-
Utworzono: 2010-02-02
Pieszy spacer!
Była piękna pogoda, więc wybraliśmy się dziś całą rodzinką na spacerek. Po jakimś czasie jazda saneczkami znudziła się Bartkowi i chciał z nich zejść. Postawiłam go na śniegu, a synek bez problemu sobie maszerował. Poszedł w stronę drogi, po nierównym podłożu. Razem z mężem wołaliśmy go, żeby się wrócił - ale do niego nic nie docierało - szedł dalej. Potem skręcił w duży śnieg i się przewrócił na pupkę. Chwila - moment i się sam podniósł i w drogę.
Wędrował tak ponad pół godzinki i co dziwne dobrze trzymał równowagę (co wcześniej mu się nie zdarzało), zaliczył tylko 2 upadki, z którymi bez problemu sobie poradził. Jestem z niego bardzo DUMNA.......
-
Utworzono: 2010-02-02
Wspomnienie PORODU...
Dziś tak sobie siedzę i wspminam swój poród, gdyż to dziś mija rok od tamtych wydarzeń......
A mianowicie bya to końcówka 39 tygodnia ciąży, termin miałam ustalony na 10 lutego. Nic nie wskazywało na to, że urodzę wcześniej choć juz miałam dość tej ciąży i marzłam tylko by juz ją zakończyć i tulić swojego synka. Dnia 1 lutego 2009 (niedziela) pojechaliśmy z mężem na obiad do teściów, posiedzieliśmy sobie u nich az do wieczora. Każdy mi mówił, że mam bardzo wielki brzuch i widać, ze się obniżył - też to zauważyłam bo lepiej mi się oddychało. Kiedy już wróciliśmy do domu to jeszcze obejrzeliśmy z mężem jakieś 2 filmy na komputerze. Gdzieś koło godziny 23 zaczął mnie dziwnie pobolewać brzuch i zaczełam się źle czuć. Potem zaczełam mieć co kilka minut skurcze, które mnie bardzo bolały (miałam i mam @ bezbolesne, więc nigdy nie miałam doczynienia z takim bólem). Poszłam do łazienki i tam zobaczyłam, ze mam na wkładce coś galaretowatego lekko podbariwonego krwią. Przestraszyłam się co nie miara i jednocześnie miałam świadomość, że to już się zaczeło. Mąż mnie cały czas uspokajał i zaproponował, żebym się trochę zdrzemneła, a jak skurcze będą bardziej regularne to pojedziemy wtedy do szpitala. Fakt położyłam się do łóżka, ale ból nie pozwalał mi zasnąć, więc wstałam i wziełam prysznic i przygotowałam wszystko do wyjazdu. Około godziny 3 nad ranem w moim mniemaniu skurcze zrobiły się regularne co 7-8 minut więc pojechaliśmy do szpitala.
Nie mogłam wysiedzieć w tym samochodzie, a droga z izby przyjęć na oddział położniczy zajeła mi wieki. W czasie skurczu przystawałam, by tak nie bolało. Na odziele kazano mi iść do łazienki sie przebrać i potem połozono na łóżko porodowe i podłaczono KTG. Miałam leżeć w miarę nieruchomo - co powodowało większy ból podczas skurczu. Położna powypełniała masę papierków, w międzyczasie mnie zbadała i okazało się, że rozwarcie jest tylko na 2 palce. Potem zobaczyła zapis KTG i stwierdziła, że skurcze tam zapisane wogóle nie wskazują na porodowe i dziwiła się, że mnie tak bardzo boli. Miałam wrażenie, że sobie myśli że ja symuluję. Potem odłączyła mi jeden czujnik i zostawiła ten tylko od tętna. Kazała mi się zdrzemnąć - bo mój poród jeszcze potrwa. Nie pamiętam czy wtedy zasnełam czy nie, mąż był cały czas ze mną i mnie wspierał. Rano o 7 przyszła nowa zmiana i inna położna mnie zbadała i powiedziała, że porodu z takiego zapisu KTG narazie nie będzie. Że jestem pierworódką i tak niektóre mają, że jak dochodzi do rozwierania szyjki macicy to strasznie boli. Że te moje skurcze mogą ustać (mam jeszcze czas do terminu) lub rozwiną się i zaczniemy rodzić. Męża odesłała do domu a mnie z porodówki kazała iść do sali przedporodowej (był poniedziałek rano).
