Wróciłam do domu po wizycie u Leosia. Miluś cały drogę marudził,że chce iść do niego,na szczęście jest na tyle duży,że zrozumiał iż teraz to niemożliwe.

Magda,moja córka,a mama Leonka poszła z nim na konsultację do dermatologa i pani doktor stwierdziła,że krostki na ciele,to rzeczywiście alergia,ale na antybiotyk w maści podany mu na oddziale,którym były smarowane zmiany na stópkach.A te są wynikiem  jakiejś bakterii najszybciej przywiezionej ze wsi(?).Grunt,że kazała zrobuć maść robioną,a tamtą odstawić.Zobaczymy jak to zadziała w praktyce.

Oprócz Magdy,Leosia i Miłoszka,mam jeszcze jednego urwisa-nastolatka!Okres buntu w pełni!!! Jak przystało na dorastającego nastolatka,zawsze on ma rację,a ja nic nie rozumiem(już to przerabiałam) i oczywiście za dużo chcę wiedzieć,a jak wiem,to powinnam milczeć i udawać,że nie wiem.Miłość w tym wieku niejedno ma imię i wierzcie- wiem co mówię,to imię zmienia się systematycznie co pewien czas.

Miłosz na szczęście,nie jest tak kochliwy,a zauważmy,że okres przedszkolny też jest w nie dość szczodry.Więc jeden wiszący na gg chłopak,zupełnie nieobecny duchem,jedynie jego fizyczność daje czasem znać o sobie w miarę narastających kubków w zlewie,łyżeczek(skąd ja ich tyle mam?) i gwizdku czajnika całkowicie mi wystarczy.

Nadchodzi czas karmienia,więc nim młode lwy zaczną się niebezpiecznie kręcić obok mnie idę ,aby przygotować kolację.Pa pa.