Mąż zapisał wczoraj młodego do przychodni i mamy na czwartek umówioną położną. Bardziej się stresuję tą wizytą niż pierwszą wizytą u teściowej
Tym bardziej, że kobieta zna mnie od dzieciaka. W sumie w szpitalu nikt mnie nie sprawdzał, czy dobrze przewijam, czy Kuba jest odpowiednio ubrany... Ech... Ale przynajmniej obiecała, że zdejmie mi szwy, więc oszczędzę sobie wycieczki do Warszawy i zostawiania dziecka w domu samego z przyszywanym dziadkiem. A jak wypisze mi po znajomości zaświadczenie do becikowego (w sumie pracuje też w szpitalu, w którym miałam prowadzoną ciążę i w którym rodziłam) to już w ogóle będzie super.
Podpytałam ją o tą łuszczącą się skórę i zaleciła to, co w sumie sama zaczęłam robić - smarować oliwką i do kąpieli dolać nakrętkę oliwki. Dziś zauważyłam, że łuszczy mu się też skóra na ramionkach, przy stópkach i koło jajek, więc chyba profilaktycznie całego go nasmaruję.
Mieliśmy dziś ciężką noc. Kuba koło 21 zaczął być marudny i bolał go brzuszek, strasznie się prężył, a potem zaczął walić kupy jedna za drugą. Co zmieniliśmy pieluchę, to już była brudna. Nie mogliśmy go uspokoić i choć był dobrze odbity, co jakiś czas ulewał. Po karmieniu o północy w ogóle nie dawał się uśpić, choć oczy mu się same zamykały - zasypiał w trakcie krzyku, jakby mu ktoś zasilanie odłączył, a za kilka minut znowu krzyczał. Nie pomagało noszenie na rękach, masowanie brzuszka, kołysanie i śpiewanie. Wreszcie koło drugiej mąż zdecydował, żebyśmy go wzięli do łóżka, położyliśmy go między sobą i dopiero wtedy się uspokoił i usnął. Po karmieniu o 3 już był spokojny, chociaż cały czas mu się kotłowało w brzuszku.
Jak mieliśmy taką akcję w szpitalu, zapytałam pediatrę, czy mogę mu podawać jakąś herbatkę z koperku czy rumianku. Powiedziała mi, że nie, bo dziecka nie można przepajać. Zgłupiałam, bo wydawało mi się, że przy takich luźnych i częstych kupkach właśnie łatwo o odwodnienie...
Goście zapowiedzieli mi się na sobotę. Mój brat przylatuje z Irlandii, więc jemu nie bardzo mogę odmówić, ale zapowiedziała się też moja babcia, która wpadła na genialny pomysł, że weźmie ze sobą też swoją najmłodszą córkę i jej córkę i za nic nie daje sobie przetłumaczyć, że po pierwsze, to za wcześnie i za dużo, a po drugie, ja zwyczajnie nie mam siły na zabawę w gości. "To my pójdziemy do cioci (sąsiadka z naprzeciwka), a ty nam przyniesiesz dziecko i pokażesz z daleka". Ta, jasne, już pędzę. Nie wiem, udawać, że mnie nie ma, czy jak...?
[link widoczny po zalogowaniu]
[link widoczny po zalogowaniu]