Potem koło godziny 10 był obchód i znów mnie zbadano - rozwarcie takie samo, cały czas miałam średnio co 10 minut bolesne skurcze, starałam się o nich nie myśleć, nie myśleć o tym, że mnie boli. Cały czas chodziłam po korytarzu - to mi pomagało. W toalecie po badaniu wyleciał mi czop (dużo galaretowatej mazi). Po południu odwiedził mnie mąż i powiedziałam mu, że wszyscy z personelu twierdzą, że jeszcze nie będę rodzić. Na wieczornym obchodzie stwierdzono to samo, więc mąż pojechał do domu. Z dziewczynami z sali pogladaliśmy trochę telewizji i koło godziny 19-20 do skurczy macicy doszły bóle krzyżowe. W czasie skurczu masoowałam sobie plecy, żeby tak nie bolało - na łóżku nie mogłam uleżeć więc wyszłam koło 22 na korytarz. Tam mnie zobaczyła inna położna i pyta się jak się czuję? A ja, że boli mnie coraz bardziej, więc wzieła mnie na porodówkę i tam po badaniu okazało się, ze rozwarcie mam juz na 4 palce. Kazała mi przynieść swoje najpotrzebniejsze rzeczy i pościel. Podłączyła KTG i dała piłkę. Poskakałam jakieś pół godzinki na tej piłce i znowu mnie zbadała - miałam pełne rozwarcie. W międzyczasie wysłałam smsa mężowi, że jednak jestem na porodówce - nie myślałam, że przyjedzie. Potem położna kazała mi chodzić bo moje skurcze nie były częste i silne, żeby je wzmocnić. Aż tu patrze Robert w drzwiach sali - ucieszyłam się bardzo. Pomógł mi - w czasie skurczu masował plecy. Ale nadal skurcze się nie wzmocniły - podano mi oksytocynę. Niby troszkę to przyspieszyło i zaczeły się bóle parte - myślałam, że szybko urodzę, ale tak się nie stało.....
Synek źle wstawił się do kanału rodnego, parłam prawie 2 godziny. W międzyczasie kazano mi się kłaść, kucać, wstawać..... A ja już nie miałam na nic siły, krocze mnie bolało od tego parcia, miałam mroczki przed oczami, widziałam jak za mgłą. W międzyczasie zbadano mi ciśnienie było bardzo wysokie (w ciąży leczyłam się na nadciśnienie), no i małemy tętno w penej chwili zaczeło spadać. Położna zadzwoniła po jedną lekarkę dr Kerasińska - ta zobaczyła tylko i nic. Potem przyszła dr Bartoszewicz kazała mi kucnąć i wstać, potem zbadała i powiedziała, że nic z tego nie będzie. Trzeba ciąć - bo sama nie urodzę!!!
Jak ja wtedy się wystraszyłam, poród przez cc nie brałam wogóle pod uwagę. Ale chciałam mieć to za sobą - byłam taka wymęczona i bałam się o zdrowie synka. Szybko podpisałam dokumenty, dano mi lek na to żeby skurcze ustały, założono cewnik i przygotowano do operacji. Ciężko mi było siąć bo mnie krocze bolało i bałam się wkucia w kręgosłup - ale nie potrzebnie. Po chwili od pasa w dół nic nie czułam, widziałam tylko cienie lekarzy za kotarą jak majstrują coś przy moim brzuchu. Czułam jak małego mi wyjmują z brzucha (taki bezbolesne wyszarpywanie). Pokazali mi jego twarzyczke i zabrali.
Mnie pozszywali i przełożyli na łóżko szpitalne. Wogóle nie czułam nóg, myślałam żeby nimi poruszyć, ale nie mogłam. Byłam jak sparaliżowana - teraz wiem jak się czują tacy ludzie. Po jakiś 4 godzinach znieczulenie przestało działać i zaczełam czuć ból, ale już nie taki jak podczas skurczy.
Synka przyniesiono mi po jakiś 2 godzinach od momentu przewiezienia do sali pooperacyjnej. Przystawiono do cyca i już od tamtej pory był cały czas ze mną. Nie mogłam dokładnie zobaczyć jego twarzyczki bo nie mogłam się ruszać, ale czułam jego bliskość i to jak ssał pierś.
Do domu wypuszczono nas w 4 dobie, rana dobrze się goiła i ja szybko wracałam do formy.....
