Obudziłem się w nocy i było mi jakoś tak dziwnie. Przyjechała mamusia (bo miała wolny wieczór) i nie miałem siły się ani rozpłakać, ani ucieszyć. Mama nakarmiła mnie i stwierdziła, że jestem jakoś taki "za ciepły". Zmierzyła mi temperaturkę w pupce i wyszło aż 39 st.C, a za drugim razem 39,3 (przy okazji zrobiłem kupkę). Potem mama zadzwoniła na 112->pogotowie->do lekarza na Banacha i ten jej poradził, by mi dać czopek z paracetamolem. Więc biedny tatuś poszedł do apteki (o 1 w nocy) i kupił lek, po którym gorączka spadła - mama to wiedziała nawet bez mierzenia, bo zacząłem dokazywać. I tak ok. 2 poszedłem spać. A rano wstałem tak jak gdyby nigdy nic po 7 :P.