Utworzono: 2010-07-21
Nasze szczęście po drugiej stronie brzuszka...
W związku z tym, iż tak dużo się dzieje, postanowiłam zacząć pisać bloga (by zapamiętać te ważne i mniej ważne chwile z życia świeżo upieczonej mamy).
Ciąża- okres pełen wzlotów i upadków, ciągłej niepewności o zdrowie oczekiwanego szczęścia.
Poród...hmmm...po 2,5 tyg. pobycie w szpitalu (rozpoczętym bardzo ładną akcją skurczową, zakończoną tylko 3cm rozwarcia; jedną próbą "wywołania" i codziennym wyrazem padającym z ust lekarzy na obchodzie: "czekamy"), gdy już wiadomo było, że 14.07.2010r. mały zawita na świecie (dołem albo górą jak to powiedział profesor :p)- poraz ostatni miałam zostać podłączona do kroplówki "wywołującej", jeśli nie pomogłaby to "ciach-ciach" i po sprawie- o 2giej w nocy zaczęły odchodzić mi wody płodowe, no i cóż, przewieźli mnie na porodówkę... Leżałam tam sobie jakiś czas podpięta pod ktg (jakieś tam skurcze zaczęły się ok.3ciej), po 5tej przenieśli mnie na salę do porodów rodzinnych, wpuszczając przy tym mojego M (biedaczek kilka godzin męczył się na masowaniu moich plecków). Skurcze, jak to skurcze- bolały jak jasna cholera, ale dla dobra sprawy trza było jakoś wytrwać :) (szczerze mówiąc, gdyby nie M- w połowie porodu kazałabym się pokroić). Najbardziej rozbrajające było to, że lekarz albo położna rzadko do nas zaglądali i pewnie dlatego poród tak długo trwał (przeszło 11 godzin). Nie pamiętam dokładnie o której godzinie, ale napatoczył się lekarz (jeden z lepszych pracujących w szpitalu, w którym rodziłam) i po zbadaniu mnie powiedział, a w zasadzie zapytał, czemu tu nikogo nie ma, przecież tu jest akcja porodowa? (pozostawiam to bez komentarza) no i zleciało się towarzystwo pomocowe...kilka/ kilkanaście (sama już nie pamiętam) parć, nacięcie krocza i główka (niestety dwukrotnie owinięta pępowiną) ukazała się na zewnątrz- lekarka szybciutko przecięła pępowinę, a drugi lekarz naciskając na mój brzuch wypchnął małego. Chwila grozy- mały siny, nie płacze (kolejne zabiegi pomocowe- oczyszczenie noska, poklepanie po pleckach i delikatny, aczkolwiek oczekiwany krzyk, w zasadzie kwilenie). Kiedy dali mi go na klatkę piersiową nie mogłam uwierzyć, że przed chwilką jeszcze był w brzuszku...Popłakałam się dopiero wtedy, gdy ujrzałam małego w objęciach tatusia- cudowny, niezapomniany widok i przeżycia, których nie da się opisać...
Zapomniałabym o cyckowaniu- poraz pierwszy położna pomogła mi przystawić Ignasia ok. 1-2 godz. po porodzie (po zabiegach pielęgnacyjnych moich i małego) i całkiem nieźle poszło. Drugiego dnia bylo już gorzej, bo mały ani myślal złapać pierś, a do tego strasznie płakał przy próbach przystawiania. Wieczorem (inna położna, bardziej cierpliwa pomogła nam i) było już lepiej, ale niestety pokarmu w piersiach nie było zbyt dużo, więc początkowo musiałam dokarmiać butelką, którą w trzeciej dobie mały sam odrzucił (bardzo się cieszę z tego powodu). Cierpliwość i upór rzeczywiście popłacają:) I teraz cyckujemy sobie już całkiem nieźle- czasem tylko cosik Igusiowi nie pasuje, ale staram się wtedy zmieniać pozycję...oby tak dalej...
Listopad 2024 | ||||||
PN | WT | ŚR | CZ | PT | SO | ND |
01 | 02 | 03 | ||||
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?
Zobacz wyniki ankiety, skomentuj
Ulubione spodnie dzieci? Wiadomo, że dresy! Dzieci mają tu upodobania zbieżne z...
Komentarze
Jeśli chcesz dodać komentarz musisz się zalogować.