Dziś od tamtych chwil minął już rok, a ja pamiętam to tak jakby było to wczoraj. Ciekawa jestem czy za parę lat swój pierwszy, ciężki, długi (ponad 24h) pród będę pamiętać nadal tak samo......
-
Utworzono: 2010-01-31
Nie ma to jak z podłogi....
Jak zwykle w niedziele zabrałam się za robienie obiadu, tatuś był w pracy więc wszystko musiałam zrobić sama. Bartek był marudny i mi troszkę przeszkadzał, więc dałam mu kawałek jabłuszka by się na chwilkę nim zajął. Ja w między czasie zmywałam naczynia, ale katem oka widzę, że synek kładzie się brzuszkiem na podłogę i zaraz wstaje. Zaciekawiło mnie to bardzo, co jest grane. Jak zobaczyłam co on wyczynia to brechtałam się przez dobrą godzinkę.... A mianowicie - jabłko które mu dałam pogryzł na kawałeczki i powypluwał na podłogę w kuchni. No i potem nie używając rąk tylko buzi zjadał te porozrzucane kawałeczki.
Nie wiem skąd mu się wziął taki pomysł jedzenia z podłogi - ma dziecko wyobraźnię, oj ma :-))) I za to go bardzo KOCHAM!!!
-
Utworzono: 2010-01-29
Czyjeś jedzenie smakuje lepiej....
Właśnie wróciliśmy od znajomych, byliśmy na takiej małej parapetówce z Bartoszkiem. Przed wyjazdem tata nakarmił synka rosołkiem, więc nie był głodny. Na początku ładnie się bawił z Marysią i Szymonkiem, a potem troszkę zaczął marudzić. Więc koleżanka przyniosła ciastka i mu dała jedno, potem drugie i trzecie.... Byłam w wielkim szoku, że je tak ładnie zjadł i nie wypluwał na podłogę (w domu wszystkie ciastka gryzł i od razu wypluwał). Potem zjadł chyba ze 2 kromki chleba i co najśmieszniejsze było to podszedł sobie do stołu i zakosił koleżance kawałek chleba, a potem szybko go wszamał. Do tego jeszcze zjadł pół banana, miał taki apetyt że szok. Wyglądało to tak jakbym mu w domu jeśc nie dawała... A na koniec walnął bombkę w pieluszkę, bo przecięż trzeba było zrobić miejsce na nastepną porcję jedzenia :-))
Ciekawi mnie tylko, czy tak duży jego apetyt to był jednorazowy wyczyn czy mu juz tak zostanie. Chciałabym, żeby już tak zostało bo do tej pory jego karmienie to jak walka z wiatrakami. Czas pokaże i zwerfikuje powiedzenie, że " Czyjeś jedzenie samkuje lepiej niż domowe..."
-
Utworzono: 2010-01-15
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
Saneczki...
Wkońcu dziś kupiliśmy z mężem synkowi saneczki. Niby proste sanki, ale ciężko je było dostać. A jak juz były to bardzo drogie i nie warte swojej ceny. Śnieg się utrzymuje już prawie trzy tygodnie, a my nie mieliśmy jak spacerować. Wózkiem strasznie nie wygodnie i ciężko go po śniegu pchać.
A dzisiejszy spacerek był poprostu super. Tatuś ciągnął saneczki, a ja szłam obok i obserwowałam poczynania synka. Bartoszek siedział okryty kocykiem na tych saneczkach i wszędzie się rozglądał. Wszystko widział i bardzo go ciekawił ten krajobraz - cały w bieli. Sąsiadka nas trochę podglądała z okna i potem jak już wróciliśmy ze spacerku to powiedziała, że Bartoszek był taki Dumny.
Patrząc dziś na tych dwóch moich chłopców tak sobie pomyślałam "Jestem szczęściarą". Dają mi tyle szczęścia i radości i czego chcieć tu wiecej.....
Listopad 2024 | ||||||
PN | WT | ŚR | CZ | PT | SO | ND |
01 | 02 | 03 | ||||
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
-
Urodziny: 03.02.2009
Imieniny: 21.4
-
Urodziny: 30.07.2013
Imieniny: 21.9
Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?
Zobacz wyniki ankiety, skomentuj
Ulubione spodnie dzieci? Wiadomo, że dresy! Dzieci mają tu upodobania zbieżne z...