Madalińskiego Do szpitala trafiłam z rozwarciem właśnie 7 cm - skurcze od 8 godzin, odejście wód płodowych 12 godzin wcześniej. Chciałam mieć poród domowy. Na znieczulenie zewnątrzoponowe, za które dodatkowo oczywiście zapłaciłam, czekałam bagatela 4 godziny!!! Tylko ten, kto rodził wie, co znaczy 7 godzin bóli przy rozwarciu 7 cm, bez postępu. Z decyzją o cesarce zwlekano do momentu, aż dostałam gorączki, podskoczyły mi strasznie białe krwinki i zaczęły się problemy z biciem serca u mojej córeczki. Zewnątrzoponowe dostałam 20 minut przed podpajęczynówkowym, niezbędnym do cesarki. Po prostu szkoda słów. Przez to wszystko później moja córka dostawała przez pierwsze 4 doby życia leki, antybiotyki, robiono jej stosy badań i non stop miała wenflon w rączce. A wszystkiego tego można by uniknąć - dla szpitala także byłyby to mniejsze koszty, gdyby nie czekać nie wiadomo na co przez nie wiadomo ile. Ech. Szkoda gadać. Lekarze pediatrzy byli bardzo nieprzyjemni. Przez szpital przewijały się tumany studentów z najrozmaitszych szkół - położnych, pielęgniarek, pediatrów i lekarzy-położników. Każdy obchód to tabun ludzi. Najgorsze zaś jest to, że moje dziecko za każdym razem oglądali stażyści i "trenowali" na nim badania najrozmaitszych odruchów itp. Reasumując - nigdy więcej do tego szpitala. Tragedia!
Instytut Matki i Dziecka Dla odmiany prócz jednego incydentu z pielęgniarką z oddziału noworodków - wszystko super i na medal. Warunki takie sobie, ale ludzie z ogromnym sercem, bardzo życzliwi, troskliwi, którzy nie traktują swojej pracy, jak taśmy w fabryce. I mimo, że drugi poród był mocno skomplikowany i zakończony niezbyt dobrze dla dziecka, to wiem, że zrobiono wszystko najlepiej, jak to było możliwe. Gorąco polecam.

everything in its right place
konkursowe zdjęcie gwiazdkowe