mówię – rozumiem, co jest tu napisane – lecz mój samochód to mój samochód - proszę zobaczyć mój dowód rejestracyjny – tam jest napisane, ze ja jestem właścicielem pojazdu. Nawet nie żaden bank! Pani delikatnie zaczerwieniona prosi o xero dowodu rejestracyjnego. Uznaje chyba, że mam rację. Punkt dla mnie.
Naiwnie myślałam, że to koniec wyjaśnień. Pani zagląda w rubryki z moimi przychodami. A następnie z odliczeniami na rehabilitacje. I mówi: „To niemożliwe, żeby Pani tyle pieniędzy wydawała na rehabilitację (!!!!)”. Stwierdziłam nadal spokojnym tonem, że nie bardzo ja rozumiem. Ona na to – „nie da się tak żyć – tyle wydatków – z czego Pani żyje ?” Ja mowię jej, że to chyba nie jej sprawa – bo sobie radzę . Już tego jej nie powiedziałam, ale to kwestia organizacji budżetu. Nie mam wielkich potrzeb. Nie wyjeżdżam na wycieczki. Im mniej rzeczy mnie otacza tym czuje się lepiej. Z nałogów mogę wyliczyć fajki i książki, czasami wino… tata pozostawił mi niewielka chatę na wsi… a moje dziecko rozwijające się i usamodzielniające się jest moja największą radością w życiu. Ale pewnie to nie byłyby i tak jakiekolwiek argumenty dla Pani, bo natychmiast mnie zaatakowała. „Pani musi ukrywać jakieś dochody! Widzę, że Pani prowadziła kiedyś działalność gospodarczą – proszę o przywiezienie zaświadczenie o zamkniętej działalności gospodarczej.” Ale jak to – przecież 14 lat temu została zamknięta i podlegałam temu Urzędowi. Przecież wszystkie informacje macie. „Proszę przynieść zaświadczenie – bo jedni zamykają – odwieszają – zamykają i tego nie wpisują do PIT!” Już emocji nie kryję, wściekła pytam – czy to już wszystko. Słyszę odpowiedź – tak. No dobra – lecę na dół do innego okienka – dostaje info, że jutro będzie zaświadczenie… i na Bielany – żeby tam tez wydali mi takie zaświadczenie… na wszelki przypadek… że nie prowadzę działalności…
Jestem w samochodzie – i nagle Pani do mnie dzwoni – ha! Czyli miała jednak do mnie numer telefonu i mogła zadzwonić kiedy nie odebrałam zawiadomienia z poczty… i informuje mnie, ze ma jeszcze kilka spraw!!!! Wracam! (płacę oczywiście za parking pod US). I słyszę – że Pani chce potwierdzenia od lekarza pierwszego kontaktu, że ta ilość rehabilitacji mojego syna jest niezbędna!!!!! Ha! Co ma do rehabilitacji lekarz pierwszego kontaktu (on nic nie wie!) – kiedy są od tego instytucje i ośrodki odrębne – które sugerują jaka rehabilitacja jest potrzebna… i nie ma czegoś takiego jak w przypadku stale niepełnosprawnego człowieka jak doraźna rehabilitacja – ciągle cos się pojawia – to nie jest choroba, która się leczy lekami… TOP, Synapsis, Kleks, Orzecznictwo np. w opinii napisali, że stała rehabilitacja sensoryczna, logopedyczna, społeczna jest istotna – jak to mierzyć co jest niezbędne????? A następnie Pani mówi, że dodatkowo prosi o potwierdzenie wszystkich przelewów na Internet i rehabilitacje mojego syna. I że, „prosi” o to natychmiast – bo kwestia zwrotu podatku się przeciągnie – o następne nawet 3 miesiące. Wrrrrrr…. Dzwonie do banku i słyszę, że wydruki poszczególnych wyciągów z konta na poszczególnych klientów dostanę za 14 dni. Nie wytrzymałam. Mam znajomego prawnika. Błagam go o pomoc – co mam zrobić? On mnie pyta – czy chce walczyć – bo mam do tego prawo – mogę poprosić o artykuły, postanowienia, paragrafy i wizytę u Naczelnika tez mogę sobie załatwić…. Ale to wszystko powoduje przedłużenie w czasie… i, że on ma inna na nich metodę. Mówi mi tak: Idź do banku i poproś o wydruk wszystkich Twoich transakcji z ostatniego – rozliczanego roku (choć to koszt). Weź ze sobą całą medyczną dokumentację syna – wszystko co masz – nie segreguj, nie wyciągaj, wszystko…. Piątek przed południem… Po nieprzespanej nocy pojawiłam się w US. Zaświadczenie o braku prowadzenia działalności gospodarczej odebrałam wcześniej. Moja ulubiona Pani bez słowa wpisała do protokołu, że dostarczyłam wymagane informacje.
