powrót do bloga

rss wpisy: 15 komentarze: 14

Mój Bartoszek

Utworzono: 2010-02-02

Wspomnienie PORODU...

   Dziś tak sobie siedzę i wspminam swój poród, gdyż to dziś mija rok od tamtych wydarzeń......

 

A mianowicie bya to końcówka 39 tygodnia ciąży, termin miałam ustalony na 10 lutego. Nic nie wskazywało na to, że urodzę wcześniej choć juz miałam dość tej ciąży i marzłam tylko by juz ją zakończyć i tulić swojego synka. Dnia 1 lutego 2009 (niedziela) pojechaliśmy z mężem na obiad do teściów, posiedzieliśmy sobie u nich az do wieczora. Każdy mi mówił, że mam bardzo wielki brzuch i widać, ze się obniżył - też to zauważyłam bo lepiej mi się oddychało. Kiedy już wróciliśmy do domu to jeszcze  obejrzeliśmy z mężem jakieś 2 filmy na komputerze. Gdzieś koło godziny 23 zaczął mnie dziwnie pobolewać brzuch i zaczełam się źle czuć. Potem zaczełam mieć co kilka minut skurcze, które mnie bardzo bolały (miałam i mam @ bezbolesne, więc nigdy nie miałam doczynienia z takim bólem). Poszłam do łazienki i tam zobaczyłam, ze mam na wkładce coś galaretowatego lekko podbariwonego krwią. Przestraszyłam się co nie miara i jednocześnie miałam świadomość, że to już się zaczeło. Mąż mnie cały czas uspokajał i zaproponował, żebym się trochę zdrzemneła, a jak skurcze będą bardziej regularne to pojedziemy wtedy do szpitala. Fakt położyłam się do łóżka, ale ból nie pozwalał mi zasnąć, więc wstałam i wziełam prysznic i przygotowałam wszystko do wyjazdu. Około godziny 3 nad ranem w moim mniemaniu skurcze zrobiły się regularne co 7-8 minut więc pojechaliśmy do szpitala.

 

Nie mogłam wysiedzieć w tym samochodzie, a droga z izby przyjęć na oddział położniczy zajeła mi wieki. W czasie skurczu przystawałam, by tak nie bolało. Na odziele kazano mi iść do łazienki sie przebrać i potem połozono na łóżko porodowe i podłaczono KTG. Miałam leżeć w miarę nieruchomo - co powodowało większy ból podczas skurczu. Położna powypełniała masę papierków, w międzyczasie mnie zbadała i okazało się, że rozwarcie jest tylko na 2 palce. Potem zobaczyła zapis KTG i stwierdziła, że skurcze tam zapisane wogóle nie wskazują na porodowe i dziwiła się, że mnie tak bardzo boli. Miałam wrażenie,  że sobie myśli że ja symuluję. Potem odłączyła mi jeden czujnik i zostawiła ten tylko od tętna. Kazała mi się zdrzemnąć - bo mój poród jeszcze potrwa. Nie pamiętam czy wtedy zasnełam czy nie, mąż był cały czas ze mną i mnie wspierał. Rano o 7 przyszła nowa zmiana i inna położna mnie zbadała i powiedziała, że porodu z takiego zapisu KTG narazie nie będzie. Że jestem pierworódką i tak niektóre mają, że jak dochodzi do rozwierania szyjki macicy to strasznie boli. Że te moje skurcze mogą ustać (mam jeszcze czas do terminu) lub rozwiną się i zaczniemy rodzić. Męża odesłała do domu a mnie z porodówki kazała iść do sali przedporodowej (był poniedziałek rano).

 

Potem koło godziny 10 był obchód i znów mnie zbadano - rozwarcie takie samo, cały czas miałam średnio co 10 minut bolesne skurcze, starałam się o nich nie myśleć, nie myśleć o tym, że mnie boli. Cały czas chodziłam po korytarzu - to mi pomagało. W toalecie po badaniu wyleciał mi czop (dużo galaretowatej mazi). Po południu odwiedził mnie mąż i powiedziałam mu, że wszyscy z personelu twierdzą, że jeszcze nie będę rodzić. Na wieczornym obchodzie stwierdzono to samo, więc mąż pojechał do domu. Z dziewczynami z sali pogladaliśmy trochę telewizji i koło godziny 19-20 do skurczy macicy doszły bóle krzyżowe. W czasie skurczu masoowałam sobie plecy, żeby tak nie bolało - na łóżku nie mogłam uleżeć więc wyszłam koło 22 na korytarz. Tam mnie zobaczyła inna położna i pyta się jak się czuję? A ja, że boli mnie coraz bardziej, więc wzieła mnie na porodówkę i tam po badaniu okazało się, ze rozwarcie mam juz na 4 palce. Kazała mi przynieść swoje najpotrzebniejsze rzeczy i pościel. Podłączyła KTG i dała piłkę. Poskakałam jakieś pół godzinki na tej piłce i znowu mnie zbadała - miałam pełne rozwarcie. W międzyczasie wysłałam smsa mężowi, że jednak jestem na porodówce - nie myślałam, że przyjedzie. Potem położna kazała mi chodzić bo moje skurcze nie były częste i silne, żeby je wzmocnić. Aż tu patrze Robert w drzwiach sali - ucieszyłam się bardzo. Pomógł mi - w czasie skurczu masował plecy. Ale nadal skurcze się nie wzmocniły - podano mi oksytocynę. Niby troszkę to przyspieszyło i zaczeły się bóle parte - myślałam, że szybko urodzę, ale tak się nie stało.....

