witajcie dziewczyny!
Jestem zła bo net mi się wyłączył a nie zapisałam swojego referatu który nabazgrałam dla was....;/ no ale zaczynam od nowa;p
A więc chciałabym wam opowiedzieć moja historię jak to było gdy ja chciałam mieć bobaska. Pierwszą córkę urodziłam 5 lat temu. Dwa lata temu postanowiliśmy z nowym obecnym partnerem starania o drugie maleństwo. Oczywiście wszystko było na dobrej drodze póki nie pojawiał się okres. Zaczęłam wariować. Kupowałam testy ciążowe, które miałam jeden na drugim poukładane w łazience na półce, żeby były pod ręka. Mój facet zaczał czuć się jak maszyna. Coś w stlu zrób swoje i tyle. Takie mechaniczne to zaczeło wszystko być. Wariowałam chodziłam do elkarzy jeden drugi trzeci czytałam dużo na forach szukałam w necie w poradniach, robiłam badania niby wszystko było ok póki nie trafiłam do jednego doktorka, który oprócz moich dwóch guzów w macicy po porodzie (miałam cesarkę) okazało się, że pojawił mi się jeszcze jeden na jajniku. Próbowałam to leczyć zmieniłam styl dnia, zaczełam lepiej się odżywiać na siłę mi i partnerowi podawać zestawy witamin, do pracy pakowałam mu więcej owoców zdrowsze sniadania. Mniej kawy i fajek. Ale to nadal było za mało. Po zrobieniu po raz kolejny badań doszłam do wniosku, że ja już zrobiłam wszystko co tylko mogłam i wychodzi na to że mogę mieć jednak kolejne dziecko. I na głowę wjechał mi natłok myśli, żal, gniew, irytacja że to jego wina. I poszukiwania od początku. Kliniki, koszty, badania, gdzie co jak dlaczego, po co za ile. Chciałam go wysłac na badania jakości nasienia do poczecia dziecka. Jednak stwierdził że na głowe dostałam i nigdzie nie pójdzie póki ciśnienie na dziecko mi nie zejdzie. W końcu zaczełam odpuszczać ale nie tak do końca bo co pojawiała się data okresu modliłam się mając test ciążowy pod ręką, że jednak okres nie nadejdzie. Zawsze nadchodził;/ Dopiero w tamtym roku w październiku wszystko się zmieniło. Mieliśmy przeprowadzkę. Musiałam ogarnąć stare i nowe mieskzanie. Malowanie szpachlowanie, układanie, zakupy, jeżdżenie wicie gniazdka. Gdy na koniec listopada trochę odetchnęliśmy porozmawialiśmy szczrze i spokojnie przy jednej z romantycznych kolacji że skoro nie wychodzi to zostaniemy przy jednym dziecku, że najwidoczniej tak nam było pisane i tak musi być. Więc w domu zniknęły romzowy o dziecko chyba że córcia zadała pytanie czy będzie miała kieyds braciszka lub siostrzyczkę. Trochę nam smutno było gdy odpowiadaliśmy jej że niestety ale nie. Jednak z drugiej strony totalna rezygnacja przyszedł grudzień święta, gotowanie sprzątanie zajęta głowa od rana do nocy wyjazdy rodzina... wszystko na głowie. Przyszedł sylwester więc chcieliśmy w przyjeny sposób zakończyc stary roczek. Bez jakiegokolwiek podtekstu myśleniowego, że może coś z tego wyjdzie.
Nadszedł lodowaty styczeń....
Jakoś tak po 4 dniach od dnia wskazanego okresu zoriętowałam się, że go nie mam. Pomyślałam sobie, ze pewnie znowu jakś infekcja albo zapalenie czy coś. Udałam się do apteki powiedziałam co i jak i babka dała mi test ciążowy wysmiałamją bo powiedziałam jej że to raczej się nie przyda, bo od dwóch lat nic nie wychodzi. Gdy spojrzała na mnie podejrzliwie i zapytała Czy aby napewno??? Zaczełam wątpić w siebie. oszłam do domu zrobiłam test odstawiłam go bez żadnych uczuć totalna obojętność i delikatnie pojawiła się druga kreska. Na początku myślałam, że światło może jakoś źle pada że tak widać. Ale gdy zrobiła się wyraźna ciemna różowa nadeszła panika i nie dowierzanie. jak to możliwe? Dwa lata i nic a tutaj jednak coś!!! Po 5 minutach doszłam do siebie i zaczęłam szukać gdzieś jakiegoś gina. Po dwóch dniach wepchałam się w kolejkę do gina na potwierdzenie. Okazało się że tak. DOstałam zdjecie na którym widać było taki mały balonik coś w stylu kociej łezki. Dopiero wtedy do mnie po części doszło że się udało całkiem niespodziewanie.
Opisując dziewczyny tą historię broń boże nie chciałam was zdołować. Chciałąm wam pokazać w słowach, że wszystko w kobietach cała ciąża zaczyna się w głowie.
Zapytałam kiedyś lekarza dlaczego właśnie tak właśnie teraz a nie wcześniej. Odpowiedział mi, że zrezygnowałam totalnie z tego. Że problem u 90% kobiet, które mają już dziecko a starają się o kolejne problem lezy głowie w przysadka mózgowa wysyła zły sygnał do jajników, przez co nie dochodzi do zapłodnienia.
Piszę o tym dlatego żeby was podtrzymać na duchu, kobiety, które jak ja kiedys płakałam w poduszkę, modliłam sie wariowałam jak idiotka żeby tylko dopiąć swego, pamiętajcie że wszystko ma swoje miejsce i czas.
Wierzę w was!!!! Bo kto da radę jak nie wy???!!!
Pozdrawiam wszystkie bardzo serdecznie. Wiem, że nie w e wszystkich przypadkach jest tak, że to właśnie to jest przyczyną lecz jednak zostaje te 10% gdzie trzeba wykonać badania. Pamiętajcie kobiety badajciesię regularnie piszcie komentujcie mój wpis pozytywnie lub negatywie. MOże okazać się, że stworzymy prawdziwą grupę wzajemnego wsparcia i coraz więcej kobietek będzie podtrzymywać na duchu przyszłe mamusie oczekujące na zajście. Zacznijmy od wyleczenia duszy, byście później mogły wyleczyć swoje ciała
Pozdrawiam wszystkie przyszłe mamusie
[link widoczny po zalogowaniu]
[link widoczny po zalogowaniu]