Utworzono: 2010-07-26
Pierwsze tygodnie z życia Łukasza
Nie były miłe.Najpierw przedłużony pobyt w szpitalu,wenflon w główce,masa badań moczu...Myślałam,że z a nami najgorsze.A tu...
Na 6 października 1997 zaplanowaliśmy powrót do domu.Mój tata miał wrócić z pracy i popołudniu przywieźć nas do Piaseczna.Niestety,los chciał inaczej.W piątek 3 października, wieczorkiem Łukasz już wykąpany ,nakarmiony spał w wózeczku.Na czas pobytu u babci i dziadka to było jego łóżeczko.Akurat przyszła do nas sąsiadka,zaprzyjaźniona od lat ciocia Basia (od małego tak na nią mówiliśmy i tak zostało do dziś).Przychodziła bardzo często do mojej mamy.I tym razem też przyszła.W pewnym momencie zauważyła,że z Łukaszem coś się dzieje.Ja tak naprawdę nie pamiętam zbyt dużo,kojarzę tylko ,ze zrobił się jakiś marmurkowy ,tak jakby się krztusił.Po prostu zachłysnął się mlekiem.Szybko telefon na pogotowie.Rodzice już mieli,akurat w dniu ,gdy ja wychodziłam ze szpitala-założyli im.Na pogotowiu "to proszę szybko przywieźć dziecko "! No to,trempo przyśpieszone,to co ważne,pieluchy,jedne,drugie,dokumenty,samochód,szpital. Wszystko działo sie błyskawicznie.Nie wiem ,która to mogła być godzina-19,może 20.Na izbie przyjeć oczywiście szybko dość zajęli sie małym.Po obejrzeniu synka i jego badań z czasów ciąży-rozkaz "Zostajemy w szpitalu". A ja- ŁZY W OCZACH.
Przecież w poniedziałek miałam wracać do domu!A ja miałam zostać w szpitalu? Nie mogłam tej myśli znieść,czyułam się zagubiona,nie dość ,ze świeżo upieczona mama,to jeszcze na początek jakieś problemy.No ale cóż,nie miałam wyjścia.
To były moje najgorsze i najdłuższe 2 tygodnie w życiu.Byłam z malutkim synkiem na oddziale dziecięcym w szpitalu w Mińsku Maz.Nie zapomnę tych ciągnących szwów po porodzie,bolesnego siadania,i niemożności znalezienia sobie właściwej pozycji do karmienia.Szwy ciągnęły i to bardzo.Najbardziej pasowało mi siedzenie po turecku,ale pani doktor T. krzyczała za to.Ryczałam dzień w dzień.Nie dość ,że plany pokrzyżowane -to jeszcze te utrudnione posiedzenia.
Na szczęście po otrzymaniu leków synek dochodził do siebie.Miał zrobione USG brzuszka,nerki były dalej z poszerzonymi kielichami.Masa badań moczu,infekcja układu moczowego,leukocyturia.Do szpitala trafił z zażółceniem powłok skórnych z cechami infekcji górnych dróg oddechowych.Stwierdzono stridor.W moczu stałe zanieczyszczenia,ale badania ogólne moczu były prawidłowe.W celu wykluczenia refluksu wykonaną miał cystografię mikcyjną w CZD w Międzylesiu.Jeździłam oczywiście z nim.Na szczęście badanie było prawidłwowe.Synuś na tym oddziale został przebadany właściwie od stóp do głów- okulistycznie,laryngologicznie,ortopedycznie,usg stawów biodrowych,nawet -na sam koniec-kardiologicznie.W dn.17 października jeżdziliśmy do CZD do Międzylesia na echo serca.Było wszystko w porządku.Po tym badaniu wróciliśmy prosto do szpitala,ale tylko po to by zabrać wszystko co nasze i wrócić do domu.Wypis dostaliśmy 20 października.
Ciężko było przez te dni.Moi rodzice jednak to wspaniali ludzie.Tata przyjeżdżał po mnie co jakiś czas,dzieki czemu mogłam wykąpać się u rodziców i coś zjeść,potem znów zawoził mnie do szpitala.Dobrze ,że można było przebywać razem z dzieckiem! Tyle,że brak łóżka i możliwości normalnego spania wykańczały mnie.To była dla mnie niezła nauka przetrwania.
Po wyjściu ze szpitala dostałam masę zaleceń: kontrole w por.konsultacyjnej u pani dr T.,kontrolne usg brzuszka (co jakiś czas),kontrola u ortopedy,rehabilitacja,co 2 tygodnie badanie ogólne moczu,a posiewy co miesiąc.Neurolog.No i to co zwykle-wit.D3,kąpiel,spacery.A w razie utrzymywania zmian w układzie moczowym-nefrolog.No i niestety,zmiany się utrzymywały,więc wizyta była nieunikniona.Jeździliśmy więc na kontrole do nefrologa do Siedlec w szpitalu na ul.Poniatowskiego.Do czasu aż wszystko się unormowało.
Gdy 20 października dostaliśmy tylko wypis już na drugi dzień było pewne ,że wracamy czym prędzej na wieś.Dziecko musiało szybko trafić tam,gdzie miało mieszkać.A właściwie przez 1,5 miesiąca od dnia narodzin nie było jeszcze w domu! Dlatego jak tylko tata wrócił z pracy,mój brat wziął samochód i zawiózł nas tam gdzie trzeba.Mąż z synkiem poszli do domu,a ja- jeszcze musiałam coś załatwić.Pojechaliśmy od razu do kościoła załatwić chrzest.Nie chciałam z tym długo czekać. Nie po tych wydarzeniach.Zresztą tak miałam zaplanowane by chrzest zrobić w ostatnią niedzielę października..
I tak było: 26 października Łukasz został ochrzczony.Od tamtych wydarzeń mija już 13 lat. We wrześniu syn skończy 13 lat ,idzie do I kl.gimnazjum i jest moim ukochanym synusiem.Ilekroć razy patrzę na niego-przypominają mi się te chwile z ciąży.Owszem,nie jest idealnym dzieckiem.Jak każdy nastolatek jest teraz w okresie buntu.Ale i jest bardzo nerwowy. Wierzę jednak w to,że nerwy które przeszłam w ciąży wpłynęły na niego i teraz to mu zostało.Oczywiście,kiedy trzeba -dostanie burę.Ale mimo wszystko-nie wyobrażam sobie,jakby miało go nie być : "BO MOŻE TRZEBA BĘDZIE USUNĄĆ CIĄŻĘ". Dokąd będę żyła,nie zapomnę tych słów.
Listopad 2024 | ||||||
PN | WT | ŚR | CZ | PT | SO | ND |
01 | 02 | 03 | ||||
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Co sądzisz o tym, by każda kobieta mogła zażądać porodu w drodze cesarskiego cięcia?
Zobacz wyniki ankiety, skomentuj
Ulubione spodnie dzieci? Wiadomo, że dresy! Dzieci mają tu upodobania zbieżne z...
laska | 26-08-2010 23:46:13 | zgłoś naruszenie
dorota74 | 27-08-2010 13:31:47 | zgłoś naruszenie