Moj Beniu, jest jeszcze malutki i nie wiele mowi. Dlatego wiekszosc zabawnych sytuacji wynika raczej z jego gestow i zachowan. W sumie, wiele jeszcze o nim opowiedziec nie mozna, ale ostatnio byla taka sytuacja, ktora pomimo wielu lez wywolala wielki usmiech na mojej twarzy... a takze wiecej lez... jednak wzruszenia.
Historia troche mrozaca krew w zylach. Ok 2-3 tygodni temu moje nerki postanowily, ze czas na porod- kamieni. Ja sama w domu z dzieckiem. Rano jeszcze wszytsko bylo ok, malego nakarmilam, chwile sie z nim pobawilam... i nagle cos zaczelo pobolewac. Malego polozylam spac, sama sie wygodnie rozlozylam na kanapie, mysle poleze- odpoczne, cokolwiek sie dzieje, przejdzie. Nie przeszlo... juz pol godziny pozniej wylam z bolu. Niestety, tatus Benia nie mogl zwolnic sie z pracy ale zalatwil, ze babcia, jak tylko skonczy od razu do nas przyjedzie... dodal, zebym sie nie martwila, jeszcze tylko 3,5 godziny i bede miala spokoj. Niestety, to wcale mi nie pomoglo. Wilam sie z bolu, nie wiedzac co mi jest. Beniu sie obudzil. Jakos udalo mi sie go wyjac z lozeczka. Najpierw mnie obserwowal, glaskal, calowal. Byl wyjatkowo grzeczny. Jakby wiedzial, ze cos jest nie tak.
Moje samopoczucie sie pogarszalo z minuty na minute. Doszly wymioty. Bezsilnosc jaka czulam, zal i strach, ze moje biedne dziecko musi na mnie taka patrzec, wyjaca z bolu, zaplakana, wiszaca nad wiadrem byla przerazajaca. Jednak on twardo, ciagle przychodzil, mowil do mnie po swojemu, tym swoim przeslodkim glosem, glaskal mnie po glowie, wdrapywal sie na kanape, tulil sie do mnie... W jednym momencie doczolgalam sie do kuchni, tam mamy taki maly schowek, gdzie stalo wiadro, jedyne sensowne miejsce, zeby radzic sobie z problemem z zaladkiem. Maly strasznie plakal, podnosil moja glowe, glaskal... I to ciuchutke Mama mama nie nie nie, mama nie. Wrocilam na kanape, lezalam i plakalam. Dziecko od sniadanka nic nie jadlo, mleka pewnie by chcialo, soczku... czuje ze kupa w pieluszce juz od dawna. Jeszcze pol godziny i przyjdzie tesciowa, bedzie ktos, kto bedzie mi mogl pomoc. Lezac i rozmyslajac, uslyszalam, ze Beniu otworzyl lodowke... nie mialam nawet sily wstac i tam pojsc, zeby go zabrac z kuchni. I slysze, ze idzie do mnie, z tym swoim mamama mamam mamam am am am. Przyszedl, z marchewka. I daje mi ja do reki. Przyklada do ust. Poplakalam sie, przytulilam, wycalowalam. Dzien wczesniej, probowalam go przekonac do zjedzenia surowej marchewki, chrupalam, smialam sie, klaskalam. Biedactwo, chyba chcialo mnie rozweselic. Do dzis mam lzy w oczach, jak o tym mysle. Glodny, z kupa w pieluszce od chyba dwoch godzin, ale pamietal z czego mama dzien wczesniej sie smiala
Inna sytuacja ok pol roku temu, kiedy Beniu ledwo skonczyl roczek. Tez nieczeszczescie, trzeba bylo wymienic dach. My mieszkalismy chwilowo u tesciow, pare metrow od naszego domu a do naszego domu przyszla ekipa 'dachowcow'. Obiecalam dzien wczesniej, ze przyjde z kanapkami, zeby sie niczym nie martwili. No i poszlismy z Beniem z walowka dla panow. Jak juz wychodzilismy, Beniu odwrocil sie i popatrzyl na dach... A tam szesciu panow po tym dachu chodzi. Stoi, mysli. Nie chce isc. Pokazuje paluszkiem i drze sie na caly glos: TAAATAAA, TAAAATA, TAAATAAAA i wymachuje tymi swoimi raczkami
Panowie wszyscy razem odwrocili sie, popatrzyli na niego i zaczeli sie smiac i zartowac jak to panowie maja w swoim zwyczaju, kazali mu wybrac sobie jednego z nich na tate (mimo, ze Beniu tate ma, i to calkiem fajnego)a Beniu dalej swoje Taaataaaa taaaatattaaaaa. Ja purpurowa na twarzy uciekalam jak najszybciej sie dalo... choc dzis smieje sie z tej sytuacji, jak to Beniu sobie tatow wypatrzyl
Czytam tutaj te wszystkie historie, wiem ze moje nawet przy nich nie stoja ale co tam, postanowilam sie nimi pochwalic... i nie moge sie doczekac kiedy moj lobuziak zacznie tak na dobre lobuzowac, klocic sie z nami i zadziwniac nas swoimi pomyslami kazdego dnia
Bo musze powiedziec, ze rosnie nam tutaj niezle ziolko
Prosimy o glosiki:
Beniu na tropie wiosny
[
ebobas.pl]
[link widoczny po zalogowaniu]
[link widoczny po zalogowaniu]