Oczywiście mogłam widzieć to co Pani pisze na swoim komputerze. Jednak ciekawe jest to, ze pisała mój protokół na protokole innego pana – którego nazwisko, dochody, miejsce zamieszkania, jego spowiedź podatkową widziałam. Pewnie osoba spowiadająca się po mnie widziała moje dane… taka to ochrona danych osobowych… Poprosiła mnie o resztę dokumentów. Z uśmiechem położyłam przed Panią wydruk (ponad 40 stron) wyciągu bankowego – i powiedziałam, że tu są wszystkie wpłaty i na rehabilitacje i za Internet. Tylko trzeba sobie poszukać tych kontrahentów poszukać. Pani spojrzała na pierwsze dwie strony. Odpuściła sobie weryfikacje. Wpisała do protokołu, że przedstawiłam dowody wpłat na taka i taka kwotę – biorąc ja z mojego zeznania podatkowego. Następnie położyłam przed nią kilka teczek dokumentacji medycznej – wtrącając zdanie, że tu są zalecenia specjalistyczne dotyczące rehabilitacji mojego dziecka. Pani chciała zrobić xero. Powiedziałam – przepraszam – ale ta dokumentacja jest tylko do wglądu – bo to dane wrażliwe i nie ma prawa nawet US do robienia kopii. Pani wymiękła. Kolejny punkt dla mnie… I bez słowa – zakończyła sporządzanie protokołu…
Dała mi go do podpisania, z klauzulą, że cała kontrola była w „miłej atmosferze”. Byłyśmy w tym momencie same w pokoju. Przeprosiła mnie – tłumacząc się, że od niedawna tu pracuje – i że jest pod kontrola innych pań (które wyszły na kawe pewnie z pokoju) i prosiła błagalnie o podpisanie TEGO oświadczenia… Poinformowała mnie, że jak „góra” nie będzie się czepiać, to kasę dostane w przeciągu 2 dni roboczych… I tak się stało…
Miałam prawnika – i doświadczenie w konfrontacjach z urzędami… Ale ile osób, które są w podobnej sytuacji wycofa się z tego i tamtego, żeby mieć święty spokój. Albo uznają „mądrość” Pan z US i uznają, że coś źle zrobiły, wpisały… I dlatego, że każda złotówka jest ważna – wiec lepiej wziąć cokolwiek. Albo, bo się boją jakiejś kary, bo US jest WIELKI… I wiem, że ludzie doświadczeni przez los, kładą uszy po sobie, bo nie maja siły już walczyć… choć im się niby należy i są uczciwi… i walczą nie o kasę na swoje przyjemności tylko godne życie swoich bliskich… I tylko westchną z bezsilności - jak zobaczą w TV tych cwaniaków co im się upiekło… A dla świata, w którym żyją - to, że chcą tylko wziąć co ustawowo im się należy - to większe przestępstwo niż zbijanie fortun na naiwności ludzi… dlaczego?
***
No właśnie - dlaczego?
Listopad 2024 | ||||||
PN | WT | ŚR | CZ | PT | SO | ND |
01 | 02 | 03 | ||||
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?
Zobacz wyniki ankiety, skomentuj
Ulubione spodnie dzieci? Wiadomo, że dresy! Dzieci mają tu upodobania zbieżne z...
toja51 | 27-08-2012 17:48:32 | zgłoś naruszenie