Obudziłem się w nocy i było mi jakoś tak dziwnie. Przyjechała mamusia (bo miała wolny wieczór) i nie miałem siły się ani rozpłakać, ani ucieszyć. Mama nakarmiła mnie i stwierdziła, że jestem jakoś taki "za ciepły". Zmierzyła mi temperaturkę w pupce i wyszło aż 39 st.C, a za drugim razem 39,3 (przy okazji zrobiłem kupkę). Potem mama zadzwoniła na 112->pogotowie->do lekarza na Banacha i ten jej poradził, by mi dać czopek z paracetamolem. Więc biedny tatuś poszedł do apteki (o 1 w nocy) i kupił lek, po którym gorączka spadła - mama to wiedziała nawet bez mierzenia, bo zacząłem dokazywać. I tak ok. 2 poszedłem spać. A rano wstałem tak jak gdyby nigdy nic po 7 :P.

Od środy chodzę do żłobka. Ciocia Ula powiedziała mamie, żeby kupić nocniczek, bym się też w domu przyzwyczajał. No i przed kąpielą mama mnie posadziła jak na tronie (w sumie to drugi raz). Posiedziałem chwilę, porozglądałem się, pozaczepiałem rzeczy wkół mnie stojące... Po paru minutach mama stwierdziła, że już wystarczy. I co się okazało? Że zrobiłem pipi do środka!! Ale się mama ucieszyła. Postaram się zrobić tak jeszcze raz (co nastąpiło bardzo szybko, bo już następnego dnia przed obiadem - zgodnie z tym co się dzieje w żłobku!!)

... a jakoś tak mi wyszło samo z siebie: podniosłem się przy tapczanie, potem się odwróciłem i nie trzymałem się tapczanu żadną rączką. Niestety po paru sekundach się zachwiałem i... złapałem się znowu tapczanu. Od teraz będę próbował tego coraz częściej, bo coś mi się wydaje, że to fajne będzie i mi się jeszcze przyda :D