maria ha, ha, ha. Super!
Ja pierwszy poród przeszłam sama i drugi umówiliśmy się z mężem, że też przejdę sama. Ale do szpitala przyjechaliśmy razem. Mąż zaczekał jak się przebrałam, przygotowałam i z pielęgniarką miałam jechać na piętro na porodówkę. Ale mąż dżentelmen chciał mi pomóc i pojechał windą z nami, żeby walizkę z rzeczami zawieść. A pielęgnierka nas zaprowadziłą do sali porodó rodzinnych. Jak weszliśmy do środka, to sie rozejrzałam i mówię do niej czy to przypadkiem nie sala do rodzinnego porodu? A ona, że tak. No to ja do niej, że my nie na rodzinny poród, bo ja tu męża widzieć nie chcę! Ona się spojrzała, zmieszała, przeprosiła i przeprowadziłą mnie na ogólną salę. A mąż pojechał do domku.
A przy pierwszym dziecku, to jak juz miałam bóle parte, to podeszła do mnie położna i mówi: Aniu, ty nie chodziłaś do szkoły rodzenia, bo oddychac nie umiesz. Ja na to, że fakt nie chodziłam. A jak mam oddychać. A ona do mnie- tak jak dmuchamy świeczki na torcie! Kurcze nadmuchałam się przy obu porodach już chyba do setki
ZAPRASZAM NA SWOJEGO BLOGA
[
ebobas.pl]
[link widoczny po zalogowaniu]
[link widoczny po zalogowaniu]
[link widoczny po zalogowaniu]