Witam,
nie wiem czy jeszcze ktos tu zagląda, ale nie wiem co mam ze sobą zrobic... postanowiłam tu sie wypłakac...
W piątek poroniłam. to był 8tc. moja 3cia ciąza. Pierwszą straciłam w 18t... Druga szczesliwa ( 2 pobyty w szpitalu, masa leków...) -synek ma 3lata
Czułam sie jak "nie w ciązy" czyli bardzo dobrze, inaczej niz w 2 poprzednich. cieszyłam sie, ze tym razem po prostu bedzie inaczej - nagroda za tamte niedogodnosci ( non stop mdłosci, wymioty, bole zołądka, zaparcia itp..) Jedynie piersi mnie bolały... no i jakies 5 testów z 2 kreseczkami.
W srodę zobaczyłam rózowy sluz na papierze... przestraszyłam sie, ale bardzo wierzyłam, ze to tylko jakies naczynko pękło ( moze z wysiłku), bo nie bolał mnie brzuch. nastepnego dnia to samo.... przelezałam prawie całe te dni... dopiero w piątek wieczorem zobaczyłam ciemną krew...
przeczuwałam najgorsze. zadzwoniłam do kolezanki - przed wyjsciem z domu poszłam ostatni raz do toalety i... wtedy ( wg mnie) to sie stało... nie łudziłam sie, ze sie myslę... teraz chciałam juz tylko, zeby zbadał mnie ginekolog. stwierdził jaka jest sytuacja, czy musze miec łyzeczkowanie...
Niestety ( dla mnie) mieszkam w Norwegii... Droga do tego usg trwała dobre 5H!!!!
(
odsyłano nas z miejsca na miejsce. Tu nikt sie nie przejmuje tak wczesną ciaża. leki zaczynaja podawac po 24tc!
Okazało sie, ze musze najpierw odbyc wizyte u lekarza ginekologa, zeby mnie w szpitalu zbadali! paranoaja jakas! u lekarza, ktory tylko bada brzuch przez ucisk! ktory w gabinecie nie posiada zadnego sprzetu, nie ma usg! wszedzie godziny oczekiwania! mierzenie cisnienia i pobieranie litrów krwi ( osłabili mnie bardzo, prawie odpływałam :/). powrót z powrotem na pogotowie gdzie znów czekamy 2h na lekarza ginekologa, bo ... jest zajęta. I... w koncu wyrok
( w macicy oczywiscie juz nic nie ma, wiec istnieje podejrzenie ciazy pozamacicznej.... ale ja doskonale wiem, ze moje dziecko "wpadło" do domowej toalety .......
kolejne pobranie krwi, żeby sparwdzic czy hormon spada ( za kilka dni znow musze isc)....i w koncu moge wrocic do domu, do synka ktory pyta dlaczego nie ma juz naszej dzidzi... tak czekał, powtarzał, ze jest starszym bratem....
To juz drugi raz ... ja nie mam juz siły...tak bardzo chciałam tego dziecka, tak czekałam... Starałam sie nie przyciagac złych mysli, nie panikowac.... brałam Duphaston, witaminy... nie wiem czy jeszcze kiedys znajde siłę by przechodzic ciaze jeszcze raz. czy strach mi pozwoli....
Teraz jedynie syn jest moja pociechą i nadzieją....
Mąz udaje, ze nic sie nie stało, ze sie uodpornił.... trafiają do niego argumenty, ze tak miało byc, ze nic nie moglismy zrobic, ale lepiej teraz niz pozniej ( tak jak poprzednio)... przykro mi tym bardziej, ze nawet mnie nie przytulił, nie dał sie wypłakac...
każde z nas przezywa to w samotnosci, bo nie wierzę, ze tak łatwo sobie z tym poradził....