Głosy: 46
Opowieść wigilijna
Była połowa grudnia, bezlitosny mróz swym powiewem unieruchamiał wszelkie oznaki tego, że jednak przyjdzie odwilż. Szłam do pracy owinięta w dwa szaliki z dodatkiem kaptura. Wyglądałam jak Hinduska, której oczy są jedyny dowodem na to, że pod tą stertą ubrań kryje się jednak ludzka postać. Mój samopoczucie było zdeterminowane nie tylko głupimi warunkami atmosferycznymi, ale również faktem, że kolejny czas wyczekiwania a wraz z nim rosnące nadzieje poszły na marne. Czy nie dane mi jest doświadczyć najwspanialszego uczucia na świecie jakim jest miłość do kiełkującego życia?
Jesteśmy już 4 lata po ślubie. Początkowo nie wymuszaliśmy na sobie presji posiadania potomstwa-ja kończyłam studia, mąż wyjeżdżał w delegacje do Hamburga. Co prawda rzadko się widywaliśmy, ale to nie oznacza, że się oddalaliśmy. Jednak w pewnym momencie, złapaliśmy się na tym, że w naszym związku brakuje nam kogoś ,na kogo moglibyśmy przelać nasze uczucia, które kiedyś skrywane-teraz ujawniały się ze wzmożoną siłą. Lawiny zdjęć znajomych ze swymi maleństwami pojawiające się masowo na facebooku wzbudzały w nas nieprawdopodobną zazdrość i tęsknotę….Tęsknotę za malutkim człowieczkiem, którego jeszcze nie ma…a my już go kochamy.
Nasze dwuletnie starania spełzły na niczym. Początkowo pocieszałam się tym, że moja mama również długo starała się o pierwsze dziecko-pewnie to geny-wmawiałam sobie. Nie jestem w stanie powiedzieć ile stron w Internecie, ile poradników, książek i broszur przeszło przez nasze ręce. Każda niestrawność, czy spóźniająca się choćby o dzień miesiączka budziły do życia nasze nadzieje. W końcu postanowiliśmy dać sobie na wstrzymanie jednak w międzyczasie zamówiliśmy wizytę u specjalisty.
Zanim doszłam do zakładu pracy zdążyłam tak zmarznąć, że dopiero po wypiciu dwóch herbat z miodem zaczęłam dochodzić do siebie. Zaraz potem zadzwonił mąż by dopytać się o szczegóły listy prezentów, jaką przez cały wieczór tworzyliśmy dla całej rodziny z wypiekami na twarzy. Skończyłam rozmowę i jakoś tak dziwnie się poczułam, koleżanka podając mi szklankę wody, spytała wesoło- A może w ciąży jesteś? – uśmiechnęłam się lekko – poranny test nie pozostawił mi żadnych wątpliwości. – Gdybym ja wierzyła testom, to bym do dzisiaj była bezdzietna-zwolnij się i leć do lekarza. Posłusznie choć bez wiary zawlokłam się do miejsca przeznaczenia, z którego wybiegłam cała w skowronkach. Jeszcze tylko szybki telefon do męża- Kochanie, musimy nanieść poprawki na tą naszą listę prezentów…
Jesteśmy już 4 lata po ślubie. Początkowo nie wymuszaliśmy na sobie presji posiadania potomstwa-ja kończyłam studia, mąż wyjeżdżał w delegacje do Hamburga. Co prawda rzadko się widywaliśmy, ale to nie oznacza, że się oddalaliśmy. Jednak w pewnym momencie, złapaliśmy się na tym, że w naszym związku brakuje nam kogoś ,na kogo moglibyśmy przelać nasze uczucia, które kiedyś skrywane-teraz ujawniały się ze wzmożoną siłą. Lawiny zdjęć znajomych ze swymi maleństwami pojawiające się masowo na facebooku wzbudzały w nas nieprawdopodobną zazdrość i tęsknotę….Tęsknotę za malutkim człowieczkiem, którego jeszcze nie ma…a my już go kochamy.
Nasze dwuletnie starania spełzły na niczym. Początkowo pocieszałam się tym, że moja mama również długo starała się o pierwsze dziecko-pewnie to geny-wmawiałam sobie. Nie jestem w stanie powiedzieć ile stron w Internecie, ile poradników, książek i broszur przeszło przez nasze ręce. Każda niestrawność, czy spóźniająca się choćby o dzień miesiączka budziły do życia nasze nadzieje. W końcu postanowiliśmy dać sobie na wstrzymanie jednak w międzyczasie zamówiliśmy wizytę u specjalisty.
Zanim doszłam do zakładu pracy zdążyłam tak zmarznąć, że dopiero po wypiciu dwóch herbat z miodem zaczęłam dochodzić do siebie. Zaraz potem zadzwonił mąż by dopytać się o szczegóły listy prezentów, jaką przez cały wieczór tworzyliśmy dla całej rodziny z wypiekami na twarzy. Skończyłam rozmowę i jakoś tak dziwnie się poczułam, koleżanka podając mi szklankę wody, spytała wesoło- A może w ciąży jesteś? – uśmiechnęłam się lekko – poranny test nie pozostawił mi żadnych wątpliwości. – Gdybym ja wierzyła testom, to bym do dzisiaj była bezdzietna-zwolnij się i leć do lekarza. Posłusznie choć bez wiary zawlokłam się do miejsca przeznaczenia, z którego wybiegłam cała w skowronkach. Jeszcze tylko szybki telefon do męża- Kochanie, musimy nanieść poprawki na tą naszą listę prezentów…
Głosowanie zakończone
kasia2 | 2016-01-05 08:07:33 | zgłoś naruszenie
kasia2 | 2016-01-03 11:55:55 | zgłoś naruszenie
blondii1985 | 2016-01-02 19:08:00 | zgłoś naruszenie
kasia2 | 2016-01-02 13:02:05 | zgłoś naruszenie
hopkaa | 2015-12-30 23:10:28 | zgłoś naruszenie