W jednej sekundzie - moje życie nabrało sensu...

Utworzono: 2012-01-19

Ciąża kryptonim - "Kropek" cz. I

Moja druga ciąża była zaplanowana w 100%. Chociaż nie do końca byłam przekonana czy tego chcę właśnie teraz. Postanowiliśmy jednak na ten drugi krok w nieznane. Siedząc w lipcowy wieczór na balkonie zażartowałam do Adama -"Zgadzam się na drugie dziecko ale przed tym chcę by mieszkanie było odświeżone-". Na drugi dzień mieliśmy już w domu farby, wałki, pędzle i inne potrzebne rzeczy do remontu. Teraz nie miałam już odwrotu. Nasza córka Marianka wtedy 4 letnia pojechała na wakacje do dziadków do Połczyna Zdroju my mieliśmy czas dla siebie a tak na prawdę czas na malowanie. Przed wyjazdem Mani mieliśmy wielkie plany: kino, puby, wolna chata a skończyło się na malowaniu w upale. Temperatura w mieszkaniu dochodziła do 32 stopni, farba się lepiła a my stukaliśmy się w głowę, po co nam to było? a no po drugie dziecko :-) Zaszłam w ciąże we wrześniu czyli udało się, stało się, nie ma już odwrotu. Termin przyjścia na świat dziecka waha się między 12 a 23 czerwca. Muszę przyznać szczerze, iż gdy już w 100% wiedziałam, że w moim brzuchu zaczyna rozwijać się nowe życie miałam w głowie burzę. Za miast cieszyć się wewnętrznie wpadłam w panikę, myślałam -"Gdzie ja znajdę dla niego miejsce? Jak my sobie poradzimy? I co teraz?-" To trwało kilka dni i moja głowa to przetrawiła, zaczęłam myśleć pozytywnie. Mówi się, iż każda ciąża jest inna i to święta prawda. Myślałam, że będzie tak Jak z Manią, będę pełna energii, że będę promieniować, że do samego rozwiązania będę tylko patrzeć jak brzuszek mi rośnie. A tu niespodzianka... W siódmym tygodniu ciąży coś złego zaczęło się dziać. Od 3 może 4 dni pobolewał mnie brzuch lekceważyłam to, ból był do zniesienia, myślałam, że to normalne. Okazało się inaczej ........ wróciłam wieczorem z angielskiego i dostałam bez żadnego uprzedzenia, bez żadnych skurczów, bóli czy innych znaków ostrzegawczych potwornego krwotoku, może nie do końca krwotoku ale mój organizm pozbył się jednorazowo dużej ilości krwi. Wystraszyliśmy się nie na żarty, Adam wezwał pogotowie, zabrali mnie do szpitala. Jadąc karetką w głowie miałam jedną myśl, że dziecka już nie ma. Zabrano mnie na badanie i usłyszałam szybkie bicie serca, na monitorze pojawiła się ruszająca kropka. Dziecko miało się dobrze, gorzej ze mną bo nikt nie wiedział co to było i dlaczego. Położono mnie na wielką salę, gdzie było sześć łóżek a w nich leżące przyszłe mamuśki. Tak leżałam i leżałam i leżałam, w tym cholernym szpitalu nikt nic nikomu nie mówił, traktowano nas jak przedmioty. Na 3 dobę nie wytrzymałam odmówiłam przyjęcia tabletki, tym bardziej, że przez 2 dni nikt się mną w zasadzie nie interesował a tu nagle tabletka. Tabletka? Pytam na co?, po co?, dlaczego? Usłyszałam, że to na podtrzymanie ciąży spłynęło to po mnie jak po przysłowiowej kaczce. Poprosiłam o wizytę z lekarzem oczywiście nie przyszedł, więc poczekałam na obchód. Przyszła Pani doktor zaznaczam, iż pierwszy raz ją widzę na oczy, pani oburzona, że pacjent odmawia przyjmowania leków więc grzecznie wytłumaczyłam dlaczego. Usłyszałam, że moja ciąża jest zagrożona bo odkleja się kosmówka. Zabrzmiało to na prawdę jak kosmos. Pani poszła nie tłumacząc nic więcej. Wykonałam do męża telefon, Adam od razu skontaktował się z doktorem Google, już wiedzieliśmy co to ta tajemnicza kosmówka. Grzecznie przeleżałam noc i z niecierpliwością czekałam na ranny obchód z całą świtą z ordynatorem na czele, który był jedyną osobą wykonujący mi jakiekolwiek badanie, więc moim skromnym zdaniem najbardziej zorientowanej w mojej sytuacji. Przyszli..... -"Jak się Pani czuje-" uwielbiam to pytanie. Moja odpowiedź była krótka -"Wyśmienicie-" Po czym zadałam pytanie o mój stan a szczególnie o stan dziecka, które miało wówczas 4 cm. Pan ordynator zaczął od tego, że ja niby nie chce brać leków i, że tak nie można. Usłyszałam znowu o kosmówce ale już byłam mądrzejsza już wiedziałam co to takiego, że mam się oszczędzać, że mam jakiegoś krwiaka, który się wchłonie lub i nie. Słuchałam cierpliwie ale Pan ordynator w pewnym momencie przesadził mówiąc, że ja krwawię i, że muszę leżeć, w tym miejscu przerwałam. Podniesionym głosem poprosiłam ordynatora o to by przed wizytą do swoich pacjentów zapoznał się z ich kartami a potem mówił czy ktoś krwawi czy nie. Przypomniałam mu, że to on mi robił badanie więc powinien znać mój przypadek co do krwawienia. Nadmieniłam również, że jesteśmy pacjentkami, które są w wyjątkowych sytuacjach, że czekamy na przyjście na świat naszych dzieci i wtedy zapytałam -" może uważacie że 7 tydzień ciąży to jeszcze nie ciąża i nie warto się tym zajmować?-" zapanowała cisza na całej sali, cała świta zamarła, tylko Pan ordynator coś pochrząkiwał. Jeszcze raz powiedziałam, że czuję się wyśmienicie i, że chcę wrócić do domu do mojego męża i mojej Marianki, która tak na marginesie bardzo za mamusią tęskniła. Bez zbędnych ceregieli wypisano mnie jeszcze tego samego dnia do domu. Przed wyjściem ze szpitala umówiłam się na wizytę do mojego lekarza ginekologa, który prowadzi moją ciąże. Po 16:00 byliśmy na wizycie, opowiedziałam mu co się wydarzyło i jaki miałam "ciekawy" pobyt w szpitalu. Zrobił mi USG i co się okazało?, że żadna kosmówka mi się nie odkleja, że jest jedynie krwiak, ale po leżeniu i przyjmowaniu antybiotyku się wchłonie. Powiedział mi co robić, jakie leki brać i co najważniejsze uspokoił nas. Teraz mogłam jechać wreszcie do domu... leżeć. Leżałam tak ze 3 tygodnie, ciężko było, oj było, muszę tu w tym miejscu złożyć ukłon wszystkim Panią, które przeleżały całe 9 miesięcy, kto tego nie doświadczył nie wie o czym mówię i dlaczego ten ukłon. Po 3 tygodniach pojechałam na kontrolę, krwiak się wchłonął ale pojawił się kolejny ale maluśki jak to ujął mój lekarz. Miałam się oszczędzać i miałam się zachowywać jak mi rozsądek podpowiada. Ulżyło mi, mogłam wreszcie rozprostować kości i robić małe wypady czy to do miasta czy na spacery. Zbliżały się święta Wigilia, mieliśmy jechać do mojej mamy, która bardzo cieszyła się, że wyprawi święta w swoim nowym domu. Moja Mama w 2006 w maju wyszła po raz drugi za mąż i wyprowadziła się w kieleckie na wieś Czajków Południowy, przeprowadziła tam małą rewolucje :-) Wybudowała ze swoim mężem dom i bardzo chciała byśmy przyjechali na święta, my też chcieliśmy tym bardziej, że moi bracia, którzy mieszkają w Chinach zrobili wszystko by też być, chcieliśmy wszyscy razem się spotkać, bo dawno nie siedzieliśmy przy jednym stole tym bardziej w święta. Wcześniej przed świętami mieliśmy wpaść do Zakopanego, hotel już był zarezerwowany i wielkie plany Adama na zdobycie jakiegoś ośnieżonego szczytu. Mój ginekolog odradził nam jakiegokolwiek wyjazdu, mówił, że za daleko, za długo i lepiej dmuchać na zimne. Wszystkim było przykro ale dla mnie liczył się w tym momencie Kropek, takie imię otrzymał na czas pobytu w brzuchu :-) Szkoda mi było mojego Adama, tak bardzo czekał na ten wyjazd w góry, muszę w tym miejscu nadmienić, iż mój mąż zakochany jest w górach dlatego ten wyjazd tak go cieszył, mówił, że to ostatni przed pojawieniem się dziecka i, że zanim znowu zobaczy góry to Kropek będzie musiał mieć przynajmniej skończony roczek. Więc długa rozłąka czeka mojego męża a tu klops ja tą rozłąkę jeszcze bardziej wydłużyłam.

c.d.n  

Komentarze

Jeśli chcesz dodać komentarz musisz się zalogować.

Jestem szczęśliwą mamą dwójki wspaniałych dzieci oraz najszczęśliwszą żoną pod słońcem :-)
Kwiecień 2024
PN WT ŚR CZ PT SO ND
01 02 03 04 05 06 07
08 09 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30          

Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?



Zobacz wyniki ankiety, skomentuj