pamiętam każde przedszkole, do którego chodziłam (było ich 5). z każdego z nich zapamiętałam coś innego. ehhh, wydusze to z siebie wreszcie
Do pierwszego chodziłam jeden dzień
stało się to za sprawą pewnej pani przedszkolanki, która dała mi po łapach za to, że zaglądnęłam do jednej z szuflad z naklejoną biedronką (do tej pory nie wiem czy była to szuflada któregoś dziecka czy może jakiś magazyn cyjanku tej czarownicy
). resztę dnia spędziłam becząc w kącie, czekając z niecierpliwością aż mama skończy pracę.
następne nie było takie złe, ale jedna dziewczynka bardzo mi dokuczała od pierwszego dnia. mimo wszystko podobało mi się, ale długo w nim nie zagościłam, bo przeprowadziliśmy się do innego miasta.
dwa następne były tylko przejściowe, bo znajdowały się za daleko od domu więc czekalimy w nim aż zwolnią się miejsca w tym "docelowym"
niewiele pamietam z tych 2, bo starałam się nie przyzwyczajać, wiedząc z góry, że to tylko taka poczekalnia.
ostatnie przedszkole pokochałam całym sercem
nie było idealne, bo wtedy każde było "specyficzne", ale zaowocowało przyjaźniami na dłuuugie lata. metody iście prl-owskie:
1. zmuszanie do zasypiania (gdy ktoś miał otwarte oczy podczas leżakowania, ponosił karę)
2. zamykanie za karę w pakamerze (był to magazyn leżaków- bez okna, bez światła)
3. upokarzanie dzieci za karę
4. przenoszenie do grupy starszaków małych dzieci lub starszych do maluchów (oczywiście za karę
)
dużo mozna jeszcze wymieniać. cieszę się tylko, że te czasy minęły. nigdy nie posłałabym mojej córki do takiego przedszkola. kłaniam się więc teraźniejszości
Trzy rzeczy zostały z raju: gwiazdy, kwiaty i oczy dziecka.
— Alighieri Dante