Witajcie dziewczyny!!!
Ślicznie dziękujemy na gratulacje i życzonka
Hexwort gratulacje!!!
Od wczoraj jesteśmy juz w domku. Jestem strasznie szczęśliwa
))
Opowiem Wam jak to u mnie było
Jak pisałam we wtorek byliśmy w szpitalu, bo nie czułam ruchów małej. Sprawdzili,że jest ok i kazali przyjechać jak będą regularne skurcze. Skurczyki były całą noc, ale takie okresowe, przebudzałam się w nocy. Rano w środę wstałam, ogarnęłam się i poszłam na spacer z psem. Spotkałam sąsiadkę (też w ciąży) i tak sobie rozmawiałyśmy. Odeszłam kawałek i poczułam jak coś ciepłego ze mnie wyleciało...Chciałam się nachylić i sprawdzić czy widać (myślałam, że to śluz) i wtedy poleciało konkretnie
Całe spodnie zalane. Sąsiadka to zauważyła i dawaj ze mną do domu ( m był w pracy). Zadzwoniłam do m i wzięłam prysznic, goląc się jak się później okazało w kratkę, bo poprawiała położna w szpitalu
Po godzinie podjechałyśmy samochodem (ja prowadziłam
po mojego m, wcześniej robiąc sobie zdjęcia na pamiątkę i śmiejąc się z sytuacji. Skurcze były słabiutkie-okresowe.
Dojechaliśmy z m do szpitala (mi cały czas humor dopisywał, on się denerwował
Wody cały czas się ze mnie wylewały (ile tego może tam być?!) Przyjęli mnie na patologię ciąży , gdzie mieliśmy czekać na rozwój akcji.
Zaznaczam, że mnie żaden czop nie odchodził szybciej, dopiero razem z wodami i żółty, bez krwi. A wody były czyste.
Dostałam 3x antybiotyk dożylnie ze wzg na odejście wód (mała już nie była chroniona, więc profilaktycznie dają antyb).
Do godz.21 akcja się rozkręciła...zaczynało boleć coraz bardziej.Niestety na porodówce NIE BYŁO MIEJSC (!) więc chodziłam ze skurczami co 3 min sama (m nie mógł wejść na patologię). Ból okropny, chodziłam na czworakach, za co zbeształa mnie położna (jędza ). O 3 w nocy zwolniło się miejsce na porodówce, więc razem z m pojechaliśmy rodzić...Skurcze już odbierały mi świadomość.. Od 3 do 7 byliśmy praktycznie sami na sali, czasem ktoś zaglądał (horror, bo ja nie wiedziałam co mam robić..) M dzielnie mnie wspierał, przypominał o oddychaniu (zapomina się o tym) , trzymał za rękę i dodawał sił. Prosiłam położną aby ze mną została bo czuję parte...a ona, że jak poczuję parcie na kupkę lub siku to mam sobie poprzeć...(!) i poszła. Już myślałam , że nigdy się to nie skończy. I wtedy o 7 była zmiana personelu...i pojawił się ANIOŁ. Położna z darem, położna której życzę wszystkim. W 35 min wzięła mnie w obroty, instruowała, dodawała sił i dopingowała, gdy traciłam już przytomność i siły by przeć (parłam już od 2 godzin!). Nie dość, że dzięki niej w końcu urodziłam, to słuchałam jej jak zaczarowana (taki miała dar) i ocaliła mi krocze!! Nie pękłam, nie nacięła!! Wyszłam bez szwanku i dzisiaj nie pamiętam i nie czuję, że rodziłam...Cud babka. Gdyby była wcześniej, urodziłabym pewnie w kilka a nie kilkanaście godzin.
Uczucie jak położyli mi małą na brzuszku nie do opisania....radość, euforia, szczęście...ach! Tatuś nagrał dyktafonem pierwszy krzyk
Robił zdjęcia już po porodzie - badanie małej etc. Super pamiątka. Monisia ważyła 3610 g, 58 cm i w każdej ocenie dostała 10 pkt. Od razu była różowiutka
Dotleniona bo oddychałam napominana ciągle ;p
W szpitalu byłyśmy 2 doby, wszystko z nami ok. Mała ładnie je, choć jest silna i zachłanna...więc mam poharatane sutki (boli ale walczę z bólem, myślę, że się zahartują). Mam nawał pokarmu, staram się ogarnąć. Dzisiaj pierwsi goście...
Tatuś totalnie zakochany w córeczce!!! Wiecie tak naprawdę i szczerze.Ciągle nas przytula i mówi jak kocha.Miło.Chętnie też się zajmuje małą. Ja zapominam o tym co było, mam teraz moje szczęście
)
Trzymam kciuki za Was dziewczyny. Obyście miały krótsze i mniej bolesne porody ;p
[link widoczny po zalogowaniu]
[link widoczny po zalogowaniu]