-
Utworzono: 2012-02-28
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
My się zimy nie boimy!
Przebieg tegorocznej zimy jest zaskoczeniem nie tylko dla mnie, mamy nauczonej doświadczeniem zeszłorocznego sezonu, wyposażonej w tuzin ciepłych akcesoriów na mroźne spacery i przygotowanej na syberyjski klimat. Z szoku nie mogą również wyjść drewniane sanki, pokrywające się systematycznie grubą warstwą kurzu w garażowym boksie. Nie dość, że świąteczny klasyk „White Christmas” zupełnie nie odzwierciedlał tegorocznego Bożego Narodzenia, to mroźne powietrze zaczęło nam towarzyszyć dopiero w ostatnich tygodniach.
To co nie opuszcza nas wszystkich co roku, bez względu na temperatury czy intensywność opadów to wredne bakterie i złośliwe wirusy dopadające swe ofiary w najmniej spodziewanych i odpowiednich momentach. Zeszłoroczny sezon zimowy był dla nas pasmem infekcji i przeziębień. W zasadzie na każde dwa tygodnie przedszkola przypadały dwa kolejne spędzone przez juniora w pieleszach domowych. Przerobiliśmy prawdopodobnie całą tablicę Mendelejewa zawartą w przepisanych nam środkach farmakologicznych, a od witamin i suplementów diety prawie się świeciliśmy w ciemnościach.
Z tego pasma nieszczęść wyciągnęła nas o dziwo nie medycyna konwencjonalna, a medycyna całkowicie naturalna. Wiem, wiem, zapewne pierwsza myśl, która przychodzi Wam do głowy to stwierdzenie, że jakaś nawiedzona matka próbuje wcisnąć bujdę o skuteczności metod, przeze mnie nazywanych „czary mary” :)
Nie dziwi mnie to kompletnie. Sama niegdyś wręcz alergicznie reagowałam na tego typu nowinki. Wszystko do czasu, kiedy zrezygnowana i zmęczona nieskutecznością leczniczych terapii oraz ciągłą domową hospitalizacją zaczęłam poszukiwać alternatywnych metod wzmacniania organizmu. Wtedy nasz dobry znajomy opowiedział nam o pewnej specjalistce od medycyny chińskiej, potocznie nazywanej przez nas Chinką. Muszę przyznać, że z początku sceptycznie podchodziłam do zaproponowanych przez nią metod, które przywodziły mi na myśl głębokie średniowiecze. Moje nastawienie zmieniło się gdy dostrzegłam natychmiastowy efekt tych naturalnych metod.
W tym roku pomimo, że zdecydowana większość naszego otoczenia została położona na łopatki przez nieubłagane infekcje, Junior dzielnie się trzyma. Zaliczył tylko dwa dni podziębienia, które skończyło się tak szybko jak się zaczęło, bez większych kłopotów i praktycznie bezboleśnie. Uodpornił się czy zawdzięcza to ziołowym kuracjom? Na to pytanie chyba nikt nie jest w stanie odpowiedzieć ze stuprocentową pewnością. Ale jakie to ma tak naprawdę znaczenie? Najważniejsze jest to, że nie spędzamy ciągle czasu u lekarza czy w aptece. Pozostaje trzymać kciuki aby ten stan utrzymał się do wiosny.
Wam również życzymy zdrowia i przetrwania tego ciężkiego okresu jakim jest sezon zimowy.
www.babyranking.pl
-
Utworzono: 2012-02-28
Nikt nie skomentował jeszcze tego wpisu. skomentuj
Biedroneczki są w kropeczki...
Wszyscy znamy takich, którym najzwyczajniej w świecie uroczo w kropeczkach i kolorowych plamkach. Takimi atrybutami pysznią się nie tylko tytułowe biedroneczki, ale także czerwone kapelusze muchomorów czy słodkie piegusy. W naszym przypadku wspomniane kropeczki, a raczej wielkie czerwone plamy to reakcja na jakiegoś, nie znanego nam jak dotąd, nieprzyjaciela.
Problem zaczął się pojawiać kilka tygodni temu, kiedy to nasz najmłodszy członek rodziny zwany Brunem Wspaniałym, zmienił swój przydomek na Plamistego.
Jego jak dotąd gładka jak przysłowiowa „pupa niemowlaka” skóra zaczęła pokrywać się plamkami wszelkich odcieni pomarańczy, różu i czerwieni. Dodatkowo, na nieszczęście i tak dzielnego juniora, po pewnym czasie zaczęły swędzieć i zamieniać się w rozdrapane ranki.
I tak rozpoczęła się moja wielka przygodna niczym detektywa Poirot w poszukiwaniu winowajcy takiego przebiegu spraw. Śledztwo rozpoczęłam od znanej wszystkim mamom małych alrgików metody diety eliminacyjnej. Pełna entuzjazmu zaczęłam eksperymentować ze zmianami juniorowego menu. Niestety nie odniosło to najmniejszego skutku. Sprawca zbrodni nadal pozostawał w ukryciu…
Nadszedł czas na przeszukanie otoczenia. Z nakazem w ręku rozpoczęłam wielką inspekcję podejrzanych, rozpoczynając od wysiedlenia pachnącego geranium i innych zielonych dotleniaczy z parapetu. Ta metoda dochodzeniowa niestety również nie przyniosła sukcesu.
Wtedy na listę podejrzanych wskoczyły pyłki i inne szemrane alergeny prawdopodobnie unoszone w wyniku rozpoczęcia się okresu grzewczego. Kiedy już byłam gotowa na egzekucję wszelkich kaloryferów, zdrowy rozsądek nakazał mi zaprzestać tych szaleństw.
Sprawa została przesądzona, czas zwrócić się do wyższych rangą detektywów, w postaci lekarzy specjalistów.
Scedowanie śledztwa rozpoczęłam od naszej ulubionej i jak dotąd „nigdysięniemylącej” Pani doktor.
Diagnoza: AZS, dla mniej wtajemniczonych atopowe zapalenie skóry.
Zalecenie: udać się do alergologa w celu dobrania odpowiedniej kuracji.
Takim to sposobem, po rozpoznaniu rzekomego sprawcy, czekamy na wizytę u lekarza specjalisty, która ma odbyć się niebawem…www.babyranking.pl
Listopad 2024 | ||||||
PN | WT | ŚR | CZ | PT | SO | ND |
01 | 02 | 03 | ||||
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?
Zobacz wyniki ankiety, skomentuj
Ulubione spodnie dzieci? Wiadomo, że dresy! Dzieci mają tu upodobania zbieżne z...