mam problem z moim niespełna 2letnim synkiem,dodam że nie wychowuje sie tylko i wylacznie z rodzicami ale i dziadkami,prababcią i psem,oczywiscie nie wszyscy na jednym podwórku.o ile z psem umie sie jakos humanitarnie obejsc ze mną i z mezem wrecz przeciwnie,krzyczy,nie chce iść,dziadek za mlodu czesto go nosił i wciąż sie domaga..na spacery pieszo nie chce chodzic jak slyszy spacer pakuje się do wózka..z jedzeniem jest ok ale ze spaniem masakra wybudza sie w srodku nocy i ciagle nas wola jak ma pieluche czy pic to ok ale on wyraźnie chce nami manipulować..jak nie dostanie pod tylku to sie nie uspokoi, ale nie chcę tak

trace cierpliwość przez wiekszosc czasu jestem z nim sama od 7 do16 i choc na ogół bywa znośnie to są momenty ze mam ochotę oddac go do domu dziecka..wiem ze przykre to co mowie,nie slucha jak mowie ze czegoś nie wolno a jak chcę po dobroci to nie dociera,niekiedy sie udaje,pies jest od paru dni ale problem byl juz znacznie wczesniej.nie pracuję, bo mieszkam w malej miescinie gdzie nie ma pracy po moich zasranych studiach pedagogiki a uczyli jak widac rzeczy niepraktycznych.. i siedze z nim juz te 2lata..:/dopiero zaczynam otwierac wlasna dzialalność ,kocham synka,chce dla niego jak najlepiej ale z nadmiaru nerwów przestaję być sobą...
[link widoczny po zalogowaniu]