Cześć dziewczyny!
Widzę, że tu aż wre od opowieści o teściach
Jak tak się Was naczytałam, to cieszę się, ze nie mam takiego problemu. Moi teściowie od jakichś 17 lat nie są razem (ale żyją bez rozwodu). Z teściową żyję bardzo dobrze- może dlatego, że rzadko do niej jeździmy. Natomiast z teściem miałam na pieńku na samym początku (często się widujemy), ale raz tupnęłam głośniej nogą- no... może dwa...- i czuje do mnie respekt. Dałam mu parę razy odczuć swoją wrogość- nie powiem, a on o dziwo nigdy. Teraz żyjemy raczej dobrze, choć bywają dni, że strasznie mnie denerwuje... ale zdaję sobie sprawę, że ja też potrafię mieć dni, w których ja wszystkich wokół drażnię
Najwięcej utarczek miałam z siostrą męża. Jest starsza od niego o 4 lata. W pewnym momencie wprost narzuciła mi, że to ona będzie moją teściową (matka odeszła od nich wcześnie i zostali z ojcem, a ona jako starsza siostra uważa, że wychowała mojego męża- żenujące...), na co ja ją obśmiałam i powiedziałam "Wybacz, ale ja już mam teściową, a Tobie radzę się nie wtrącać w nasze życie". Były kłótnie i wyzwiska... ehhh... szkoda gadać... Zawsze się z niej podśmiewałam jak tworzyła jakieś głupie sytuacje, ale w pewnej sytuacji już nie wytrzymałam i wykrzyczałam jej co o niej myślę. Było parę cichych miesięcy, po czym przeprosiła za wszystko i obiecała więcej się nie wtrącać. Od tamtej pory czuje respekt, wie że ze mną nie ma przelewek... I jest zgoda. Jak ktoś mi nie załazi za skórę, to ja też jestem w porządku w stosunku do danej osoby.
Inna sprawa to moi rodzice, a raczej matka.
PatrycjaB mam podobną sytuację do Twojej...
Aż mi wstyd przed rodziną męża...
Męża siostra, nawet jego ojciec co chwilę się pytają jak się czuję, czy mi czegoś nie trzeba, wprost nie mogą się doczekać naszego Igorka
... aż się miło robi na sercu... A moja matka... eh... W skrócie napiszę, że nie odzywamy się od Świąt (ona zawiniła, a teraz ciężko jej się chyba do tego przyznać). Z mężem mieszkamy w dwupiętrowym domu mojej matki, a moi rodzice w Warszawie- tam mają mieszkanie, pracę etc. Rodzice przyjeżdżają do nas (czyt, do swojego domu) w każdy weekend, urlop, wolny dzień, Święta.... (już chyba wolałabym jeździć do teściów). Chyba nie muszę dodawać jak jest to męczące... My zajmujemy drugie piętro, a oni jak przyjeżdżają, zajmują pierwsze, ale mamy jedną kuchnię, jeden piec co, jedno wejście
Mało tego!!!! Takie okazje jak imieniny, święta... rodzice sobie organizują u nas!!!! Zapraszają sobie gości i oczekują, że przed i po nich ja posprzątam ( i jeszcze pomogę w przygotowaniu wszystkiego!!). Tak byłam wychowana, że to ja zawsze sprzątałam cały dom- nie matka. W te święta nie wytrzymałam. Nasprzątałam się przed świętami, oni sobie zrobili święta (my byliśmy u rodziny męża), po czym tylko po sobie pozmywali i pojechali. Swoich gości położyli spać u nas w łóżkach i nawet nie pościelili tych łóżek! Matki od świąt do dzis nie było. Miałam nie ruszać tego pierdzielnika, ale to w końcu my tam mieszkamy, a mnie aż w dołku ściska jak widzę ten pieprznik! Płąkać mi się chciało.... ale posprzątałam. Ale przysięgłam sobie, że przy następnym takim spędzie, każe im zapraszać gości do Warszawy. Na pewno zakończy się kłótnią- trudno. Najwyżej się wyprowadzimy...
Matka ponad miesiąc się nie odzywa... nawet nie wie, że w każdej chwili mogę urodzić. Zero zainteresowania... a to jej pierwszy wnuk... Smutne...
Ale marudzę... ale jak tak się Wam wygadałam, od razu lżej mi się zrobiło...
[link widoczny po zalogowaniu]
[link widoczny po zalogowaniu]
[link widoczny po zalogowaniu]
Prosimy o głosik!!! :-D
[link widoczny po zalogowaniu]