Utworzono: 2011-09-22

XX czy XY ?

Z jednej strony nie możesz się doczekać dnia podglądania bobasa, z drugiej paraliżuje Cię strach, czy oby wszytko jest w porządku. Każde USG to dla mnie uczucia rodem z egzaminu na studiach. Niby się człowiek uczył, niby wszytko wie, a jak przychodzi jego kolej to panika. Myślałam, że najbardziej stresujące jest USG genetyczne. Bo to w sumie sam początek, wykluczanie chorób, na wieść których włos się jeży na głowie, a właściwie w każdym miejscu na ciele. U mnie stres wtedy był podwójny, bo akurat mój pakiet medyczny zawierał w standardzie ocenę ryzyka również z krwi (mojej krwi) na te wszystkie te genetyczne paskudztwa. Z jednej strony świetnie, bo przebadają Cię na wszystko co tylko istnieje, z drugiej troszkę gorzej, bo nawet jak wiesz, że USG w porządku, to czekasz 10 dni na wyniki z białka PAPPA i masę innych parametrów, których do tej pory nie rozumiem. W każdym razie byłam przekonana, że każde kolejne USG to spotkanie z dzieciaczkiem. Bzdura!!! Każde kolejne to taki sam stres! W każdym razie nadszedł czas badania połówkowego, czyli czas na ocenę czy wszystkie narządy rozwijają się prawidłowo. Weszliśmy z mężem do gabinetu, ja przygotowałam swój uwydatniony już znacznie narząd do podglądu lekarz rozpoczął badanie i jego słowa brzmiały: „O boże! Nic z tego nie będzie!” Jak matka słyszy takie słowa to najczarniejsze myśli ma przed oczami. Miałam wrażenie, ze moje dziecko co najmniej wyparowało! Wypatruję zatem oczy w ten monitor i rzeczywiście nic z tego nie będzie, w sensie z badania. Dupsko jeszcze na dole, dzieciak schowany głęboko na dnie macicy, prawie pod kością łonową, ledwo głowa wystaje. Lekarz ledwo dopatrzył się płucek, serduszko i nerki dało się zobaczyć, ale zapomnij człowieku o kręgosłupie, twarzoczaszce i właściwie o całej reszcie. Dokonał opisu tego co zobaczył i kazał przyjść za tydzień. Więc oczywiście kolejny tydzień stresu i oczekiwania. No dotrwaliśmy! Tym razem nasze dziecko było jakby troszkę bardziej łaskawe i pokazało więcej, ale bez przesady - nie wszystko! Zaliczyło już strusia, czyli przybrało pozycję: głowa w dół dupsko w górę. Oglądaliśmy sobie jakieś tam kuleczki i lekarz tłumaczył, że ta kuleczka to nereczka, tamta kuleczka to trzusteczka itp. Aha! Na pewno! Trochę z niedowierzaniem patrzyłam na ten monitor i zastanawiałam się skąd ten medyk, wie, że to akurat nereczka. Widziałam już kiedyś nerkę i wyglądała inaczej  A tu mi każe oglądać jakieś kulki, które wyglądają tak samo i się mądrzy! Równie dobrze mógłby mi pokazywać tę samą kulkę i za każdym razem mówić coś innego :) Oczywiście nie udało się zobaczyć buzi, bo dzidziulek postanowił rozczapierzyć paluszki, rozłożyć łapki na pyszczku i lekarz powiedział, że jak tak dalej pójdzie to buźkę raczej zobaczymy po porodzie. No i na koniec zostało ostatnie pytanie. Czy muszelka czy orzeszek? Niestety było to pytanie raczej bez odpowiedzi :) Malec zasiadł w siadzie towarzyskim :) Noga na nogę, a między nogę pępowina, więc nie widać nic, a na pewno niewiele. Doktor postukał brzuch, próbował podejść malca na wszelkie sposoby i po długim namyśle stwierdził: „Raczej dziewczynka! Z naciskiem na raczej! Bo ja tu sobie za to nic uciąć nie dam!” No w każdym razie na badaniu zaznaczył, że…….. muszelka. Nie pozostaje zatem nic innego tylko cierpliwie czekać do 32 tc :)

Komentarze

Jeśli chcesz dodać komentarz musisz się zalogować.

od kiedy jestem Mamą pracuję u siebie: www.sklep.brzuchatki.pl
Maj 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
    01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31    

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj