Wspominając moje dziecięce lata i podwórkowe życie,przed oczami stają mi róznorakie gry i zabawy.Słynna "koperta",do której zawsze mozna było nieopodal znaleźć kawałki kolorowych szkiełek,grała pierwsze skrzypce.Ileż to się wyskakałam w tę i spowrotem by zaliczyć wszystkie cyferki,tak przodem jak i tyłem...Na drugim miejscu plasuje się guma...Nie,nie ta do zucia ;), a raczej ta "do majtek" :) Ale oczywiście-nowuśka,nie uzywana,prosto ze sklapu :) Oj,rózne były: biała-zwykła,kolorowa z koroneczką...barwnie było,bo gdzie nie spojrzeć-dziewczynki stały uwięzione w gumie :) Tu najgorsze było tzw "męczko",czyli układ pojedynczych zaliczeń.. (mało kto za pierwszym razem zaliczał).No i oczywiście,nie mogłabym nie wspomnieć o huśtaniu sie na hustawce "od dechy do dechy" (oj,mocno trzeba było sie trzymać),czy o fikołkach na trzepaku.Tu nawet trzeba było sobie kolejkę zamówić..a jak! 

Jedno co najważniejsze widzę wracając myślami do tamtych czasów,to jest to,że wówczas NIKT SIĘ NIE NUDZIŁ!!! Jakoś...nie było czasu :) Zabawy i śmiechu było mnóstwo,zdarzało się też zdarte kolano czy kawałek jabłka zjedzony z robakiem.I dobrze,i fajnie było...i nikomu nic się nie stało....

Ile bym dała teraz,by moje dziecko czerpało radochę z takich zabaw..by W OGÓLE chciało byc na podwórku,zamiast przed laptopem (względnie Xboxem...).