heloł
wczoraj mię wypuścili
na razie napiszę w skrócie
mam cukrzycę typu 1,znaczy się młodzieńczą
dotyka w zasadzie dzieci i młodzież
na razie jestem na minimalnych dawkach insuliny ( 4 wkłucia na dzień) bo przy świeżo wykrytej chorobie leczenie szpitalne powoduje wejście na ambicję trzustce,która zaczyna produkować jakieś resztki insuliny.stara się jak może,ale nie trwa to wiecznie. gdzieś od 3 miesięcy do 2 lat. potem mimo chęci produkcja ustaje i organizmowi trzeba dostarczać insulinę z zewnątrz. i tak do końca życia. plus dieta,matko i córko.
mam również niedoczynność tarczycy.a leczyłam się kupę lat na nadczynność. nałożyły się więc 2 choroby.
mam także ( a co,na bogato) jakieś zmiany w 1 oku (lekarka zauważyła asymetrię żrenic i wysłała mnie do okulisty) i oprócz kolejnej wizyty u okulisty w celu dokładniejszych badań,muszę odwiedzić neurologa,żeby wykluczyć (bo potwierdzać nie zamierzam) zmiany neurologiczne.
gdybym posiedziała dłużej w szpitalu miałabym pewnie 100 tys. innych schorzeń
cukier zaczął spadać. ale to tak,że dochodzi do niedocukrzeń,a wtedy ani rączką,ani nóżką. szczęście w nieszczęściu,że mogę,a nawet muszę zjeść wtedy coś słodkiego. najlepiej kostkę cukru. ale że konia nie przypominam,to delektuję się wtedy krówką,albo wypijam trochę coli.
przy dużych wahaniach cukru psuje się wzrok. pisałam już,że jestem mutantem. wzrok,a jakże, mię się "popsuł",ale w dość specyficzny sposób. mianowicie wada zaczęła mi się cofać. okulary "zrobiły" się za mocne. więc 2 tyg pomykałam po szpitalnych korytarzach bez. oczywiście nie wyzbyłam się odruchu poprawiania nieistniejących binokli na nosie,co wzbudzało zdziwienie i rozbawienie współtowarzyszek niedoli. machanie łapami bowiem przed nosem,pozornie bez celu,wygląda cokolwiek śmisznie. może to potrwać od kilku tyg do miesiąca. na razie nie wlazłam w żadną ścianę. i dobrze,bo slepa i połamana chyba bym nie dała rady funkcjonować.
czuję się słabo. rytm dnia wyznaczają mi posiłki i insulina. i mierzenie cukru. kończę sniadanie i myślę już o obiedzie. mam ustalone ściśle pory,łatwo nie jest. nic nie przytyłam i się raczej nie zanosi.
byłam najmłodsza na oddziale. staruszki nadały mi ksywę Młoda,którą z czasem zaczęły się również posługiwać pielęgniarki
no i Pola mi się zagluciła,katar od 2 dni,a w zasadzie woda z nosa. w nocy masakra,bo spływa,dziecko się dławi,a tym samym można zapomnieć o spaniu. włąsnie N z moją mamą pojechali z nią do pediatry.czoło ma trochę cieplejsze niż zwykle. i nie wiem czy przeziębienie,czy górna trójka,bo już się prawie przebiła.
przepraszam dziewczynki,nie czytałam Was,może wieczorem nadrobię. ale padam gdzieś ok.21,więc szanse,że posiedzę przed kompem są marne. może jak Poldek pójdzie spać w dzień. wczoraj spała tylko 20 min,bo katar jej dawał w kość.