 

Synek źle wstawił się do kanału rodnego, parłam prawie 2 godziny. W międzyczasie kazano mi się kłaść, kucać, wstawać..... A ja już nie miałam na nic siły, krocze mnie bolało od tego parcia, miałam mroczki przed oczami, widziałam jak za mgłą. W międzyczasie zbadano mi ciśnienie było bardzo wysokie (w ciąży leczyłam się na nadciśnienie), no i małemy tętno w penej chwili zaczeło spadać. Położna zadzwoniła po jedną lekarkę dr Kerasińska - ta zobaczyła tylko i nic. Potem przyszła dr Bartoszewicz kazała mi kucnąć i wstać, potem zbadała i powiedziała, że nic z tego nie będzie. Trzeba ciąć - bo sama nie urodzę!!!

 

Jak ja wtedy się wystraszyłam, poród przez cc nie brałam wogóle pod uwagę. Ale chciałam mieć to za sobą - byłam taka wymęczona i bałam się o zdrowie synka. Szybko podpisałam dokumenty, dano mi lek na to żeby skurcze ustały, założono cewnik i przygotowano do operacji. Ciężko mi było siąć bo mnie krocze bolało i bałam się wkucia w kręgosłup - ale nie potrzebnie. Po chwili od pasa w dół nic nie czułam, widziałam tylko cienie lekarzy za kotarą jak majstrują coś przy moim brzuchu. Czułam jak małego mi wyjmują z brzucha (taki bezbolesne wyszarpywanie). Pokazali mi jego twarzyczke i zabrali.

Mnie pozszywali i przełożyli na łóżko szpitalne. Wogóle nie czułam nóg, myślałam żeby nimi poruszyć, ale nie mogłam. Byłam jak sparaliżowana - teraz wiem jak się czują tacy ludzie. Po jakiś 4 godzinach znieczulenie przestało działać i zaczełam czuć ból, ale już nie taki jak podczas skurczy.

 

Synka przyniesiono mi po jakiś 2 godzinach od momentu przewiezienia do sali pooperacyjnej. Przystawiono do cyca i już od tamtej pory był cały czas ze mną. Nie mogłam dokładnie zobaczyć jego twarzyczki bo nie mogłam się ruszać, ale czułam jego bliskość i to jak ssał pierś.

Do domu wypuszczono nas w 4 dobie, rana dobrze się goiła i ja szybko wracałam do formy.....

 

Dziś od tamtych chwil minął już rok, a ja pamiętam to tak jakby było to wczoraj. Ciekawa jestem czy za parę lat swój pierwszy, ciężki, długi (ponad 24h) pród będę pamiętać nadal tak samo......

 

 

 

Mam 4 dni!

Komentarze

  • DOMINIKABRYAN | 14-04-2010 13:20:51 | zgłoś naruszenie

    hej jak to czytam to az plakac sie chce,tez mi sie przypomnial ten bol ale ja rodzilam wsumie 1godzinke i po dwoch godz.bylam z malym w domu.pozdrawiam teraz jak patrze na malego to oddalabym za niego wszystko:)
  • martik | 16-05-2010 01:05:31 | zgłoś naruszenie

    Witaj!!!
    Ja miałam też bardzo długi poród.
    Wody zaczęły mi odchodzić w domu w czwartek, a skurczy nie było...ale, że trzeba w takim przypadku jechać do szpitala to kuzynka mnie zawiozła(mąż nie zdążył z pracy wrócić na czas).
    Przyjęli mnie- oczywiście pełno papierów do wypisywania. I czekali aż dostanę skurcze. Nic takiego się nie zdarzyło więc podłączyli mnie do kroplówki.Mąż przyjechał ale nie potrzebnie, nawet go nie wpuścili. Po jakimś czasie dostałam skurcze w miarę znośne- co 15 minut. A, że nic więcej się nie działo to odłączyli mnie na noc i kazali mi się przespać do rana. Mąż pojechał do domu, a ja usiłowałam spać. Była to godz 12 w nocy. o 6 miałam wstać, umyć się i iść na porodówkę znowu pod kroplówkę. Nie mogłam zasnąć bo skurcze już mnie dosyć mocno bolały. O 6 rano mąż przyjechał, dostałam kroplówkę po której skurcze stały się okropnie bolesne ale nadal co 15 minut- rozwarcie minimalne.
    Kiedy przyszła nocna zmiana, dostałam trzecią kroplówkę. Po niej dostałam takich skurczy, że myślałam, że ściany podrapię :) oczywiście cały czas traktowani mnie jakby to było nic, żaden ból. W końcu dostałam pełne rozwarcie, przygotowano mnie d porodu i po 15 minutach urodziłam śliczną maleńką córeczkę :) Mąż był przy nas. Tego nigdy nie zapomnę. Jak sobie to przypominam to też płakać mi się chce bo poród to coś pięknego, nie pamiętam już bólu. Wiem, że był okropny ale jak już położyli mi na brzuchu maleństwo to była jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu. :)

Jeśli chcesz dodać komentarz musisz się zalogować.

Kwiecień 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj