powrót do bloga

rss wpisy: 73 komentarze: 16

Bez kawy :)

Wygląda na to, że będę mamą :):)

Utworzono: 2012-09-24

W szpitalu... niestety

Od kilku dni czułam się nieswojo. Niestrawności połączone z dziwnymi skurczami w górnej części brzucha. Brzuch twardniał, a ja z każda godziną byłam coraz bardziej przerażona. Nie tolerowałam niczego do jedzenia, zwracałam wszystko co udało mi się zjeść (już sam widok jedzenia przyprawiał mnie o dreszcze). W czwartek wieczorem zadzwoniłam do mojego lekarza, który niestety akurat jest na urlopie, żeby się go poradzić. Uznał, że to nie skurcze przepowiadające (myślałam tak ponieważ oczywiście naczytałam się wujka google) tylko raczej jakieś zatrucie. Kazał mi wziąć lekarstwo, a jakby nie pomogło to zgłosić się na izbę przyjęć do szpitala. Niestety tak musiałam zrobić, bo po przyjęciu leku czułam się jeszcze gorzej i równie szybko jak go zjadłam, pozbyłam się go z organizmu. Wytrzymałam do rana, wstałam… wzięłam prysznic i poprosiłam Męża, żeby mnie zawiózł do szpitala. Początek 36 tygodnia to jednak mimo wszystko za wcześnie na poród więc nieźle się bałam. Zostałam przyjęta na oddział i wielkim plusem tego jest to, że zrobiono mi dokładne badania USG, KTG, pobrali krew. Na szczęście okazało się, że z Malutką wszystko OK. Uspokoiłam się. Waży już 2400kg i ma się całkiem dobrze u mnie w brzuszku. Jest dobrze ułożona, szyjka macicy się trochę skróciła, ale o tyle ile należy. Słyszałam jej bicie serca, a nawet czkawkę na KTG. Lekarz od razu stwierdził, że mój zły stan musi mieć jakieś podłoże bakteryjne/wirusowe. Dostałam kroplówkę i leki hamujące to. Powiedzieli, ze dobrze, że przyjechałam, że takich oznak w ciąży nie należy lekceważyć. Bóle mogą powodować niepotrzebne skurcze macicy, co może odbić się na dziecku. Mogłam się też odwodnić. Jestem osłabiona, ale głównie ciągłym leżeniem i dietą. Jem tylko sucharki, suche bułki i piję hektolitry wody, od której jest mi totalnie niedobrze. Co z dużo to niezdrowo. Rarytasem jest herbata. Gorzka oczywiście. Bóle przeszły, niestrawności też… no może jedynie czasem coś mnie w brzuchu „szczyrknie”, ale myślę, że może mieć to związek z tym, że moje maleństwo się rozciąga i szaleje tam. Jest sobota i już bardzo chciałam wyjść. Jednak w domu jest najlepiej. A tu mi nudno. Mimo, że cały czas ktoś mnie odwiedza to wolałabym chociażby poleżeć w domu przed TV, przytulona do M.. Pogoda za oknem śliczna, a ja tu ślęczę. Ani TV, ani Internetu (tą notkę oczywiście też wrzucę na bloga dopiero po powrocie do domu). Może jutro mnie wypuszczą. No chociaż nie wiem. Nie chcę się łudzić. Dziś tez miałam nadzieję i klops. Pobyt w szpitalu ma jeden spory plus. Mogę poobserwować to, co mnie wkrótce czeka. Widzę, że jest to całkiem spoko opieka nad pacjentkami. Widzę te śliczne maluchy, które ledwo co przywitały świat. Widzę umęczone porodem mamy, które mimo wszystko się uśmiechają. Mogę zweryfikować to, co trzeba zabrać do szpitala-już widzę, że moja torba chociaż pełna, to musi przejść jeszcze remanent. Dziś rano najadłam się stresu i przyznam szczerze, że przybyło mi obaw co do tego, jak przeżyje poród i ból z tym związany. Po 5 obudziło mnie światło i nowa pacjentka przyjęta na oddział na łóżko obok mnie (do tej pory leżałam sama). Widziałam jak przyjechała po tym jak odeszły jej wody i jak miała się całkiem spoko. Potem przyszły skurcze tak co 15 min, z którymi spokojnie sobie radziła biorąc głęboki oddech i zaciskając zęby. Minęły może z 2 h i zobaczyłam ból spowodowany intensywnymi skurczami i to, że ledwo trzyma się przez nie na nogach, a to dopiero początek. Na porodówkę przeszła przy pomocy męża ok. 10:30, a ok. 13:00 położna powiedziała, że moja współlokatorka urodziła i przenoszą ją na salę kobiet z mamami. (pewnie nie chcieli, żebym zaraziła czymś dzieciątko).Może to i dobrze. Nie chcę chyba raczej widzieć jak kobieta dochodzi do siebie- to niekoniecznie musi być miły widok. Przecież za 4 tygodnie, może trochę mniej sama będę musiała przez to przejść. Im bliżej porodu, tym bardziej się boję i myślę o nim w kategoriach czegoś nierealnego, co jest dla mnie nie do przeskoczenia. Czekam na naszą kruszynkę, ale towarzyszy mi strach o jej stan zdrowia i o to, czy podołam byciu matką. Dobrze, że teraz nie urodziłam gdy nie ma moich rodziców. Oni opalają się w słońcu Majorki (zresztą teściowa i ciocia też), a ja kibluję w tych 4 ścianach. Naprawdę chcę już wrócić do domu, wziąć długi prysznic i odpłynąć w ramionach mojego nieporadnego [„kochanie to kto mi obiadek ugotuje? ;)”] Męża. Dostanie obuchem w głowę jak nic, gdy Kamilka się urodzi ten mój rozpieszczony drugopołówkowiec. Życie weryfikuje też ostatnio znajomości, przyjaciół. Wiem w kim mogę mieć oparcie. Bezapelacyjnie prym wiedzie Lojd. Bez napinki, ze spontanicznością i szczerością w oczach. O lepszej przyjaciółce nie mogłabym nawet marzyć. Mam nadzieję, że będę mogła jej się kiedyś za to wszystko odwdzięczyć. Kończę, czekam na Mężolińskiego… coś długo go moja babka na obiadku (tak, tak u babuni na rosołku jest)przytrzymała.  

Komentarze

Jeśli chcesz dodać komentarz musisz się zalogować.

Maj 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
    01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31    
  • Avatar

    Kami (Kamila)

    Urodziny: 17.10.2012

    Imieniny: 31.5

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj